Rządzący przyjrzą się propozycjom urzędników, którzy chcą zreformować administrację i odciąć się od polityki. Nie wykluczają skierowania go do Sejmu, choć nie wszystkie propozycje mają szanse na wdrożenie

Ostatnia duża zmiana w służbie cywilnej miała miejsce w 2016 r. Wtedy zrezygnowano z konkursów na wyższe stanowiska w służbie cywilnej i wprowadzono powołania na podstawie przepisów kodeksu pracy. Rządzący zapowiadali, że to nie koniec zmian dla członków korpusu służby cywilnej. Pojawił się m.in. pomysł stworzenia kodeksu urzędniczego, który swoją regulacją objąłby wszystkich pracowników administracji rządowej i samorządowej.
Ostatnio nowelizację ustawy z 21 listopada 2008 r. o służbie cywilnej (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1233 ze zm.) chciał przeprowadzić Dobrosław Dowiat-Urbański, szef służby cywilnej. Jednak w ubiegłym roku została ona zablokowana na etapie Stałego Komitetu Rady Ministrów. Teraz pojawił się projekt przygotowany przez Stowarzyszenie Absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Czy będzie miał większe szanse? Politycy ekipy rządowej obiecują, że przyjrzą się tym rozwiązaniom. Nie jest wykluczone, że projekt stanie się inicjatywą poselską większości parlamentarnej.
- W ostatnich latach obserwujemy postępujący upadek znaczenia i osłabienie roli służby cywilnej - mówi Jerzy Siekiera, prezes Stowarzyszenia Absolwentów KSAP. Szczególnie krytycznie ocenia obowiązujący dziś tryb obsadzania wyższych stanowisk w służbie cywilnej, który „de facto ma charakter nominacji politycznej i jest główną przyczyną niestabilności korpusu na stanowiskach kierowniczych”. Jak dodaje, korpus traci też doświadczonych pracowników, bo z powodu niekonkurencyjnych płac odchodzą najlepsi urzędnicy.

Urzędy (bez) polityków

W projekcie znajduje się wiele ciekawych rozwiązań (patrz infografika). Urzędnicy zaproponowali np., aby co roku limit mianowań w służbie cywilnej wynosił 1,5 tys. miejsc, a kandydaci byli zwolnieni z obowiązku opłacania egzaminu. W tym roku limit ten wyniósł zaledwie 245 miejsc, do egzaminu przystąpiło tylko 544 kandydatów, a każdy z nich musiał zapłacić za postępowanie 602 zł. - Niski limit, a także opłata za egzamin to z pewnością skuteczna bariera dla pracowników korpusu, którzy chcieliby ubiegać się o akt mianowania - mówi prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego zdaniem zaproponowane w projekcie rozwiązanie mogłoby doprowadzić wreszcie do tego, że ok. 10 proc. korpusu stanowiliby urzędnicy mianowani, a tym samym administracja stawałaby się bardziej profesjonalna.
Projektowana nowelizacja miałaby w końcu uchylić ustawę z 1982 r. o pracownikach urzędów państwowych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 537 ze zm.). Na mocy tej przestarzałej regulacji można z dnia na dzień zatrudniać pracowników w Kancelariach Sejmu, Senatu czy Prezydenta RP. Po zmianach, za sprawą ustanowienia konkursów, zasady zatrudniania byłby jednolite dla wszystkich urzędników.

Posłowie się pochylą

Absolwenci KSAP zapowiadają, że wyślą swój projekt do wszystkich posłów i klubów poselskich.
- Jeśli ten dokument do mnie trafi, z pewnością się nad nim pochylimy. Bardzo cenimy sobie zdanie absolwentów uczelni im. Lecha Kaczyńskiego. Nie wykluczamy też, że ten projekt po ewentualnych modyfikacjach może być inicjatywą poselską. Jesteśmy otwarci na dyskusje i sugestie urzędników - deklaruje Tadeusz Woźniak, poseł PiS i były przewodniczący Rady Służby Publicznej. Zaznacza, że od lat zabiega u premiera o zwiększanie limitu mianowań. - Rozwiązanie zaproponowane przez Stowarzyszenie Absolwentów KSAP warte jest wprowadzenia, tak samo jak uchylenie tego reliktu komunistycznego, jakim jest ustawa o pracownikach urzędów państwowych - podkreśla.
Zdaniem posłów PiS najtrudniejsze byłoby przeforsowanie przepisów przejściowych, które zakładają przywrócenie konkursów na stanowiskach dyrektorskich w ciągu trzech lat.
Ta zmiana podoba się natomiast opozycji. - Z pewnością jeśli po przyszłorocznych wyborach zyskalibyśmy większość parlamentarną, to jedną z podstawowych zmian, jakie chcielibyśmy wprowadzić, byłoby przywrócenie konkursów na stanowiska dyrektorskie i neutralność polityczna w służbie cywilnej - mówi Mariusz Witczak, poseł KO, a także były członek Rady Służby Publicznej. Jak dodaje, projekt absolwentów KSAP byłby poważnie brany pod uwagę przy wprowadzaniu zmian i „przywracaniu normalności w administracji rządowej”.

Minister przeanalizuje

Absolwenci KSAP postanowili swój projekt wysłać również do kancelarii premiera. Tam też może on liczyć na zainteresowanie. - Z ciekawością się z nim zapoznam i mogę zadeklarować, że nie wyrzucę go do kosza. Rozumiem również, że urzędnicy mianowani chcieliby tymi przepisami zadbać o swoje interesy. Z pewnością część tych rozwiązań warto rozważyć i przy najbliższej nowelizacji pragmatyki urzędniczej wprowadzić - mówi DGP Łukasz Schreiber, minister i szef Stałego Komitetu Rady Ministrów. Jednak on również nie daje nadziei na przywrócenie konkursów. - Tak jak w Stanach Zjednoczonych, Niemczech czy Wielkiej Brytanii jest grupa urzędników wysokiego szczebla, tak i u nas są dyrektorzy z powołania, którzy przychodzą wraz z ekipą, która w danym momencie przejmuje władzę - podkreśla.
O reformę administracji rządowej apeluje też prof. Józefina Hrynkiewicz, była posłanka PiS i była dyrektor KSAP. - Projekt absolwentów szkoły im. Lecha Kaczyńskiego powinien być punktem wyjścia do reformy całej administracji, zapowiadanej od ponad dekady. Jest to dobra okazja do zmian, można to zrobić jeszcze w tej kadencji - ocenia. - Ten projekt jest próbą ratowania służby cywilnej. Trzeba jednak stworzyć prawo urzędnicze dla całej administracji, które będzie miało wspólny charakter, uwzględniając specyfikę poszczególnych urzędów - wtóruje jej prof. Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, była członek rady służby cywilnej. ©℗
Co chcą zmienić absolwenci KSAP / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe