W tym roku zaległości przedsiębiorstw wobec gmin przekroczą 4 mld zł. Część nie zostanie nigdy spłacona.
Od trzech lat rosną zaległości przedsiębiorstw w opłacaniu podatków pobieranych od nich przez samorządy. Na koniec tego roku dziura w opłatach może znacznie przekroczyć 4 miliardy złotych. Lokalne władze zamiast skuteczniej egzekwować należności, fundują wszystkim podwyżki, np. w postaci wyższych podatków od budynków firmowych.
Firmy coraz gorzej radzą sobie z regulowaniem płatności wobec gmin, na terenie których prowadzą działalność (chodzi m.in. o podatek od nieruchomości). Jak pokazują dane Ministerstwa Finansów, od trzech lat zaległości przedsiębiorstw wobec samorządów regularnie rosną. Na koniec 2010 r. wyniosły one prawie 4 mld zł, podczas gdy w roku 2008 była to kwota 3,880 mld zł. Wcześniej, w okresie 2006-2008, zaległości te równie regularnie malały.
W 2011 r. może być gorzej. Jak szacują eksperci, zaległości mogą znacznie przekroczyć poziom 4 mld zł. – Wszyscy spodziewają się spowolnienia i gorszych wyników w przedsiębiorstwach – mówi Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Dodaje, że część tych zaległości nigdy nie zostanie spłacona. – Niewielkie firmy zależne od samorządów, np. gastronomiczne, które wynajmują od gmin lokale, będą zamykane ze względu na ciężar zobowiązań, których nie są w stanie spłacić – mówi Sadowski.
Marek Miros, burmistrz Gołdapi i wiceprezes Związku Miast Polskich uspokaja, że sytuacja nie jest aż tak dramatyczna. – Są to z reguły stare zaległości wraz z odsetkami związane z procesami upadłościowymi przedsiębiorstw. Po ich zakończeniu część zaległości zostaje uregulowana – mówi.
Mimo to i tak większość samorządów, aby ratować swoje budżety, zadecydowała, że w przyszłym roku wzrosną m.in. stawki podatku od nieruchomości, o czym „DGP” informował już na początku grudnia.
Przykładowo, przedsiębiorca z Krakowa od budynku o powierzchni 100 mkw. i 3-arowej działki zapłaci o 227 zł podatku więcej. W Łodzi za 100-metrową siedzibę firma zapłaci o 113 zł więcej. Radni z Warszawy, Poznania i Gdańska tradycyjnie uchwalili już maksymalne stawki dla firm (minister finansów określił ją na 21,94 zł z mkw.).
– Podwyższanie podatków lokalnych w tej sytuacji jest logiczne, bo gminy muszą mieć środki na utrzymanie, a te opłaty to tylko niezbyt znacząca część wszelkich obciążeń przedsiębiorców – tłumaczy Marek Miros.
Ekonomiści są jednak ostrożni. – To metoda maksymalizacji wpływów bez patrzenia na konsekwencje – uważa Andrzej Sadowski. Jego zdaniem bilans płatniczy gmin dzięki większym wpływom będzie wyglądał lepiej, ale tylko na moment. Część firm pod ciężarem rosnących opłat upadnie, a liczba podmiotów, od których samorządy ściągają podatki, zacznie się kurczyć. Radni niektórych miast, którzy zaczęli się tego obawiać, nie zgodzili się na podwyżki podatków od nieruchomości. Tak się stało np. w Kielcach czy Zakopanem.
Jak udało nam się ustalić, sejmowa komisja samorządu terytorialnego i polityki regionalnej w przyszłym roku zacznie opracowywać nowe rozwiązania, które usprawnią regulowanie opłat przez przedsiębiorstwa. – System wymaga poprawek. Drenowanie przedsiębiorstw jako główna metoda do ratowania lokalnych budżetów to nie jest najlepszy pomysł – uważa Piotr Zgorzelski, przewodniczący komisji.