Jesienią samorządy i firmy mają odczuć pierwsze efekty uruchamiania projektów z nowego, rządowego programu wspierającego regiony.

Od kilku dni samorządy mogą się starać o dofinansowanie inwestycji z Rządowego Funduszu Polski Ład: Program Inwestycji Strategicznych. W ciągu kilku lat ta droga do regionów popłynie gigantyczna suma 140 mld zł.

Na dzień przed rozpoczęciem pierwszego naboru wniosków rząd przyjął uchwałę, która precyzuje zasady ich przyjmowania i rozpatrywania. W dużej mierze to skopiowanie procedury, jaka obowiązywała przy wcześniejszym programie o nazwie Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych (RFIL). A ta – zdaniem opozycji i części ekspertów – okazała się mało transparentna i pozwoliła wydać duża część pieniędzy według partyjnego klucza. Różnica jest taka, że RFIL opiewał na ponad 13 mld zł. Nowy fundusz to ponad 10-krotnie większa kwota. Z rządowej uchwały, której treść poznał DGP – wynika, ze Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) skompletuje i oceni wnioski pod katem formalnym. Następnie, w formie raportu, przekaże je premierowi.

Rząd przekonuje, że nie ma mowy o promowaniu jedynie sprzyjających PiS regionów

Wtedy na warsztat weźmie je 11-osobowa komisja złożona z trzech przedstawicieli szefa rządu, po dwóch przedstawicieli z trzech ministerstw oraz dwóch osób z BGK. Ostatnie słowo będzie należało jednak do premiera, który będzie mógł dokonać samodzielnych korekt. Procedury odwoławczej nie będzie. Zdaniem rzecznika rządu obawy dotyczące uznaniowego podziału pieniędzy z funduszu są na wyrost.

– Są limity wniosków na poszczególne zadania i my chcemy, by większość gmin i powiatów w Polsce dostała te środki, w imię zasady zrównoważonego rozwoju. My tez wyciągamy wnioski z tego, co było wcześniej.

Jestem pewien, ze nie będzie żadnych kontrowersji po upublicznieniu wyników – zapewnia Piotr Müller. Opozycja jest przekonana, ze nowy instrument będzie budował klientelizm.

Nabór samorządowych wniosków do Rządowego Funduszu Polski Ład: Program Inwestycji Strategicznych potrwa do 30 lipca. Bezzwrotne dofinansowanie może wynieść nawet do 95 proc. wartości projektu. – Te 140 mld zł to są pieniądze, które państwo i tak prędzej czy później zainwestowałoby w różny sposób w rozwój polskiej gospodarki, a system promes powoduje, że te inwestycje zaczną się szybciej, co potem nakręci całą gospodarkę – przekonuje źródło DGP z kręgów rządowych. Dodaje, że tylko w pierwszym, już trwającym naborze do wzięcia jest 20 mld zł. Jego wyniki poznamy we wrześniu.

Na bazie doświadczeń z RFIL (Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych) można zakładać, że i tym razem samorządy rządzone przez PiS będą jednymi z większych beneficjentów dofinansowania, choć niekoniecznie wyłącznie z powodów politycznych, ale także strukturalnych. PiS włada głównie na prowincji w biedniejszych regionach Polski, a z samej konstrukcji programu to będzie oznaczało preferencję dla samorządów, które nie dysponują dużymi bud żetami. Największe dofinansowanie inwestycji (95 proc.) będzie można otrzymać na infrastrukturę drogową czy wodno-kanalizacyjną, czyli typowe inwestycje na terenach wiejskich.

W pozostałych priorytetach ujęto zakup taboru z napędem zeroemisyjnym lub niskoemisyjnym, modernizację lub budowę sieci ciepłowniczej, inwestycje w energetykę, rewitalizację obszarów miejskich, budowę inkubatorów przedsiębiorczości czy organizację parków naukowo-technologicznych. To rodzaje inwestycji raczej dla większych ośrodków. One też będą mogły skorzystać z dofinansowania, choć jego skala będzie relatywnie niższa.

