Warszawa w 2020 r. po raz pierwszy nie przekazała odpowiedniej ilości odpadów komunalnych do odzysku. Wymaganego pułapu nie przekroczyły także inne większe miasta. Poniosą za to finansowe sankcje

Ekologiczne wymagania stawiane gminom rosną z roku na rok (patrz: infografika). Jeszcze w 2019 r. przygotowanych do odzysku i recyklingu musiało zostać 40 proc. zebranych selektywnie odpadów (papier, metale, tworzywa sztuczne i szkło).
W 2020 r. ten cel to co najmniej 50 proc. Wyższa poprzeczka okazała się zbyt trudna do przeskoczenia nawet dla największych miast, które do tej pory z wypełnianiem wymogów związanych z selektywną zbiórką radziły sobie bardzo dobrze i unikały kar nakładanych przez wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska.
Za wysokie progi
W Warszawie tylko 43,74 proc. odpadów komunalnych zebranych selektywnie zostało przygotowanych do odzysku i recyklingu. Pod kreską znalazły się także m.in. Gdańsk z wynikiem 49 proc., Olsztyn (42,39 proc.), Bydgoszcz (42,34 proc.), Poznań (40,16 proc.) i Łódź z wynikiem zaledwie 32,02 proc. odpadów przygotowanych do ponownego użycia.
Wymagane cele środowiskowe udało się natomiast osiągnąć m.in. w Lublinie (85,12 proc.), Krakowie (69,49 proc.), Katowicach (62 proc.) i Białymstoku (55,68 proc.).
Michał Sztybel, wiceprezydent Bydgoszczy, wyjaśnia, że miasto padło ofiarą własnego sukcesu. Otóż w 2020 r. mieszkańcy zebrali selektywnie o 25 proc. więcej odpadów niż rok wcześniej. Paradoksalnie nie zawsze jest to powód do radości. Według obowiązującego jeszcze w 2020 r. wzoru recykling liczony jest nie od całej masy odpadów komunalnych (pięciu pojemników), ale tylko od tego, co wyrzucimy do trzech pojemników (na papier, szkło, metale i tworzywa sztuczne).
Miasta, którym w 2020 r. udało się przekroczyć recyklingowy próg, nie mogą spocząć na laurach. W Unii Europejskiej zmienia się metoda liczenia poziomów recyklingu
Im więcej więc odpadów mieszkańcy zbiorą selektywnie, tym więcej odpadów musi zostać przekazanych do recyklingu, żeby osiągnąć ten sam efekt (poziom recyklingu). Problem pojawia się wtedy, gdy na zebrany materiał nie ma chętnych recyklerów. – Przez sytuację na rynku surowców wtórnych naszej spółce nie udało się sprzedać części selektywnie zebranych odpadów – wyjaśnia Michał Sztybel.
Wówczas dobrze wysegregowana przez mieszkańca i wyrzucona do żółtego pojemnika torba foliowa ląduje w spalarni (procesu spalenia, także tego z odzyskiem energii, nie zalicza się do recyklingu).
Samorządowcy winą za kłopoty z recyklingiem obarczają rząd. – Czekamy na przepisy wprowadzające rozszerzoną odpowiedzialność producenta (ROP) – mówią. ROP to opłata ponoszona za produkt wprowadzany do obrotu, która ma sfinansować zagospodarowanie powstałego odpadu. Powinna być tym wyższa, im trudniej odzyskać surowiec z odpadu. Kolejne oczekiwane rozwiązanie to konieczność wykorzystywania surowców wtórnych w nowych produktach.
Kary z automatu
Jak wygląda sytuacja pozostałych gmin? Na razie nie wiadomo. Ministerstwo Klimatu i Środowiska wyjaśnia, że dane ze sprawozdań marszałków województw za 2020 r., które trafiły do resortu, są obecnie weryfikowane. I dlatego nie są dostępne.
Można się jednak spodziewać, że liczba samorządów, które nie poradziły sobie z nowym recyklingowym celem, wzrośnie w porównaniu do lat poprzednich. Prawdopodobnie, jak część większych miast, gminy również nie nadążyły ze skokowym wzrostem wymagań, choć nie był on dla nich zaskoczeniem.
