Za przyjęciem nowelizacji ustawy o pracownikach samorządowych autorstwa Kukiz'15 głosowało 263 posłów, 164 było przeciw, a 8 posłów wstrzymało się od głosu.
Projekt ten usuwa z obowiązującej ustawy przepis, na podstawie którego wójt (burmistrz, prezydent miasta), starosta i marszałek województwa może zatrudniać osoby na stanowiskach doradców i asystentów odpowiednio w urzędzie gminy, starostwie powiatowym i urzędzie marszałkowskim na czas pełnienia swojej funkcji.
Pierwotnie według projektu noweli, umowy z obecnie zatrudnionymi doradcami i asystentami miały ulec rozwiązaniu w dniu wejścia w życie ustawy. Podczas prac w komisjach termin ten zmieniono na 14 dni od daty wejścia w życie ustawy. Pracownicy samorządowi mieliby być zatrudniani tylko na stanowiskach urzędniczych, w tym kierowniczych stanowiskach urzędniczych, pomocniczych i obsługi.
Autorzy projektu w uzasadnieniu podkreślali, że "gabinety polityczne" na szczeblu samorządowym stają się przyczółkiem do tworzenia miejsc pracy dla osób związanych partyjnie z urzędującymi władzami samorządowymi, a doradcy i asystenci nie posiadają żadnych kwalifikacji do zajmowania takiego stanowiska. Wskazywali też na oszczędności, jakie ma przynieść projekt, szacowane "na 50 mln złotych rocznie".
Podczas prac nad projektem negatywnie ocenili go samorządowcy z województw: mazowieckiego, opolskiego, lubuskiego, małopolskiego, warmińsko-mazurskiego i lubelskiego. Wskazywali, że doradcy i asystenci mają wyznaczone konkretne zadania, ich zarobki nie są wysokie, a rozwiązanie umowy o pracę w proponowanym trybie byłoby krzywdzące dla pracowników.
Grzegorz Woźniak (PiS) podczas wtorkowej debaty poinformował, że jego klub opowie się za projektem. Ocenił, że likwidacja "gabinetów politycznych w samorządach" pozwoli na redukcję biurokracji i szukanie oszczędności w administracji, a zatem "wychodzi naprzeciw oczekiwaniom społecznym".
Halina Rozpondek (PO) oceniła, że nowelizacja jest zbędna. Jak zauważyła, zapisy w obowiązującej ustawie są fakultatywne i większość samorządów nikogo nie zatrudniła na stanowiska asystentów czy doradców. Po drugie, dodała, liczba takich pracowników jest limitowana stosownie do wielkości jednostki samorządu. "Po trzecie uważamy za czytelny fakt, że określona i znana społeczności lokalnej grupa doradców i asystentów przychodzi z nowo wybranym wójtem, starostą czy marszałkiem i z końcem kadencji wraz z nim odchodzi" - podkreśliła posłanka.
Dodała, że dla PO czternastodniowy termin wygaszania umów jest niezrozumiały.
Tomasz Jaskóła (Kukiz'15) uważa, że projekt przyniesie duże oszczędności. "Dlatego apeluję do opozycji totalnej i histerycznej z PO i Nowoczesnej, a także PSL, by zagłosowali za tą ustawą" - mówił. "Co rusz mówicie państwo o przeroście wydatków wobec tego rządu. A gdy Kukiz'15 proponuje oszczędności, klub PiS uznaje naszą argumentację za zasadną, państwo chcecie głosować przeciwko, choć deklaracja pani poseł Rozpondek jest jakoś pozytywna" - zauważył. Jak mówił, jeśli jednak wszystkie kluby zagłosują za projektem, będzie to sygnał dla obywateli, że politycy potrafią się samoograniczać w wydawaniu pieniędzy.
Zdaniem Marka Sowy (Nowoczesna) wprowadzane zmiany opierają się na kłamstwie i nie przyniosą oszczędności. Przed głosowaniem mówił: "To jest projekt dedykowany ok. 1 tys. pracowników samorządowych. To nie są ludzie trędowaci, to są ludzie, którzy wykonują określone czynności, w żadnej mierze zmiana nie spowoduje ograniczenia zatrudnienia, oni zostaną zatrudnieni na stanowiskach urzędniczych. (...) Co do gabinetów politycznych - one są w ministerstwach, i tych gabinetów nie ruszacie. Macie wizję asystenta za 12 tys. zł miesięcznie, rozbijającego się "beemką", widzicie asystenta przez pryzmat Misiewicza. W samorządzie nie ma takich asystentów, tam ludzie zarabiają po 2,5 tys. zł" - dodał.
Według Marka Sawickiego (PSL) ta nowelizacja to przykład zbędnej regulacji.