– Duże miasta też mają szanse na inwestycje systemowe, tym bardziej że każdy samorząd może złożyć trzy wnioski – podkreśla rzecznik rządu Piotr Müller. Kontrowersje budzi jednak nie sam fakt przekazania miliardów złotych na inwestycje, lecz mechanizmy, które zdecydują o tym, kto i ile tych pieniędzy dostanie. Choć RFIL był krytykowany m.in. za ogólnikowe kryteria oceny projektów, to w przypadku najnowszego funduszu rząd jeszcze bardziej je poluzował. Tym razem sprawdzana ma być „realizacja celu przeciwdziałania COVID-19” oraz „kompleksowość planowanych inwestycji”. Ostatecznie ustalenia komisji zatwierdzi premier, który ma możliwość zmiany decyzji, w tym dofinansowania projektów z listy Banku Gospodarstwa Krajowego, których komisja nie rekomendowała. Dopiero potem BGK wystawi „wstępne promesy”. Ścieżka odwoławcza nie jest przewidziana. – Program przewiduje minimum dwa nabory w roku. Samorządy mogą złożyć wniosek powtórnie – informuje Karolina Kalinowska z BGK.

Na dziś nie wiadomo, w jaki sposób będzie pracować nowa komisja przy premierze – czy spotkania będą protokołowane, czy decyzje będą podejmowane przez cały skład albo czy dopuszczalne będą obrady w formie obiegowej. KPRM uniknął wprost odpowiedzi na to pytanie, z kolei BGK odsyła nas do uchwały rządu z 1 lipca br., która mówi, że „zadaniem Komisji jest ocena wniosków o dofinansowanie z Programu oraz sporządzenie i przekazanie Prezesowi Rady Ministrów listy inwestycji rekomendowanych do objęcia wsparciem z Programu”.

W przypadku RFIL mieliśmy do czynienia z potężną polityczną awanturą. Pierwsza pula pieniędzy (6 mld zł) została podzielona według algorytmu. Pieniądze, w różnej wysokości, trafiły do wszystkich gmin w Polsce – co PiS skrzętnie wykorzystał w trakcie zeszłorocznej kampanii prezydenckiej, gdy partyjni działacze wręczali lokalnym włodarzom promesy. Aby największe miasta nie skonsumowały większości środków z RFIL, przyjęto odgórny limit 93,5 mln zł. Potem jednak były dwa kolejne nabory (na pulę 4,35 mld oraz 1,89 mld zł), tym razem w formie konkursów. I wtedy właśnie pojawiły się największe kontrowersje, bo – jak np. wykazali profesorowie Jarosław Flis i Paweł Swianiewicz w raporcie, który opisywaliśmy w DGP – pieniądze te w największej mierze trafiły do gmin mniej lub bardziej związanych z partią rządzącą.

Na podział pieniędzy z RFIL zareagowała opozycja. Ludowcy przygotowali petycję do premiera w sprawie podziału środków. – Zero odzewu ze strony rządzących. Potem były jedynie zapewnienia w mediach, że wszystko odbyło się transparentnie, choć wszyscy widzieliśmy, jak te pieniądze wydano – mówi Miłosz Motyka, rzecznik PSL. Jeszcze dalej poszła Platforma Obywatelska, której politycy w styczniu zgłosili sprawę do prokuratury. – Na 24 godziny przed rozstrzygnięciem, kto dostanie pieniądze, członkowie komisji otrzymali e-maile z prośbą o rekomendacje. Rekomendacje 10 tys. wniosków w dobę! Wyraźnie wiedzieli, o co chodzi, bo są tacy, którzy odpowiedzieli już po sześciu minutach. Sprawdziliśmy to podczas kontroli poselskiej w KPRM – mówił wówczas Jacek Protas, poseł PO. Dziś w rozmowie z DGP opowiada, że prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. – Teraz szykuje się kolejny rozdział pieniędzy według politycznego klucza – mówi poseł PO. – W PO jest przeświadczenie, że tylko oni dofinansowywali dobre, słuszne projekty, a my nie. Pora skończyć z tym myśleniem. Dziś mało kto pamięta, jak Platforma przyznawała swoim w programie schetynówek – ripostuje nasz rozmówca z kręgów rządowych.

Profesor Jarosław Flis, który przeanalizował RFIL, utrzymuje, że pieniądze w tym funduszu wydano z klucza politycznego. – Chciałbym wierzyć, że tym razem będzie bardziej transparentnie, ale na razie nie widać ku temu żadnych podstaw – dodaje.

Opozycja jest przekonana, że fundusze zbudują klientelizm wobec PiS