Samorządowcy alarmują, że wyczekiwany przez inwestorów powrót do starych zasad opodatkowania farm wiatrowych dotkliwie przetrzebi budżety najmniejszych jednostek



Co najmniej 35 mln zł zaoszczędzi na podatku od nieruchomości PGE, krajowy lider OZE i właściciel 11 farm wiatrowych. Kosztem gmin, na których terenie owe maszty się znajdują. Z kolei 16 mln zł stracą samorządy, gdzie w wiatraki zainwestowała Energa.
Wyliczenia szacunkowych zysków przedstawiły same spółki Skarbu Państwa. Takie oszczędności przyniesie im – jeżeli wejdzie w życie w proponowanym kształcie – nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii oraz niektórych innych ustaw. Projekt zakłada m.in. zmianę definicji elektrowni wiatrowej. Ponownie, czyli tak jak było to jeszcze w ubiegłym roku, dzieliłaby się ona na dwie części: budowlaną (np. słup) i techniczną (m.in. wirniki). Podatek (w wysokości 2-proc. wartości) miałby być znowu płacony wyłącznie od tej pierwszej części, która stanowi de facto jedynie 25–30 proc. wartości całego obiektu.
Mniejsze wpływy...
Dla gmin, które w świetle wciąż obowiązujących regulacji inkasowały w tym roku daninę od całości wiatraków, zmiana ta oznacza niemałe straty.
– Przy obecnych przepisach i pełnych kosztach budowy elektrowni wiatrowych wynoszących ok. 6,8 mln zł/MW wiodące gminy mogły liczyć na wpływy podatkowe w wysokości od 10 do nawet 30 mln zł rocznie – mówi Grzegorz Wiśniewski, prezes zarządu Instytutu Energetyki Odnawialnej (IEO).
Samorządowcy obawiają się, że podane przez PGE i Energę kwoty są jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Bo chociaż spółki te mają w sumie najwięcej farm wiatrowych w kraju, to wciąż ich liczba jest znikoma w stosunku do wszystkich instalacji w Polsce.
Jak bowiem wynika z danych IEO, w Polsce na koniec 2016 r. było 1193 farm lub pojedynczych elektrowni wiatrowych o łącznej mocy 5,8 GW. Znajdowały się one aż w 897 gminach. Najwięcej z nich zainstalowano na Pomorzu, w Wielkopolsce i woj. kujawsko-pomorskim.
– W niektórych najbardziej „zawiatrakowanych” gminach, przychody z podatku od nieruchomości w 2016 r. przekraczały 20–30 proc. ich budżetów – podkreśla Tomasz Podgajniak, wiceprezes zarządu Polskiej Izby Gospodarczej Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej.
Liczby te potwierdzają sami samorządowcy. – W naszej gminie liczymy się ze stratą ponad 6 mln zł w skali roku. To 28 proc. planowanych wpływów z podatku od nieruchomości w przyszłym roku i prawie 22 proc. planowanych wpływów dochodów podatkowych gminy – wskazuje Lucyna Szymecka, skarbnik gminy Karlino.
Na jeszcze inny problem zwraca uwagę wójt gminy Świecie, Ireneusz Maj. – Jednorazowo wyższe dochody gmin z tytułu podatku od nieruchomości w okresie od stycznia do dnia wywołania skutków podatkowych (ma to być miesiąc po wejściu nowelizacji w życie – przyp. red.) przełożą się na zmniejszenie subwencji wyrównawczej w latach następnych, mimo że dochody gmin z tytułu tego podatku w latach następnych znacząco spadną – przekonuje.
...ale lepsze niż bankructwa?
Eksperci podkreślają jednak, że jest też druga strona medalu. Bo chociaż zmiany poskutkują uszczupleniem wpływów wielu gmin, to mogą też być kołem ratunkowym dla tonącej finansowo branży OZE, w którą mocno uderzyły też niedawne zmiany w zasadach dot. ustalania cen zielonych certyfikatów (czyli de facto dopłat do produkcji czystej energii).
Jak przekonuje Tomasz Podgajniak, żaden biznes nie wytrzymałby takiej gilotyny podatkowej na dłuższą metę, a gminy mogły na ubiegłorocznej zmianie i większych wpływach skorzystać jedynie chwilowo. – W dłuższej perspektywie należałoby się spodziewać spadku wpływów bądź też ich całkowitej utraty. Obecny stan prawny doprowadziłby jedynie do masowych wywłaszczeń inwestorów i zablokowania nowych inwestycji – przekonuje.
Podobnymi obserwacjami dzieli się Grzegorz Wiśniewski z IEO. – Ubiegłoroczna zmiana zasad i pięciokrotny wzrost podstawy wymiaru podatku od nieruchomości dla elektrowni wiatrowych jest oczywiście korzystna dla gmin, na których terenie wiatraki już stoją – mówi. Tyle że krótkoterminowo. Bo firmy, widząc wzrost obciążeń podatkowych i pogorszenie warunków wsparcia, wycofują się z inwestycji już przygotowanych. I w ten sposób gminy nie będą miały żadnych dochodów z tego tytułu.
A Tomasz Podgajniak dodaje, że w poufnych rozmowach samorządowcy potwierdzają, że zdają sobie sprawę, iż obowiązujący obecnie system podatkowy nic im w dłuższej perspektywie nie da, a jedynie skutecznie zahamuje nowe inwestycje.