Rzecz o małych miastach i Polsce powiatowej 30 lat od wolnych wyborów - pisze burmistrz gminy i miasta Proszowice Grzegorz Cichy.

Pierwsze całkowicie wolne wybory w nowej Polsce odbyły się 27 maja 1991 r. Były to wybory samorządowe na poziomie gmin i miast. Wielu znawców uważa je za jedno z największych osiągnięć rządu Tadeusza Mazowieckiego. Jeśli dołożymy kolejne daty: 1999 r. – reforma administracyjna rządu Jerzego Buzka wprowadzająca kolejne dwa stopnie samorządu, powiaty i samorządowe województwa oraz maj 2004 r. – wejście Polski do Unii Europejskiej, to dzisiaj, w maju 2022 r., można próbować dokonać oceny efektów wprowadzonych wtedy zmian. Czy są one korzystne dla nas? Jak wyglądają i funkcjonują dzisiaj miasta powiatowe i miasteczka w gminach miejsko-wiejskich?
Na zewnątrz wszystko jest lepsze, niż było w szarym PRL-u. W zdecydowanej większości nawet te małe miasta są ładne i zadbane. Samorządowcy wyremontowali gminne budynki, zmodernizowali ulice, wybudowali nowe chodniki, zrewitalizowali rynki, odnowili parki i zieleńce. Coraz lepiej są wykonane obiekty małej architektury. Wielu wójtów i burmistrzów szczyci się nowymi żłobkami i przedszkolami, wybudowanymi salami gimnastycznymi, halami sportowymi, boiskami, pływalniami. Znacząco rozwinęła się infrastruktura: nawet w małych miastach powstały kilometry sieci wodociągowej, kanalizacji sanitarnej i deszczowej.
Jeśli do efektów działalności samorządowców dodamy widoczne inwestycje przedsiębiorców, prace na prywatnych posesjach mieszkańców, działania spółdzielni mieszkaniowych oraz innych instytucji, to jawi nam się bardzo pozytywny obraz przemian. Nawet w tych małych miastach zachwycają zabytkowe kamienice, kolorowe elewacje szkół, cieszą zadbane skwery i wystrzyżone trawniki, można podziwiać pejzaże z różnorodną roślinnością – barwny piękny świat spokojnych miasteczek, gdzie życie płynie wolniej, ale smakuje lepiej.
Niestety, za tymi szpalerami cisów i jałowców namnożyło się wiele problemów, głównie społecznych. Demografia, dezintegracja, dostępność, depopulacja. Społeczeństwa miasteczek się starzeją. Przybywa seniorów, ubywa dzieci. Mieszkańcy aktywni zawodowo są gośćmi w swoich domach i mieszkaniach, dzieci w przedszkolach i świetlicach szkolnych odrabiają swoją zmianę od 7 do 16. Z braku atrakcyjnej pracy na miejscu wielu dorosłych emigrowało do bogatszych państw UE lub pokonuje codziennie kilkadziesiąt kilometrów rano i wieczorem z domu do pracy i z powrotem. Dostęp do lekarza specjalisty i bardziej skomplikowanych zabiegów wymaga wyprawy do większych ośrodków. Szpitale powiatowe generują milionowe straty. Młode kobiety wybierają porodówki w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, a nie położone w lokalnych lecznicach. Młodzież woli uczyć się w dużym mieście, tam wybierają szkoły średnie, nie wspominając o uczelniach i studiach. Duże miasta wysysają młodych ludzi z miasteczek i wiosek. Zaczynają oni nowe życie w wielkim mieście, a w miasteczku pozostają dziadkowie i coraz starsi rodzice. Rośnie spożycie alkoholu, mnożą się zjawiska przemocy domowej – zwiększa się liczba osób z Niebieską kartą. Widoczny jest brak decentralizacji, zwłaszcza w możliwym lokowaniu na prowincji instytucji publicznych i zakładów przemysłowych.
Po 30 latach od wolnych wyborów stwierdzić można, że mimo wielu pozytywnych zmian miasteczka i wioski ciągle nadrabiają zapóźnienia cywilizacyjne. Nie miały równego startu i nie mają szans na zrównoważony rozwój. W XXI w. zwłaszcza w sferze społecznej Polska powiatowa musi zostać traktowana specjalnie. Nie zostawiajmy małych miast samych z ich dużymi problemami.