Blisko 150 zł – tyle maksymalnie miesięcznie ma płacić gospodarstwo domowe za odpady, jeśli gmina rozlicza nieruchomości według wskaźnika na wodomierzu. Zakłada to projekt nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, który wczoraj przyjął rząd.

Rozwiązanie wychodzi naprzeciw rodzinom wielodzietnym. Przykładowo w Warszawie rodzina pięcioosobowa, w której jedna osoba zużywa 3,5 m sześc. wody miesięcznie, płaci obecnie prawie 223 zł (przy czym dla rodzin kwalifikujących się do Karty Dużej Rodziny wprowadzono program osłonowy).
Problem w tym, że kaganiec cenowy na opłatę śmieciową liczoną od zużycia wody będzie trudny do zastosowania. Nastręczy też problemów gminom, które dopiero co uszczelniły system gospodarki odpadami i włączyły do niego obcokrajowców czasowo przebywających na ich terenie.
Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka prasowa urzędu m.st. Warszawy, zaznacza, że w projekcie mowa jest o maksymalnej kwocie, jaka może zostać pobrana od gospodarstwa domowego. – Tymczasem miasto, gmina, w swojej uchwale odnosi się do spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych, od których pobiera opłaty. Nie pobieramy opłat bezpośrednio od mieszkańców, jak zatem mamy w uchwale uregulować maksymalne kwoty dla gospodarstwa domowego? – pyta.
Maciej Kiełbus z Kancelarii Prawnej dr Krystian Ziemski & Partners potwierdza, że proponowane zmiany wprowadzają bałagan do funkcjonujących już rozwiązań. – W przypadku metody od zużycia wody jest wyraźne wskazanie, że podstawą naliczenia opłaty jest to, ile wody zużywane jest w danej nieruchomości, a nie w poszczególnych lokalach, czyli gospodarstwach domowych. To się nie zmienia. Tymczasem opłata maksymalna ma dotyczyć gospodarstwa domowego – podkreśla.
Propozycja ministerstwa wpisana do projektu dotyczy także możliwości różnicowania opłat w ramach danej metody. W metodzie od gospodarstwa domowego gmina będzie mogła wyróżnić kategorie w zależności od ilości zużywanej wody. Przypomnijmy, że gdy na początku kwietnia w Warszawie zaczynała obowiązywać metoda wodna, Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiedziało, że będzie chciało ograniczyć opłaty. W prezentowanych wówczas materiałach resort proponował, aby gospodarstwo domowe, w którym miesięczne zużycie przekracza 12 m sześc. wody, nie płaciło więcej niż 120 zł.
Maciej Kiełbus uważa, że ograniczenie związane z metodą wodną (opłata maksymalna) mogłoby zafunkcjonować w przypadku gmin, które zdecydują się na metodę od gospodarstwa domowego, kategoryzując je w oparciu o zużycie wody. – Jednak w takim wypadku może to uprzywilejować nieruchomości, w których zamieszkuje wiele niespokrewnionych osób – zaznacza.
Problem będzie miała Mława, która nalicza opłatę za odpady według metody od zużycia wody od lipca 2020 r. na terenie całej gminy. Wcześniej stawka była naliczana zgodnie z metodą od osoby.
– W miejscowości pracuje wielu obcokrajowców, którzy nie byli zgłaszani przez właścicieli nieruchomości w deklaracji odpadowej, a są domy, w których okresowo mieszka nawet 40–50 osób – mówi Szymon Zejer, wiceburmistrz Mławy.
System się nie bilansował. Uszczelniła go metoda od zużycia wody. Właściciele nieruchomości składają deklarację na podstawie wodomierza. Nie ma więc problemu, gdy w jednym miesiącu nieruchomość zamieszkuje kilkadziesiąt osób, a w kolejnym tylko kilka, gdyż opłata za odpady rośnie lub maleje w zależności od wskazań. – System się sprawdził, a wpływy do budżetu odpadowego w tej gminie wzrosły – zapewnia wiceburmistrz.
Wprowadzenie opłaty maksymalnej go zaburzy. Szymon Zejer podkreśla, że kaganiec cenowy nałożony na metodę od wody oznacza, że właściciel nieruchomości, w której mieszka nawet 50 osób, zapłaci za odbiór odpadów w sumie nie więcej niż ok. 150 zł miesięcznie. Podkreśla, że to rozwiązanie nie bierze pod uwagę gmin, gdzie przyjezdni nie korzystają z hoteli czy hosteli, ale z najmu długoterminowego.
Opłata maksymalna w metodzie od wody miałaby zgodnie z propozycją resortu wynosić 7,8 proc. przeciętnego miesięcznego dochodu rozporządzalnego na osobę. W 2020 r. wyniósł on 1919 zł, czyli maksymalna opłata dla gospodarstwa domowego wyniesie 149,68 zł.
– Słyszymy, że ministerstwo planuje wiele zmian, nie tylko dotyczących kwoty maksymalnej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że propozycje te mają charakter bardziej polityczny niż praktyczny, a to nie wróży faktycznej ulgi dla mieszkańców – komentuje Monika Beuth-Lutyk. I zaznacza, że samorządy czekają na działania systemowe.
Etap legislacyjny
Projekt ustawy przyjęty przez rząd