Samorządowcy przedstawili w Gdańsku końcową wersję 21 postulatów ustrojowych. Zniknęła najbardziej kontrowersyjna teza o likwidacji urzędu wojewody. Poza tym zmiany są kosmetyczne i mają na celu doprecyzowanie intencji autorów, ale w dalszym ciągu trudno nie odnieść wrażenia, że większość propozycji – jeśli nie wszystkie – zostanie tylko na papierze.
To osłabianie państwa polskiego, landyzacja kraju, dążenie do wprowadzenia podatku katastralnego – tak politycy PiS zrecenzowali 21 tez zaprezentowanych w czerwcu przez samorządowców. I nic dziwnego, w końcu PiS przyjął centralistyczny model zarządzania państwem, a tymczasem wśród samorządowych propozycji znalazło się zniesienie limitu kadencji włodarzy, likwidacja urzędu wojewody, zwiększenie samodzielności samorządów w zakresie podatków lokalnych czy przekształcenie Senatu w izbę samorządową.
Samorządowcy od początku przekonywali, że to tylko wstępne propozycje, które zostaną szeroko skonsultowane, a postulaty zostaną skierowane do wszystkich sił politycznych w kraju z nadzieją na włączenie ich do programów wyborczych. Zapowiedzieli również, że na podstawie sporządzonych tez włodarze przygotują projekty ustaw, które złożą pod obrady nowego parlamentu.
Od tamtego czasu minęły trzy miesiące i wreszcie doczekaliśmy się ostatecznej wersji 21 postulatów samorządowych. Najważniejsza zmiana: wypadła teza nr 17, dotycząca likwidacji urzędu wojewody. Dobrze się stało, bo nie dość, że za tą propozycją nie stała żadna sensowna alternatywa (jak nie wojewoda, to kto ma pełnić nadzór nad samorządami i reprezentować rząd w terenie?), to jeszcze wymagałoby to zmian w konstytucji.
Propozycję zastąpiła mniej kontrowersyjna teza o przeciwdziałaniu wykluczeniu komunikacyjnemu. Nie znaczy to jednak, że samorządowcy zupełnie porzucają temat wojewodów. Kilka tez dalej mowa jest o „niedublowaniu kompetencji” pomiędzy władzami lokalnymi i centralnymi oraz przekazaniu zadań dotyczących spraw publicznych w regionie władzom województwa, przy jednoczesnym pozostawieniu wojewodom nadzoru nad legalnością działania samorządów.
Pozostałe zmiany są raczej kosmetyczne. Spójrzmy np. na postulat nr 1: „Pełne prawo wspólnoty samorządowej do samodzielnego decydowania o całokształcie spraw lokalnych”. W czerwcu domagano się pełnej samodzielności „prawnej, organizacyjnej i majątkowej w zakresie realizacji zadań własnych”. Teraz doszedł postulat o samodzielności „finansowej”.
To potencjalnie odważny pomysł, wziąwszy pod uwagę, że w strukturze dochodów samorządowych dochody własne stanowią tylko ok. 25 proc. całości (reszta to udziały w PIT i CIT i transfery z budżetu państwa: subwencja ogólna, dotacje celowe, których udział w ostatnich latach się zwiększył). Skorygowano też stwierdzenie, że mieszkańcy są „jedynym organem nadzoru dla samorządów w kwestiach lokalnych”. Teraz obowiązuje wersja, że są „najważniejszym organem społecznego nadzoru”.
Doprecyzowano też postulat związany z Senatem. Już nie mówi się o przekształceniu go w izbę samorządową, co mogło sugerować, że włodarze oczekują określonej liczby miejsc w izbie wyższej, przypisanej reprezentantom tylko ich środowiska. Byłoby to ograniczenie biernego prawa wyborczego tych, którzy nie są samorządowcami. Dlatego teraz dookreślono, że chodzi o zniesienie zakazu łączenia mandatu samorządowego i senatorskiego. Dzięki temu dyskusja nad niekonstytucyjnością tej propozycji ma szansę się przenieść na poziom czysto pragmatyczny (czy wójt lub burmistrz jest w stanie łączyć oba mandaty).
Nakreślono też wizję „odpolitycznienia mediów publicznych”. Wcześniej mowa była tylko o przekazaniu lokalnych ośrodków publicznego radia i telewizji społeczności lokalnej. Dziś wiemy, ża ma się to zadziać poprzez „udział przedstawicieli samorządów lokalnych w radach programowych rozgłośni regionalnych i w komisjach konkursowych na dyrektorów ośrodków”. Propozycja pachnie więc czymś na miarę lokalnych rad mediów narodowych. Czy nie jest to więc sięganie po rozwiązanie, za które PiS jest dziś słusznie krytykowany?
Szkoda, że samorządowcy w gruncie rzeczy dążą do tego, by ich tezy nie weszły w życie. W trakcie sobotniej dyskusji i prezentacji 21 tez z ich ust padały stwierdzenia, że „aby w Polsce coś się zmieniło, trzeba wygrać wybory”. A więc PiS, wciąż wiodący w sondażach, z automatu tych postulatów poprzeć nie może. To oznacza, że skierowane są tylko do opozycji. I może przejmie ona jeden czy dwa postulaty (np. zniesie dwukadencyjność). Ale czy ktoś się łudzi, że dziś istnieje w Polsce formacja, która odważy się oddać pełne władztwo w sprawach publicznych i podatkowych władzom lokalnym i regionalnym? Albo zezwoli samorządowcom startować do Senatu, co tylko zwiększy konkurencję polityków o mandat? Proponuję dopisać 22. tezę: zejdźmy na ziemię.