Sytuacja w małych miastach po trwającej od wielu lat permanentnej reformie oświaty wcale się nie poprawiła. Przeciwnie – wygenerowała kolejne problemy. Co trzeba zmienić w systemie oświaty? - pisze burmistrz gminy i miasta Proszowice Grzegorz Cichy.
Każdy nowy rząd zaczyna od majstrowania przy edukacji. Jak się okazuje, praktycznie po każdej zmianie władzy w Polsce dochodzi do reformowania oświaty. Ambicją nowych ministrów edukacji jest nie tylko naprawa, lecz przede wszystkim rewolucyjna zmiana, która ma uzdrowić schorowany dotychczasowy system. W ostatnich latach w Polsce dochodziło do wielu „przełomów” w systemie edukacji. Nowatorską modyfikacją była reforma ministra Mirosława Handkego z 1999 r. tworząca gimnazja, potem próbie zostali poddani sześciolatkowie, a raczej ich rodzice. Następnie samorządowcy rozpaczliwie tworzyli nowe miejsca dla trzylatków, by wreszcie zacząć likwidację… gimnazjów po wejściu w życie reformy minister Anny Zalewskiej. Propozycje nowych
przepisów oświatowych przygotowali również prezydent Andrzej Duda oraz minister Przemysław Czarnek.
Zwykle z hucznie zapowiadanych ulepszeń systemu wprowadzonych zostaje niewiele, a cały czas głównym problemem są
pieniądze na zabezpieczenie funkcjonowania oświaty. Praktycznie nie ma samorządu w Polsce, który by nie pokrywał kosztów prowadzenia zadań oświatowych, a nawet części kosztów wynagrodzeń nauczycieli własnymi dochodami. Różnica między przekazywaną przez rząd subwencją oświatową a wydatkami oświatowymi zwiększa się co roku i dotkliwie dotyka większość samorządów. Dramatycznie to widać zwłaszcza w gminach miejsko-wiejskich.
Są to bardzo wysokie kwoty pozyskane z opłat i podatków, a które mogły być przeznaczone chociażby na rozwój infrastruktury. W małych miastach wydatki oświatowe często sięgały połowy wydatków całego budżetu gminy. Największym, bo ponad 90-proc. kosztem prowadzenia szkół i przedszkoli są
wynagrodzenia nauczycieli. Na dodatek są to wydatki bieżące, które bardzo trudno jest zrównoważyć w budżetach gmin. Nauczyciel to zawód regulowany - zasady są zawarte w Karcie nauczyciela uchwalonej w 1982 r., w czasie ogromnego deficytu nauczycieli zwłaszcza na wsiach. Dzisiaj wiele jej zapisów nie przystaje do rzeczywistości.
Dodatkowo obowiązuje jeszcze wiele ustaw i rozporządzeń szczegółowo określających najdrobniejsze kwestie związane z edukacją i wychowaniem. Zawód
nauczyciela jest przeregulowany. Dzisiaj potrzebne jest odejście od przepisów rodem z PRL i wprowadzenie rozwiązań dostosowanych do ciągle zmieniającej się rzeczywistości.
W czasie konsultacji trójstronnych przy tworzeniu projektu nowego prawa oświatowego i regulacji statusu zawodowego nauczycieli proponowanego przez ministra Przemysława Czarnka Unia Miasteczek Polskich postulowała, aby wypłacanie pensji nauczycieli szkół przejął budżet państwa. Paradoksem dzisiaj jest to, że jeśli minister edukacji dochodzi do porozumienia ze związkami zawodowymi działającymi w obszarze oświaty, o ile mają wzrosnąć pensje nauczycieli, skutki tego porozumienia spadają na samorząd. Nie ma tu żadnego logicznego działania opartego na finansowaniu zadania, jakim jest prowadzenie oświaty.
Samorządy - zwłaszcza te z gmin i miasteczek - deklarują pełne pokrycie utrzymania budynków szkół i przedszkoli, czyli opłat za prąd, gaz, wodę, kanalizację, czasami jeszcze wywóz szamba, telefony, internet, ochronę, śmieci i inne. Oczywiście po stronie JST byłyby remonty i modernizacje, a nawet inwestycje i budowy nowych obiektów, aby poprawiać infrastrukturę szkolną i przedszkolną dla uczniów. Wójtowie i burmistrzowie gotowi są nadal finansować pensje administracji: sekretarek, sprzątaczek, konserwatorów. Nawet mimo ciągłego wzrostu minimalnego wynagrodzenia, a co za tym idzie kosztów dla pracodawcy.
Tylko niech wreszcie finansowaniem wynagrodzeń nauczycieli zajmie się Ministerstwo Edukacji i Nauki , tak jak płaci za pensje strażaków, policjantów i innych funkcjonariuszy publicznych.
Kolejnym postulatem jest konieczne i niezbędne określenie przez Ministerstwo Edukacji i Nauki minimalnej i maksymalnej liczby uczniów w oddziałach. Ten wskaźnik oparty na rzetelnych danych finansowych podanych przez MEiN w odniesieniu do otrzymywanej przez samorządy subwencji automatycznie wprowadziłby racjonalizację sieci szkół i pozwoliłby samorządom na rozsądne zarządzanie oświatą.
Subwencja oświatowa przekazywana jest samorządom na ucznia, a wydatkowana jest z samorządu na oddział klasowy niezależnie od tego, ilu jest w nim uczniów. Wniosek jest jednoznaczny: zorganizowanie nauki dla uczniów w oddziałach liczących 27-30 uczniów i przydzielenie nauczycielom godzin ponadwymiarowych pozwala na racjonalne zarządzanie finansami oświaty.
Dla zobrazowania problemu warto porównać poziom finansowania oddziałów klasowych według liczby uczniów w stosunku do otrzymywanej kwoty subwencji oświatowej:
- oddział 10-osobowy i nauczyciel zatrudniony na etacie bez godzin ponadwymiarowych - subwencja finansuje 19,3 godz. nauki uczniów tygodniowo, oddział realizuje 33,64 godz. tygodniowo (siatka godzin). Rocznie brakuje subwencji dla tego oddziału w kwocie - 70 865,44 zł;
- oddział 30-osobowy i nauczyciel zatrudniony na etacie ze stałymi 4 godz. ponadwymiarowymi - subwencja finansuje 87,0 godz. nauki uczniów tygodniowo, oddział realizuje 33,64 godz. tygodniowo (siatka godzin). Rocznie pozostaje subwencji z tego oddziału po sfinansowaniu ramówek +176 074,40 zł.
Problemem samorządów nadal jest - i będzie w najbliższych latach - finansowanie oświaty, dopóki nie nastąpią radykalne reformy związane nie z poprawą wynagrodzeń nauczycieli, lecz z sytuacją organów prowadzących, którym coraz ciężej jest pokrywać wydatki bieżące w sytuacji ciągłych i zaskakujących zmian podatkowych i płacowych, np. PIT.
Czy nadal samorządy i polskie państwo stać na taką drogą oświatę, gdzie wysoko opłacany, wyspecjalizowany nauczyciel dyplomowany naucza sześciu uczniów w klasie? Czy nie lepiej byłoby wydać te pieniądze na poprawę warunków życia mieszkańców w Polsce lokalnej?
Wydatki oświatowe pokryte przez gminę i miasto Proszkowice z własnych dochodów:
/
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe