Samorządy i dyrektorzy szkół nie chcą słyszeć o zewnętrznych firmach sprzątających, choć obniżyłoby to koszty. Wolą pracowników na etacie
Praca w oświacie / Dziennik Gazeta Prawna
Dla około 37 tys. placówek oświatowych rozpoczęła się przerwa wakacyjna. W praktyce dwumiesięczny okres wolny mają nie tylko pedagodzy, dla których przewiduje to Karta nauczyciela, ale także pracownicy samorządowi. Dotyczy to przede wszystkim stanowisk administracyjnych i wspomagających, czyli sekretarek, sprzątaczek, woźnych, konserwatorów, kucharek czy szatniarzy. Korzystają często też z innych przerw od zajęć, które w ciągu roku dają w sumie ok. 60 dni roboczych. Oficjalnie samorządy twierdzą, że pilnują dyrektorów, aby ci pracownikom obsługi wynajdowali zajęcia w czasie wakacji.

Formalnie pracują

Do pracowników samorządowych w dużej mierze stosuje się kodeks pracy. Oznacza to, że w zależności od stażu pracy należy im się od 20 do 26 dni roboczych urlopu wypoczynkowego w roku. Nie ma przeszkód, aby z wolnego korzystali w trakcie roku szkolnego. Jednak przy okazji ferii, przerw wakacyjnych, świątecznych, rekolekcji czy też długich weekendów tak jak nauczyciele często nie pojawiają się w szkole. Z drugiej strony nie ma takiej potrzeby, skoro nie ma uczniów. Szefowie placówek przymykają oczy na ten proceder, choć oficjalnie rzadko się do tego przyznają.
– Generalnie takie osoby powinny stawiać się do pracy. Przypuszczam jednak, że są przypadki, że szef zwalnia ich do domu – uważa Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Według niego specyfika branży sprawia, że z przerwy wakacyjnej korzystają też pracownicy samorządowi. Zastrzega, że powinni wtedy wykorzystywać urlop wypoczynkowy.

Nie dla outsourcingu

Samorządy mogłyby zaoszczędzić na kilkudziesięciu tysiącach etatów, jeśli np. sprzątanie i pilnowanie szkół zleciłyby zewnętrznym firmom.
– Zastanawialiśmy się wspólnie z dyrektorami nad powierzeniem czynności administracyjnych w naszych placówkach na zewnątrz, ale doszliśmy do wniosku, że takie rozwiązanie nie sprawdziłoby się – przekonuje Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni.
Podkreśla, że firma sprzątająca wchodziłaby do placówki po południu, a sprzątaczki są niezbędne przez cały czas. – Pełnią one często funkcje szatniarek, znają uczniów, ich odzież i plecaki, a to przyczynia się do lepszej opieki i większego bezpieczeństwa – dodaje.
Zdaniem Tadeusza Kołacza, naczelnika wydziału edukacji urzędu miasta w Chrzanowie, szkoły nie powinny się też przyczyniać do wyzysku pracowników. – Sprzątaczki i woźne otrzymują wynagrodzenie, które najczęściej jest na poziomie płacy minimalnej. Jeśli pracowałyby w firmie zewnętrznej, za taką samą pracę na zleceniu otrzymywałyby połowę tego – wylicza.
– Wszelkiego rodzaju formy typu outsourcing odbijają się na jakości pracy i są antypracownicze – wtóruje mu Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. – Poza tym w sytuacji, gdy mówimy o problemach z opieką dla sześciolatków, nie możemy korzystać z usług zewnętrznych, bo wtedy firmy cateringowe zastąpiłyby stołówki, a tego z pewnością nie chcą rodzice – dodaje.
Szef ZNP tłumaczy, że jeśli np. kucharka wykorzystała wcześniej urlop, to powinna w czasie wakacji przychodzić do pracy i wykonywać np. czynności związane z przygotowaniem placówki na nowy rok szkolny.
Podobnego zdania jest Ewa Łowkiel. Według niej część pracowników administracyjnych jest niezbędna w czasie wakacji, bo trwają wtedy np. remonty, egzaminy poprawkowe, rekrutacja.

Prywatni tną koszt

O ile większość samorządowych placówek nie chce rezygnować z etatów dotyczących obsługi szkół, to inaczej sytuacja wygląda w prywatnych szkołach.
– Tniemy koszt i korzystamy z firm zewnętrznych, które m.in. sprzątają nasze obiekty. Stołówka funkcjonuje na miejscu, ale prowadzi ją zewnętrzny przedsiębiorca, który bardzo się stara, aby w kolejnym roku również dla nas pracować – wskazuje Kazimierz Stankiewicz, wiceprezes spółki Szkoły Marzeń w Piasecznie oraz jej dyrektor zarządzający.
Dodaje, że korzystanie z ousorcingu zamiast ze stałych etatów, które w wakacje nie są potrzebne, przynosi miesięcznie nawet 20 tys. zł oszczędności.