W związku z falą upałów i brakiem opadów ok. 200 gmin wystosowało do mieszkańców apele o oszczędne korzystanie z wody. W różnych częściach kraju susza doskwiera też rolnikom, którzy chcą zmian w systemie jej monitorowania

Liczba gmin, którym doskwiera susza, dynamicznie rośnie. - W ciągu tygodnia był bardzo duży przyrost. Po poprzednim weekendzie dziennie do mapy dochodziło po kilkadziesiąt gmin. Wcześniej było ich ok. 50, a teraz mamy blisko 200. Codziennie pojawiają się nowe apele i komunikaty - mówi nam dr Sebastian Szklarek z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii PAN, założyciel bloga „Świat wody”. To właśnie tam dostępna jest mapa samorządów, które zwróciły się do mieszkańców z apelem o racjonalne korzystanie z wody, a przede wszystkim ograniczenie jej zużywania do podlewania ogródków czy mycia samochodów. Niektóre zdecydowały się nawet na wprowadzenie czasowych zakazów w tym zakresie.

Problemem najczęściej nie jest infrastruktura

Dr Szklarek podkreśla, że czasowy niedobór wód w gminach podczas upałów w dużej części przypadków nie jest spowodowany przestarzałą czy niesprawną infrastrukturą wodociągową, a ogromnym zwiększeniem zużycia wody przez mieszkańców. - Mapa pokazuje, jak my, jako społeczeństwo, marnujemy cenny zasób wody pitnej. Większość tych apeli spowodowana jest wylewaniem cennej uzdatnionej wody kranowej na krótko przystrzyżone trawniki, żeby były soczyście zielone. Na to jest potrzebny bardzo duży pobór. Przy takich upałach trzeba codziennie wylać kilkadziesiąt litrów wody na metr kwadratowy, żeby trawnik zachował kolor soczystej zieleni. Jak tylko zaczyna padać, to apele przestają się pojawiać - podkreśla ekspert.
Skalę problemu pokazuje nie tylko liczba gmin, które apelują o oszczędzanie wody, ale również przypadki czasowego ograniczenia jej dostępności. Do takiej sytuacji doszło m.in. w powiecie wielickim. Gmina Biskupice informowała mieszkańców o braku wody w godzinach 9-15 i 21.30-6, spowodowanym „upałami i brakiem opadów”. W związku z tym dla mieszkańców zorganizowano punkt poboru wody pitnej przy urzędzie gminy. - Rozmawiałem z burmistrzem Wieliczki, który ma stan klęski w tej sprawie i musi włączyć zarządzanie kryzysowe. Z każdym dniem, z każdą godziną będą przybywać nowe gminy z tym problemem - podkreśla Kazimierz Barczyk, przewodniczący Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski, wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Małopolskiego.
Według Sebastiana Szklarka kluczowa jest edukacja obywateli. W jego ocenie rozwiązaniem problemu nie jest tworzenie kolejnych ujęć wody, ponieważ to może ograniczyć zapasy - o które na razie nie musimy się martwić - dla kolejnych pokoleń. - Niektóre miasta w trakcie upałów przestały kosić trawę, ponieważ wyższy trawnik tworzy „poduszkę”, która chroni glebę przed wysychaniem. Przy okazji mniej się też nagrzewa, więc efekt miejskiej wyspy ciepła jest mniejszy. To samo powinno się robić w tym okresie w przydomowych ogrodach - mówi.

System monitorowania suszy zawodzi?

Czasowy brak wody to niejedyny problem gmin. W związku z upałami i brakiem deszczu w odpowiedniej ilości rolnicy coraz częściej muszą zmagać się z suszą. - Apogeum wydawania apeli i zakazów bardzo często wiąże się z maksimum występowania suszy rolniczej, kiedy przez dłuższy okres nie pada. Jeśli nie pada, mamy upalne dni, to gleba wysycha i zarówno zieleń miejska, przydomowe ogrody, jak i uprawy zaczynają cierpieć na deficyt wody - tłumaczy dr Szklarek.
Wyjątkowo trudna jest sytuacja w województwie lubuskim. W związku z tym Lubuska Izba Rolnicza wystąpiła do ministra rolnictwa z apelem o ogłoszenie klęski suszy. Rolnicy postulują także o powołanie gminnych komisji szacujących straty. To jednak nie takie łatwe. Od 2020 r. obowiązuje zdalny System Monitoringu Suszy Rolniczej obsługiwany przez Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa - Państwowy Instytut Badawczy w Puławach (IUNG), a rolnicy mogą zgłaszać szkody przez specjalną aplikację. - Chcemy, żeby System Monitoringu Suszy Rolniczej przestał nas okradać. Przedstawiciele innych izb potwierdzają te same problemy - twierdzi Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej. Rolnicy chcieliby też regionalizacji systemu badania suszy, który uwzględniałby specyfikę każdego z obszarów. - IUNG posługuje się systemem satelitarnym i pierwsze komunikaty mamy z drugiej połowy kwietnia. W naszym województwie wegetacja rozpoczyna się 1 lutego. Jesteśmy więc przez ok. 70 dni pozbawieni jakiegokolwiek monitorowania. Jest to okres, kiedy wysiewa się nawozy, sieje się zboże jare. Jeśli od lutego do czerwca nie mamy wody, to o czym my mówimy? - pyta szef izby i dodaje, że aplikację źle oceniają organizacje rolnicze ze wszystkich tych regionów, w których stykają się z problemem suszy.
Kontrowersje budzi również fakt, że od danych z systemu nie ma drogi odwoławczej, a od nich zależy, czy rolnik w ogóle może ubiegać się o odszkodowanie i w jakim wymiarze. - Patrzę na jedno z pism i rolnik ocenia w nim swoje straty na 60-85 proc. - mówi Stanisław Myśliwiec. W jego ocenie najlepszym rozwiązaniem byłby powrót komisji składających się z przedstawicieli ośrodków doradztwa rolniczego, izb rolniczych i urzędów gmin. Przynajmniej do czasu, kiedy system zostanie dopracowany.
Czy to już czas na interwencję rządu? - Władze centralne powinny monitorować sytuację i być przygotowane na działanie. Rzeczki i studnie wysychają, ubożeją zasoby wody dla lokalnych wodociągów i do tego dochodzi trudna sytuacja rolników. To wszystko nakłada się bardzo mocno na siebie - podkreśla Kazimierz Barczyk. Rolnicy obawiają się, że czeka ich trudna jesień, ale problem może być znacznie szerszy. - Mamy dzisiaj trudne czasy i nie ryzykowałbym, jeśli chodzi o rolników, którzy produkują żywność dla państwa polskiego - wskazuje szef lubuskiej izby. ©℗
Zagrożenie suszą w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe