Prawie połowa gmin w Polsce ma przynajmniej jedną placówkę dla maluchów. W ubiegłym roku nieco wzrosła liczba żłobków, nie zaspokaja to jednak wciąż potrzeb rodziców.

Na koniec 2020 r. działało ponad 6,3 tys. żłobków, klubów dziecięcych i dziennych opiekunów. Tak wynika ze sprawozdania rządu dotyczącego realizacji ustawy z 4 lutego 2011 r. o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3 (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 75 ze zm.). Zawarte w nim dane pokazują, że liczba placówek rośnie systematycznie z roku na rok - przy czym w ubiegłym roku ten wzrost nie był tak duży jak we wcześniejszych latach. Pojawianie się nowych instytucji przekłada się też na wzrost odsetka maluchów objętych opieką żłobkową, który na koniec zeszłego roku wynosił 25,6 proc. Zaniepokojenie budzi jednak fakt, że nie zwiększyła się liczba dziennych opiekunów, mimo że jest to najbardziej elastyczna forma opieki i wprowadzone zostały ułatwienia w jej organizowaniu.
Może być lepiej
O coraz większej dostępności opieki żłobkowej świadczy fakt, że w 2020 r. instytucje opieki funkcjonowały w prawie połowie gmin, podczas gdy jeszcze pięć lat wcześniej ten wskaźnik wynosił 25 proc. (patrz infografika). Najlepiej wygląda sytuacja w województwach: małopolskim, dolnośląskim i opolskim, gdzie takich samorządów było 62 proc., oraz na Śląsku i w Wielkopolsce, gdzie jest to odpowiednio 61 proc. i 60 proc. Natomiast najmniej gmin, w których jest jakaś placówka opiekuńcza dla maluchów, było w województwach: podlaskim, lubelskim (po 25 proc.) i świętokrzyskim (35 proc.).
- Statystyki napawają ostrożnym optymizmem, ale do sukcesu jest jeszcze daleko, bo białych plam, zwłaszcza na terenach wiejskich, wciąż jest dużo - mówi Monika Rościszewska-Woźniak, prezes Fundacji Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego. Dodaje, że uruchamianie żłobków jest w interesie gmin, szczególnie tych, którym grozi wyludnienie, bo bez tego nie będą w stanie zatrzymać młodych osób, które zakładają rodzinę.
W całym kraju w 2020 r. pojawiły się 374 nowe placówki. To oznacza wzrost o 6 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. Nie jest on tak spektakularny jak w ubiegłych latach - w 2019 r. przybyło 18 proc. miejsc opieki, w 2018 r. - 19 proc., a w 2017 r. aż 24 proc.
- Można powiedzieć, że tempo rozwoju opieki żłobkowej trochę wyhamowało. Na pewno nie jest to efekt zaspokojonego zapotrzebowania rodziców. Wręcz przeciwnie, ono stale rośnie, na co wpływ ma też zmiana postrzegania żłobków, które nie są już traktowane jako przechowalnie dzieci, lecz jako miejsca wspierające ich rozwój - uważa Monika Ebert, wiceprezes spółki Zegar Słoneczny, która pomaga w zakładaniu żłobków i przedszkoli. Jej zdaniem kluczowe znaczenie ma finansowanie. Samorządy muszą znaleźć pieniądze na żłobki w swoich budżetach, a jest to coraz trudniejsze, bo ich wpływy z podatków maleją. Nie wszystkie gminy decydują się też na dotowanie prywatnych placówek (nie mają takiego obowiązku), a wtedy są one utrzymywane tylko z opłat rodziców. - Oczywiście jest program „Maluch+”, ale oferowane w jego ramach dofinansowanie do bieżących kosztów jest coraz niższe i w tym roku wynosi zaledwie 80 zł na dziecko - dodaje.
Nowym impulsem dla rozwoju opieki żłobkowej mogłyby stać się pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) i związane z tym zmiany w realizacji programu „Maluch+”, które mają nastąpić już od przyszłego roku. Stoją one jednak pod znakiem zapytania z uwagi na trwający między Polską a władzami UE konflikt o praworządność, który powoduje, że KPO nie został wciąż zatwierdzony.
- Na to, że nowych placówek powstało w 2020 r. mniej, niż bywało to wcześniej, mógł też wpłynąć wybuch pandemii i niepewność, która nie sprzyjała decyzjom inwestycyjnym - stwierdza Monika Rościszewska-Woźniak.
Zaleta i przeszkoda
O ile w ubiegłym roku zwiększyła się liczba żłobków i klubów dziecięcych, to wciąż trwa zastój w przypadku dziennych opiekunów. Są to osoby, które zajmują się nie więcej niż piątką dzieci w swoim mieszkaniu lub lokalu należącym do ich pracodawcy. W 2020 r. było ich łącznie 1576, podczas gdy rok wcześniej - 1578. Liczba ta utrzymała się więc praktycznie na tym samym poziomie, choć wprowadzone zostały zmiany w przepisach, które miały zachęcać gminy i podmioty prywatne do ich zatrudniania, a także umożliwiły podejmowanie takiej pracy na własny rachunek. Początkowo faktycznie przełożyły się one na wzrost, ale w ubiegłym roku ten trend został zatrzymany.
- Paradoksalnie to, co miało być zaletą dziennego opiekuna, czyli elastyczność, brak konieczności spełniania standardów lokalowych i sanitarnych, stało się trochę przeszkodą. Sprzyja bowiem postrzeganiu tej formy opieki jako nie do końca bezpiecznej, samorządy i podmioty prywatne mają obawy, jak powinna być zorganizowana - podkreśla Monika Rościszewska-Woźniak.
Dlatego też gminy, jeśli decydują się na dziennych opiekunów, to często nie jako samodzielną formę opieki, ale w powiązaniu z tą opartą na żłobkach. Tak jest chociażby w Warszawie.
- Faktycznie to, co miało być atutem dziennego opiekuna, okazało się problemem. Tyle że nie jedynym, bo do tego dochodzi brak odpowiedniego wsparcia finansowego takich osób - podkreśla Monika Ebert. Dodaje, że gminy albo w ogóle nie przyznają dotacji na znajdujące się pod ich opieką dzieci, albo w niższej wysokości od tej dla żłobków i klubów dziecięcych, podczas gdy koszty są zbliżone. A to nie wpływa zachęcająco. ©℗
ikona lupy />
Placówki dla najmłodszych dzieci / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe