Kolejne miasta przygotowują pozew przeciwko państwu. Powód? Zlecanie im kolejnych zadań bez zapewnienia wystarczających środków.
Najbliżej realizacji swoich planów jest stolica Małopolski. Tamtejsi urzędnicy planują złożenie pozwu pod koniec wakacji. Do tego działania skłonił ich korzystny wyrok sądu okręgowego z grudnia ubiegłego roku (pozew złożony w 2013 r.). Chodziło o zadania zlecone z zakresu administracji rządowej (rejestracja stanu cywilnego, meldunku i ewidencja ludności). Pozwem objęte były koszty ich realizacji w 2011 r. Na mocy wyroku Skarb Państwa ma wypłacić miastu prawie 4 mln zł i 2 mln zł odsetek. Miasto jeszcze nie odzyskało pieniędzy, gdyż obie strony wniosły apelację.

Za Krakowem Gdańsk

Niemniej już na tym etapie władze Krakowa doszły do wniosku, że trzeba pójść za ciosem. – Podjęto decyzję o przygotowaniu i złożeniu pozwu dotyczącego tego samego rodzaju zadań i kosztów z lat 2012–2018. Pozew ten jest obecnie przygotowywany i jego złożenie planowane jest pod koniec wakacji. W dalszej kolejności przygotowywane i składane będą pozwy dotyczące innego rodzaju zadań zleconych, jak geodezja, zarząd nieruchomościami – wskazuje Dariusz Nowak z biura prasowego w urzędzie miasta w Krakowie.
O 17,7 mln zł za realizację zadań zleconych w 2018 r. chcą się sądzić władze Gdańska. – Wysokość kosztów, które dopłacamy, ustalamy na podstawie ewidencji księgowej, w której wyodrębniono koszty zadań zleconych, finansowanych ze środków budżetu miasta. Zakładamy złożenie pozwu na przełomie września i października – informuje Teresa Blacharska, skarbniczka miasta.
Podobnych ruchów nie wykluczają władze Warszawy i Częstochowy. – Rozważamy podobną decyzję, trwa analiza dokumentacji – mówi Sylwia Bielecka z biura prasowego częstochowskiego magistratu. W zeszłym tygodniu rachunek rządowi na 5 mln zł wystawiły władze Piły. – To nie jest pozew przeciwko konkretnemu rządowi, tylko przeciwko systemowi – zastrzegł prezydent miasta Piotr Głowski. Roszczenia wobec Skarbu Państwa dotyczą lat 2008–2016. Z kolei w marcu tego roku Ciechanów pozwał państwo na ponad 6 mln zł za okres 2008–2017.
Dzieje się więc to, co przewidywali przedstawiciele Związku Miast Polskich. „Po korzystnym wyroku Krakowa z nadzieją patrzą inne samorządy. Choć w polskim prawie nie stosowano wcześniej takich precedensów, to wygrana Krakowa zwiększyła prawdopodobieństwo wygranej innych miast” – wskazywał wówczas ZMP. Według niego w skali kraju samorządy dopłacają kilkaset milionów złotych do realizacji zadań zlecanych im przez administrację rządową.
– Tylko zmasowany atak w sądach zmieni system finansowy. Każda przegrana rządu tworzy większą presję niż 100 stanowisk – komentuje Maciej Kiełbus z Kancelarii Prawnej Ziemski & Partners.

Działania polityczne

Niektórzy politycy PiS biją się w piersi. – Byłem ponad 20 lat samorządowcem i z doświadczenia wiem, że pieniędzy od państwa zawsze było za mało. Kolejne sprawy sądowe to dowód na rosnącą determinację samorządowców. Nie ulega wątpliwości, że zadań samorządowi przybywa, a nigdy proporcjonalnie do tych zadań nie jest przekazywana wystarczająca ilość środków – przyznaje Andrzej Pająk, senator PiS.
Inaczej sprawę widzi Jan Mosiński, poseł PiS. – Każdy przypadek należy rozpatrywać osobno, ale trochę to wygląda na skoordynowane działania polityczne samorządowców w roku wyborczym. Choć pozwy uderzają także w naszych poprzedników, to jednak rzeczy dzieją się tu i teraz – mówi.
O ile wygrana sądowa ze Skarbem Państwa rzeczywiście ma większą siłę rażenia niż wszelkiego rodzaju apele samorządowców, o tyle problem jest taki, że jest to skomplikowana i długotrwała batalia. Kraków na ostatni, nieprawomocny wyrok czekał prawie pięć lat. Z kolei władze woj. mazowieckiego przez osiem lat walczyły o symboliczną kwotę 1,5 mln zł (chodziło o realizację w 2006 r. zadań z zakresu turystyki). Czasem na linii rząd–samorząd trudno ustalić, kto i za co winny jest komuś pieniądze. Najwyższa Izba Kontroli, przyglądająca się w 2017 r. zadaniom zleconym, wskazała np. na „niejasny podział obowiązków” dotyczących finansowania zadań z zakresu melioracji i geodezji (przepisy wskazywały dwa źródła finansowania: dotacje budżetowe i środki samorządów). NIK twierdzi też, że samorządowe ewidencje wydatkowe są tak prowadzone, że – wbrew temu, co mówią samorządowcy – nie sposób na ich podstawie dokładnie oszacować skali współfinansowania zadań zleconych przez władze lokalne. Samorządowcy odpowiadają, że zasad rachunkowości nie ustalają sami, są one im narzucone z góry.

Nie kąsa się wojewody

Z tych powodów samorządy rzadko w ogóle decydują się na drogę sądową. – Dla niektórych zniechęcający jest warunek uiszczenia opłaty sądowej wynoszącej 5 proc. wartości przedmiotu sporu, nie więcej niż 100 tys. zł. A niektórzy samorządowcy wręcz za niezręczne uważają pozywanie wojewody, a potem ubieganie się u niego o jakieś pieniądze. Wychodzą z założenia, że nie kąsa się ręki, która karmi – tłumaczy mec. Maciej Kiełbus.