Dyrektorzy szkół są już gotowi na rozpoczęcie kolejnych zajęć wspomagających. Tym razem mają je prowadzić m.in. psycholodzy, pedagodzy i logopedzi. Formalnie powinny rozpocząć się 1 marca, a w praktyce może to być dopiero kwiecień.
Dyrektorzy szkół są już gotowi na rozpoczęcie kolejnych zajęć wspomagających. Tym razem mają je prowadzić m.in. psycholodzy, pedagodzy i logopedzi. Formalnie powinny rozpocząć się 1 marca, a w praktyce może to być dopiero kwiecień.
Pieniądze na ten cel pochodzą z rezerwy budżetowej o wartości 3,7 mld zł. Docelowo z tej kwoty na pomoc psychologiczno-pedagogiczną ma trafić 700 mln zł. Szkoły mogą pozyskać 180 mln zł na zatrudnienie lub przyznanie dodatkowych godzin nauczycielom specjalistom, m.in. pedagogom, psychologom, logopedom. Dyrektorzy cieszą się z takiego rozwiązania, ale mają też ogromny kłopot, by zorganizować dodatkowe zajęcia, a przede wszystkim pozyskać specjalistów odpowiednich do potrzeb, jakie się pojawiły w trakcie pandemii i przerw w nauce stacjonarnej.
Ruszają z poślizgiem
Od wtorku zajęcia specjalistyczne z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej w dodatkowym wymiarze godzin będą mogły organizować publiczne i niepubliczne szkoły podstawowe, ponadpodstawowe oraz artystyczne. Zajęcia powinny być zrealizowane do 20 grudnia 2022 r. Wsparcie będzie obejmowało zajęcia korekcyjno-kompensacyjne, logopedyczne, rozwijające kompetencje emocjonalno-społeczne oraz inne - o charakterze terapeutycznym dla uczniów, u których rozpoznano taką potrzebę.
Sytuacja jest podobna do tej z ubiegłego roku, kiedy to placówki oświatowe otrzymały dodatkowe pieniądze na zajęcia wyrównawcze ze wskazanych przedmiotów. Jednak w części z nich z powodu pandemii zaplanowane lekcje nie zostały zrealizowane (miały się odbywać od września do 22 grudnia). W efekcie pieniądze pozostały w samorządach, ale termin na ich przeprowadzenie nie został przez resort przesunięty.
- Pisaliśmy do ministra Przemysława Czarnka, aby wydłużył ten okres na kolejne miesiące. Otrzymaliśmy jednak odpowiedź, że tam, gdzie one przepadły, nie ma już szans na ich realizację - mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jak dodaje, jest obawa, że tym razem może być podobnie. - Pieniądze powinny trafić na zajęcia realizowane przez nauczycieli, a nie do budżetów gmin - podkreśla.
Obawy te są o tyle uzasadnione, że start zajęć może się opóźnić. Dyrektorzy są bowiem wciąż na etapie planowania - nie wszyscy już dostali pieniądze, a wielu nadal szuka prowadzących. - Organizacyjnie moglibyśmy rozpocząć te zajęcia od 1 marca, bo złożyliśmy już wniosek do gminy i zapotrzebowanie na liczbę godzin dla naszej placówki. Otrzymaliśmy jednak odpowiedź, że pieniędzy jeszcze nie ma. Gdy się pojawią, to radni muszą się zebrać i podjąć uchwałę o zmianie planu finansowego dla szkół, a kolejna sesja będzie najprawdopodobniej za miesiąc. Jeśli te zajęcia ruszą w kwietniu, to będzie sukces - ocenia Jacek Rudnik, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 w Puławach. Jak przyznaje, wyzwaniem będzie też logistyka. - Nie mamy jeszcze informacji, ilu rodziców wyrazi zgodę na dodatkowe lekcje. W klasach I-III można je zorganizować, o ile dzieci pozostaną w świetlicy. Trudniej może być w klasach VII, które mają niemal każdego dnia po siedem lekcji, a także uczestniczą w zajęciach pozaszkolnych. Nie wyobrażam sobie, że dodatkowe zajęcia będą realizowane po godzinie 18, bo nikt w nich nie będzie brał udziału - wskazuje.
Dużym problemem dla szkół jest też brak specjalistów. O ile niemal w każdej placówce jest pedagog, to już psycholog jest rzadkością. Dyrektorzy zapowiadają, że będą się posiłkować nauczycielami przedmiotowymi, którzy mają dodatkowo studia podyplomowe z zakresu terapii pedagogicznej lub korekcyjno-kompensacyjnej. Jednak w wielu szkołach zrealizowanie wszystkich godzin (a ich liczba jest uzależniona od liczby uczniów - patrz infografika) będzie niemożliwe. Tym bardziej że w myśl Karty nauczyciela półtora etatu, czyli np. w sytuacji polonisty, jest to 27 godzin „tablicowych” tygodniowo.
- Dyrektorzy nie mają łatwo, bo muszą mieć specjalistów, a braki są w każdej dziedzinie - przyznaje Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. - Nauczyciele z klas I-III szkół podstawowych powinni dodatkowo kończyć dwuletnią logopedię. Oczywiście największy problem jest z psychologami, bo tu trzeba skończyć pięcioletnie studnia, a nie tylko podyplomowe. Cieszy nas to, że wielu nauczycieli dokształca się z własnych pieniędzy. Teraz będą mogli z tego skorzystać - dodaje. Dlatego, jego zdaniem, oferta zajęć dodatkowych będzie dopasowana przede wszystkim do zasobów kadrowych, jakimi dysponują poszczególne placówki.
Dodatkowe etaty
To jednak także ma się zmienić, a to za sprawą dodatkowych 520 mln zł, które mają trafić na kształcenie nauczycieli specjalistów. Od 1 września br. rozpocznie się wdrażanie pierwszego etapu standaryzacji zatrudniania w przedszkolach i szkołach nauczycieli psychologów, pedagogów, logopedów, terapeutów pedagogicznych i pedagogów specjalnych. Rozwiązania te będą wprowadzane stopniowo, do 1 września 2024 r.
Będzie to dla dyrektorów mocnym argumentem, aby domagać się od organu prowadzącego określonej liczby etatów, która też ma być uzależniona od liczby uczniów w placówce. - Będzie tu jednak kilka problemów. Nie ma standardów dotyczących wynagradzania tych specjalistów, a psycholodzy nie będą pracować za 3 tys. zł brutto. Poza tym założenia resortu mocno odbiegają od realnych potrzeb, które są znacznie większe. Nie ma też źródła finansowania na kolejne lata - mówi Ewa Tatarczak, przewodnicząca Związku Zawodowego „Rada Poradnictwa”. Jej zdaniem potrzeba więcej zajęć psychoedukacyjnych, nie tylko indywidualnych, ale też grupowych. Uczniowie słabo też wypadają w badaniach kompetencji społecznych, a do tego również potrzeba pomocy specjalistów.
Samorządowcy również martwią się brakiem finansowania. - Jeśli rząd chce, aby więcej nauczycieli specjalistów pracowało w szkołach, to musi ustawowo zagwarantować na to środki, bo to są kolejne zadania zlecone. Nie może być tak, że tylko w jednym roku pojawiają się jakieś pieniądze, a docelowo ten obowiązek spadnie na organy prowadzące - mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama