Gminy nie godzą się na malejące wsparcie finansowe i chcą większego zaangażowania władz centralnych w usuwanie tego materiału. Tyle że same opornie sięgają po oferowane im fundusze.
Problem z azbestem / DGP
Mimo wydanych miliardów złotych, kilkunastu lat pracy i wielu rządowych programów rakotwórczy azbest wciąż wpisuje się w krajobraz polskiej wsi. Z danych rządowej Bazy Azbestowej wynika, że na dachach domów, stodół i chlewni wciąż zalega prawie 5,4 mln ton eternitu. Najwięcej, bo prawie jedna piąta – na Mazowszu. Do 2032 r. po tym materiale nie powinno zostać ani śladu. Tak zakłada Program Oczyszczania Kraju z Azbestu na lata 2009–2032, który pochłonie ponad 40 mld zł.
Niestety, dotychczasowe tempo utylizacji nie zachwyca. Jeszcze w 2010 r., gdy rządzący opracowywali program, z szacunków wynikało, że samorządy będą musiały zrobić porządek z ponad 14,5 mln ton azbestu. Dziś, według najnowszych statystyk Bazy Azbestowej (współtworzą ją gminy, które aktualizują dane), usunęliśmy niespełna milion ton.
Liczby te pokazują jednak tylko szczątkowy obraz. Zdaniem ekspertów od 15 do 20 proc. gmin nie aktualizuje regularnie bazy, a te, które to robią, mogą to czynić nierzetelnie. Innymi słowy, nie wiemy do końca, ile eternitu pozostało nam do unieszkodliwienia.

Malejące wsparcie

Tu zaczynają się schody i przeciąganie liny, kto ma na siebie wziąć finansowy ciężar utylizacji tego materiału, a także – co okazuje się największą barierą – położenie nowego, bezpiecznego dla środowiska i mieszkańców dachu.
Co do zasady pieniądze na unieszkodliwienie eternitu płyną z trzech źródeł: większość przeznaczają na ten cel Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (finansuje 50 proc. kosztów kwalifikowanych) oraz wojewódzkie fundusze (nie mniej niż 35 proc.). Resztę dopłaca gmina.
Sęk w tym, że w ostatnich latach – jak wytknęli na ostatnim posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego (KWRiST) przedstawiciele Związku Gmin Wiejskich RP – wsparcie ze strony rządu maleje. Co gorsza, niektóre wojewódzkie fundusze zupełnie wycofują się z udzielania wsparcia.
– Mimo wielokrotnych zapytań i zgłaszania potrzeb w bieżącym roku, podobnie jak w 2018 r., WFOŚiGW w Rzeszowie nie dotuje neutralizacji wyrobów zawierających azbest – twierdzą władze gminy Ropczyce.
Na trend spadkowy zwraca uwagę też Jacek Brygman, wójt gminy Cekcyn i członek ZGW RP.
– W latach 2015–2016 łącznie ze środków NFOŚ i WFOŚ dofinansowanie wynosiło 100 proc. W zeszłym roku było to już 70 proc., a w tym według różnych źródeł informacji proponowane jest dofinansowanie tylko do wysokości 50 proc. kosztów – mówi.
Wójt zawnioskował o przywrócenie zasad, które zapewniłyby wsparcie na poziomie 100 proc. kosztów zdjęcia i utylizacji materiałów z azbestu. Podkreślił, że jest to szczególnie ważne dla terenów wiejskich.
– Pełne wsparcie ze strony NFOŚ byłoby też korzystne, bo dziś finansowanie jest niejednolite: koszty bywają dzielone między gminę a zainteresowanych wymianą dachu mieszkańców lub pokrywane wyłącznie z budżetu samorządu – przekonywał.

Niewykorzystane fundusze

Niewykluczone, że sytuacja ulegnie wkrótce poprawie. Przedstawiciele NFOŚiGW zapowiadają, że fundusz pracuje nad kolejną odsłoną programu priorytetowego ”Usuwanie wyrobów zawierających azbest„. Ostatnia edycja była ogłoszona w 2015 r. i trwała trzy lata.
– Wpłynęło do nas pismo konwentu prezesów wojewódzkich funduszy, żeby uruchomić nabór w 2019 r. Narodowy fundusz jest przed dopracowaniem formuły realizacji tego wspólnego programu – mówi Dominik Bąk, wiceprezes zarządu NFOŚiGW. Dodaje, że zarówno zasady tego programu, jak i harmonogram przekazywania środków ”będą poddane analizie„.
Zwraca przy tym uwagę, że gminy często nie sięgają po pieniądze, które są dostępne. W efekcie dotychczasowe środki zapewniane przez fundusze wojewódzkie były wykorzystywane zaledwie na poziomie kilkudziesięciu procent.
– Rzadko kiedy roczne wykonanie budżetu, który przewidywał fundusz, przekraczało 50 proc. – zaznacza.
Dodaje, że często nawet w skrajnych przypadkach gminy pozostawały bierne wobec udostępnionych im pieniędzy. Za przykład podaje program usuwania azbestu, który ogłoszono w drugiej połowie 2017 r., gdy przez kraj przetoczyła się fala katastrofalnych nawałnic.
– Z ogólnej zaplanowanej w budżecie kwoty 20 mln zł wykorzystano jedynie 3 mln – wskazuje wiceprezes NFOŚiGW. Apeluje też do samorządów o dołożenie starań, żeby oferowane wsparcie wykorzystywać w całości.

Nierozwiązany problem

Dlaczego tak się jednak nie dzieje? Dużo winy jest po stronie samorządów, które często problem azbestu ignorują lub są nieświadome, gdzie (u których mieszkańców) on w ogóle występuje. Zawodzi też komunikacja z mieszkańcami, którzy nawet nie wiedzą o możliwym wsparciu.
Przeszkodą są również prozaiczne problemy. Po pierwsze, usuwanie wyrobów z azbestem jest skomplikowane i wymaga zaangażowania nie tylko władz gmin, ale i samych zainteresowanych. W trakcie prac wzrasta bowiem emisja pyłu azbestowego, co oznacza, że objęty modernizacją teren powinien być zabezpieczony. Najlepiej byłoby, gdyby lokatorzy opuścili na jakiś czas nieruchomość. A to uciążliwość, na którą wielu się nie godzi.
Drugi powód to niechęć samych właścicieli nieruchomości. Gminy mogą bowiem ich wspomóc poprzez dofinansowanie demontażu, transportu i utylizacji wyrobów azbestowych. W kosztach tych nie mieści się jednak wydatek na nowy dach, który mieszkańcy muszą już pokryć z własnej kieszeni. A to duża blokada, zwłaszcza że azbest najczęściej zalega na dachach osób ubogich, dla których taka inwestycja rzadko kiedy jest najwyższym priorytetem.
Podczas ostatniego posiedzenia KWRiST strona samorządowa ponownie zaapelowała o to, by wsparcie rządu objęło nie tylko usuwanie azbestu, lecz także finansowanie nowego dachu. NFOŚiGW konsekwentnie przekonuje jednak, że tego zrobić nie może.
– Efekt ekologiczny, jaki mamy zrealizować, dotyczy usuwania i utylizacji azbestu, a nie wymiany pokryć dachowych. W tego typu przedsięwzięciach efekt ten nie jest realizowany, więc fundusz do tego dopłacać nie może – zaznacza Dominik Bąk.