Prezydent przychylił się do argumentów samorządów i branży wodociągowo-kanalizacyjnej o nadmiernej regulacji ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków. Zgodnie z zawetowanymi przepisami kranówka miała być bardziej kontrolowana, ale dla gmin i zakładów komunalnych oznaczałoby to więcej obowiązków, a dla konsumentów – nieuchronny wzrost opłat za wodę.

Lepszy monitoring wody, wyższe koszty dla komunalnych spółek

Dostawcy mieliby regularnie informować odbiorców o składzie kranówki, a w tym celu prowadzić stały monitoring. System ma być oparty na zarządzaniu ryzykiem, a oceny tego ryzyka miały obejmować:

  • systemy dystrybucji – do połowy 2028 r. konieczne wykonanie oceny obejmującej cały proces: ujmowanie, uzdatnianie, magazynowanie i przesył wody.
  • instalacje wewnętrzne w budynkach – właściciele i zarządcy zobligowani do wykonywania ocen ryzyka w instalacjach, szczególnie w tzw. obiektach priorytetowych: szpitalach, hotelach, żłobkach, zakładach karnych czy domach opieki.

Przepisy zakładały prewencyjny charakter tych działań – chodziło o wcześniejsze identyfikowanie i eliminowanie zagrożeń zamiast rozwiązywania problemów wtedy, gdy już doszło do skażenia wody.

Przekazany 7 listopada do konsultacji projekt rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi określa szczegółowe parametry, według których taki monitoring miałby być prowadzony. Projekt wskazuje m.in. minimalne wymagania dotyczące jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi, w tym wymogi mikrobiologiczne, chemiczne i radiologiczne i istotne do oceny ryzyka w wewnętrznym systemie wodociągowym. Zawiera także wykaz parametrów i minimalną częstotliwość pobierania próbek do badań jakości wody.

Projektowana regulacja wprowadza m.in. nowy parametr pod nazwą suma PFAS obejmujący badanie jakości wody pod kątem obecności w niej aż 20 szkodliwych substancji. Dokument rozszerza obowiązki monitorowania bakterii Legionella w ciepłej wodzie użytkowej, szczególnie w obiektach priorytetowych, a także zaostrza zasady monitoringu obecności bakterii Escherichia coli w wodzie.

Zgodnie z projektem dostawcy wody zostaliby zobowiązani do niezwłocznego zgłaszania niezgodności (do 3 dni roboczych) oraz składania miesięcznych sprawozdań. Właściciele lub zarządcy budynków musieliby przekazywać wyniki badań oraz – w razie przekroczeń – szczegółowe informować o działaniach naprawczych.

W przypadku nieprzestrzegania obowiązków przewidziano system kar administracyjnych. Sankcje za brak monitoringu jakości wody miały dotyczyć nie tylko przedsiębiorstw wodociągowych, ale także gmin, wspólnot mieszkaniowych czy prywatnych właścicieli budynków. Nowe przepisy diametralnie zmieniły bowiem dotychczasowe podejście. O ile obecnie polskie prawo koncentruje się na działalności przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych, o tyle projektowana regulacja wprowadza pojęcie „dostawcy wody”, którym miałby być każdy podmiot dostarczający wodę pitną. Chodzi o spółki wodne, gminy zaopatrujące mieszkańców w wodę bez odrębnej spółki, wspólnoty mieszkaniowe posiadające własne ujęcie, podmioty prowadzące hurtową sprzedaż wody oraz wszystkich dostawców obsługujących więcej niż 50 osób lub dostarczający ponad 10 m³ dziennie. Oznacza to, że tysiące mniejszych podmiotów – od wspólnot mieszkaniowych po prywatne spółki – miało zostać objętych rygorami prawnymi, które do tej pory dotyczyły głównie dużych przedsiębiorstw wodociągowych. To dla nich dodatkowe koszty, które przerzuciliby zapewne na odbiorców wody.

Dlatego samorządy nowe obowiązki uznały za nadregulację. Krytykowały zwłaszcza konieczność prewencyjnego badania wody według szczegółowych parametrów opisanych w projekcie rozporządzenia oraz coroczny obowiązek informowania konsumentów o wynikach tego monitoringu. Ich zastrzeżenia budziło także wynikająca z ustawy konieczność powołania wielodyscyplinarnego zespołu, który ma dokonywać oceny ryzyka. – Nadregulacje są bardzo kosztowne dla przedsiębiorstw wodociągowych i one będą musiały obciążać mieszkańców – podkreślała w rozmowie z DGP Anna Olejnik, zastępca dyrektora w Miejskim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji w m.st. Warszawie. Pod wpływem argumentacji samorządowców prezydent Karol Nawrocki zawetował 7 listopada ustawę wdrażającą dyrektywę o kranówce, uznając polskie przepisy za nakładające nadmierne obowiązki na wspólnoty mieszkaniowe, spółdzielnie i organy samorządu.

Unijna dyrektywa czeka na wdrożenie

Ministerstwo Zdrowia podkreśla, że zmiany są konieczne i nie chodzi tylko o formalny obowiązek wobec UE, ale przede wszystkim o inwestycję w zdrowie publiczne - znacznie wyższy i lepiej chroniący zdrowie obywateli standard bezpieczeństwa wody pitnej. Regularne badania jej jakości, identyfikacja zagrożeń i większa przejrzystość w informowaniu mieszkańców o jakości wody, ma ograniczyć ryzyko zatruć, zakażeń i długofalowych skutków działania szkodliwych substancji.

Najważniejsze jest jednak to, że zawetowane przepisy miały wdrożyć dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2020/2184 z 16 grudnia 2020 r. w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi (Dz. Urz. UE L 435 z 23.12.2020, str. 1). Czas na jej implementację minął 12 stycznia 2023 roku. Polska ponosi finansowe skutki nieprzyjęcia na czas unijnych przepisów. Jak informował we wrześniu tego roku w Sejmie wiceminister infrastruktury Przemysław Koperski dzienna kara za brak wdrożenia dyrektywy o kranówce to 141 tys. euro. Polska jest ostatnim krajem członkowskim, który nie wdrożył tej dyrektywy. DGP zapytał Ministerstwo Zdrowia, jakie kroki resort zamierza podjąć w związku z wetem prezydenta, ale dotychczas nie otrzymaliśmy odpowiedzi.