Te samorządy, którym nie udało się osiągnąć 50-procentowego pułapu, zapłacą kary. Wymierza je wojewódzki inspektorat ochrony środowiska na podstawie sprawozdań przekazywanych przez gminy, weryfikowanych przez marszałków województw. – Pieniądze trafiają na konto właściwego terenowo wojewódzkiego funduszu ochrony środowiska i gospodarki wodnej – wyjaśnia Milena Nowakowska, starszy specjalista ds. kontaktów z mediami i promocji w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska w Warszawie.
Ile samorządy będą musiały zapłacić? Wszystko zależy od tego, ile ton odpadów przeznaczonych do recyklingu gminie zabrakło do osiągnięcia wymaganego pułapu. Im większa gmina, większe ilości odpadów, tym wyższa kara. Każda tona będzie kosztować samorząd 270 zł. W przypadku dużych miast będą to więc konsekwencje liczone w milionach złotych, w sytuacji mniejszych gmin – kara może się ograniczyć nawet do kilku tysięcy złotych.
W przypadku Warszawy, której do recyklingowego pułapu zabrakło prawie 20 tys. ton, kara, jeśli zostałaby nałożona przez WIOŚ, wyniosłaby ponad 5 mln zł.
Dla porównania: w 2019 r. WIOŚ w Warszawie zakończył kontrolę w gminie Grudusk (liczącej 3700 mieszkańców) i za niespełnienie wymogów z zakresu recyklingu obciążył ten samorząd kwotą w wysokości ponad 2 tys. zł.
Inni też się liczą
Z karą liczy się m.in. Bydgoszcz. Jednocześnie Michał Sztybel zaznacza, że WIOŚ może ją zawiesić i umorzyć, jeśli gmina przedstawi plan naprawczy.
– Bydgoszcz taki plan ma. W ubiegłym roku mieliśmy przerwy w pracy sortowni z powodu trwającej inwestycji i koronawirusa. Inwestujemy w jej modernizację ponad 100 mln zł, żeby uzyskiwać lepszej jakości surowiec – dodaje. Podkreśla, że w przypadku Bydgoszczy brak osiągnięcia wymaganego poziomu recyklingu było jednorazowym zdarzeniem. – Nie martwię się o efekty w przyszłych latach, bo już w 2021 r. recykling będzie liczony według innych zasad. Będzie promował miasta, które segregują więcej i lepiej – dodaje.
Jednak według Mateusza Karciarza, prawnika w Kancelarii Prawnej Radców Prawnych Jerzmanowski i Wspólnicy, gmina nie ma raczej co liczyć na to, że uniknie sankcji. – Nałożenie kary odbywa się w procedurze administracyjnej. Wojewódzki inspektorat ochrony środowiska weryfikuje, czy dane w sprawozdaniu zostały dobrze wyliczone, prosi o złożenie wyjaśnień przez gminę, dlaczego poziom recyklingu nie został osiągnięty, i wówczas decyduje o ewentualnym nałożeniu kary. W praktyce jej nałożenie przez WIOŚ jest niemal pewne – dodaje.
Gminy się odwołują, a sprawa trafia do głównego inspektora ochrony środowiska. – Ostateczne rozstrzygnięcie może zapaść nawet po roku, dwóch latach – dodaje.
Nowe wyzwania
Miasta, którym jeszcze w 2020 r. udało się przeskoczyć recyklingowy próg, nie mogą spocząć na laurach. W Unii Europejskiej zmienia się bowiem metoda liczenia poziomów recyklingu. Obecnie miasta za podstawę biorą wyłącznie selektywnie zebrane frakcje, czyli efekt mierzą wyłącznie w odniesieniu do części odpadów. Już w 2021 r. gminy rozliczą się z przekazania do odzysku wszystkich odpadów komunalnych, w tym m.in. odpadów biodegradowalnych.
Spójrzmy na dane Wrocławia. W 2020 r. miasto osiągnęło cel i przekazało do odzysku 52,16 proc. odpadów (papier, metale, tworzywa sztuczne i szkło). Gdyby jednak dorzucić do tej masy bioodpady, wówczas rezultat jest znacznie gorszy: 30,99 proc. Taki wynik pozwoli uniknąć kary jeszcze w 2021 r. (patrz: infografika), ale pułapy liczone według nowej metody z roku na rok będą rosnąć. W 2025 r. gminy mają cel: 55 proc. odpadów przygotowanych do ponownego użycia i recyklingu liczone już od całej masy odpadów.
Tak rosły wymogi dotyczące recyklingu