Wszystkie kluby i koła opozycyjne opowiedziały się w środę przeciw projektowi ustawy o wydłużeniu kadencji samorządów do wiosny 2024 r. Padły z ich strony propozycje skrócenie kadencji samorządów lub kadencji Sejmu, by uniknąć nachodzenia się wyborów. Za projektem jest tylko klub PiS.
Wybory samorządowe wypadają jesienią 2023 r., jednocześnie jesienią 2023 r. wypada konstytucyjny termin wyborów parlamentarnych. Sejm rozpoczął w środę prace nad przygotowanym przez posłów PiS projektem o przedłużeniu upływającej w 2023 r. kadencji jednostek samorządu terytorialnego do dnia 30 kwietnia 2024 r.
W środę wieczorem odbyła się debata nad sprawozdaniem komisji wobec tego projektu.
Występujący w imieniu klubu PiS poseł Tomasz Ławniczak poinformował, że podczas pracy nad projektem w komisji zaproponowano rezygnację z zapisów, zawierającego precyzyjne ramy chronologiczne wyborów, ponieważ kwestie te opisane są w kodeksie wyborczym.
Ławniczak powtórzył, że klub PiS popiera projekt ustawy w obecnym kształcie, bo nakładanie się jesienią 2023 r. dwóch kampanii wyborczych - do Sejmu i do samorządów jest szkodliwe. Nakładanie się procedur, podkreślał, może zakłócić przebieg kampanii wyborczej zarówno do Sejmu, jak i Senatu.
Polemizował z argumentami, że w przypadku wyborów samorządowych wiosną 2024 r. będą się one nakładać z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Przekonywał, że wybory do PE są zdecydowanie łatwiejsze do przeprowadzenia - nie ma więc zagrożenia w zbliżonym czasie obu elekcji.
Waldy Dzikowski (KO) podkreślał, że "ten projekt jest szkodliwy dla ustroju państwa i ustroju samorządów". Zachęcał rządzące PiS, by - jeśli obawia się nachodzenia na siebie wyborów parlamentarnych i samorządowych - skróciło kadencję samorządów zamiast ją wydłużać i doprowadziło do wyborów samorządowych wiosną 2023. "Wtedy nie będzie wtedy kolizji ani z wyborami parlamentarnymi, ani z samorządowymi" - powiedział.
Przekonywał, że PiS na pewno tego nie zrobi, bo nie chodzi o nachodzenie się wyborów. Głównym sensem projektu jest tak naprawdę powstrzymanie demobilizacji elektoratu przed wyborami parlamentarnymi, w przypadku przegranych wyborów samorządowych - mówił poseł KO.
Argumentował, że projekt jest bardzo szkodliwy dla funkcjonowania samorządu i zapowiedział głosowanie klubu KO przeciw.
Tomasz Trela (Lewica) podkreślał, że projekt nie ma nic wspólnego z dobrem samorządów i nic wspólnego z regułami gry nałożonymi ustawą z 2018 r. "To jest wyłącznie polityczny zabieg, by wybory samorządowe nie odbyły się przed wyborami parlamentarnymi" - powiedział Trela. "Jesteśmy zdeterminowani, by ten projekt wylądował w koszu" - zapewnił.
Jan Szopiński (Lewica) apelował z kolei do tych samorządów, które, według twierdzenia autorów projektu, domagają się wydłużenia kadencji. "Poszukujemy samorządów, które chcą tej zmiany. Pomóżcie PiS i zgłoście się" - kpił.
"Powiedzcie otwarcie: boicie się przegranej w wyborach samorządowych i stąd ta zmiana" - zwrócił się do PiS.
Urszula Nowogórska (Koalicja Polska) argumentowała, że jest możliwe takie wyznaczenie dat wyborów parlamentarnych i samorządowych, by bez przekładania nie nakładały się na siebie. 24 września 2023 można np. przeprowadzić wybory samorządowe, a 5 listopada tego roku parlamentarne - mówiła.
Zwracała uwagę na problem jaki się pojawi, jeśli wójtowie i burmistrzowie zostaną posłami po wyborach w 2023 r. - wówczas ich stanowiska będą przez kilka miesięcy nieobsadzone - bo do wyborów wiosną 2024 r. będzie za mało czasu, by przeprowadzać wybory uzupełniające. "Nie poprzemy tego projektu ustawy" - zakończyła Nowogórska.
Krystian Kamiński (Konfederacja) powiedział, że projekt powinien się nazywać "o dyletanctwie PiS" - PiS bowiem, mówił, bohatersko rozwiązuje problemy, które wcześniej sam sprokurował. To w ustawie z 2018 r. zdecydowano przecież o pięcioletniej kadencji samorządów, choć już wtedy było wiadomo, że wybory parlamentarne będą wypadać w 2023 r.
"Cała ta ustawa ma jedną stronę. Na tej jednej stronie jeszcze zrobiliście błędy. To proszę sobie wyobrazić jak wygląda stan projektów PiS, które mają 700 stron" - mówił Kamiński. Zapowiedział też poprawki Konfederacji, by znieść regułę parytetu płci w wyborach samorządowych oraz by znieść przywileje dla mniejszości narodowych.
Tomasz Zimoch (Polska 2050) zwracał uwagę, że wydłużanie kadencji jest zawsze wątpliwe konstytucyjne. "Ale można skrócić kadencję Sejmu i przeprowadzić wybory parlamentarne wiosną 2023" - zaproponował.
Joanna Senyszyn (koło PPS) przekonywała, że to "skandaliczny, niekonstytucyjny i antydemokratyczny projekt", który powinien zostać koniecznie odrzucony.
"Prawdziwym powodem jego zgłoszenia jest strach, że przegrane wybory samorządowe spowodują przegrane wyborach do Sejmu" - powiedziała. Na to jest jeden ratunek, dodała Senyszyn, rozwiązać Sejm i doprowadzić do wyborów parlamentarnych wiosną 2023 r.
Głosowanie nad projektem w czwartek. (PAP)
autor: Piotr Śmiłowicz