Nasz rząd apeluje do UE: nie dajcie polskim gminom więcej pieniędzy na zakup diesli. Nawet jeżeli spełniają one najwyższe normy środowiskowe Euro 6
Resort rozwoju walczy o większe dofinansowania dla autobusów elektrycznych i niskoemisyjnych (np. gazowych). Chce, żeby ostatnie dostępne pieniądze z programów operacyjnych UE popłynęły do tych miast, które stawiają na zbiorowy transport elektryczny, nie spalinowy. I – przy okazji – zamierza wykluczyć z dofinansowania diesle. To jedna z propozycji, nad którymi resort finansów i rozwoju pracował od wielu tygodni. Chodzi o projekt zmiany Umowy Partnerstwa na lata 2014–2020. To najważniejszy dokument, w którym określono zasady i tryby finansowania różnych inicjatyw z funduszy unijnych w ramach m.in. polityki spójności.
Dokładnie tydzień temu, 5 lipca, uchwałę w sprawie projektu zmiany Umowy Partnerstwa na lata 2014–2020 zaakceptowała Rada Ministrów. Teraz postulaty rządu rozpatrzy Komisja Europejska. I to od niej ostatecznie zależy, czy zaproponowane przez Polskę warunki staną się faktem. Mowa tu zaś o niemałych kwotach, bo na lata 2014–2020 m.in. na drogi i transport publiczny przewidziano ponad 80 mld euro.
Resort nie kryje, że chciałby, aby więcej z tych pieniędzy trafiło dokładnie tam, gdzie życzy sobie nasz rząd. Dlatego chce renegocjować warunki, na których udzielana jest unijna pomoc. Najlepiej, gdyby dofinansowania szerszym niż do tej pory strumieniem popłynęły na rozwój elektromobilności, czyli sztandarowego projektu gospodarczego polskiego rządu. Od dawna rząd podkreśla też, że to samorządy mają być w awangardzie zmian i świecić przykładem.
I choć wiele gmin skusiło się ostatnio na zakup – często kilkukrotnie droższych – autobusów elektrycznych, to zdecydowana większość samorządów wciąż chce mieć w swoim taborze pojazdy spalinowe. Powód? Są dużo tańsze i – w przeciwieństwie do napędów elektrycznych – już sprawdzone na polskich drogach, nawet zimą, gdy sprawność baterii znacząco spada.
Niewykluczone jednak, że już wkrótce miasta – jeżeli zechcą dalej inwestować w diesle – będą musiały dużo głębiej sięgnąć do własnej kieszeni. O ile bowiem zakup niskoemisyjnego taboru był do tej pory współfinansowany ze środków UE aż w 85 proc., o tyle po postulowanych zmianach z katalogu ekologicznych napędów zostaną już wyłączone diesle spełniające najwyższe normy Euro 6. Potwierdza to sam resort rozwoju. Podaje, że w projekcie zmian Umowy Partnerstwa, w ramach celu tematycznego „Wspieranie przejścia na gospodarkę niskoemisyjną we wszystkich sektorach”, wprowadzono zapis mówiący, że preferencyjnie traktowane będą projekty związane z zakupem bezemisyjnych lub niskoemisyjnych środków transportu publicznego w miastach.
Co to oznacza w praktyce? „Od momentu wejścia w życie zmienionej Umowy Partnerstwa oraz zmienionych programów operacyjnych nie będzie możliwe finansowanie ze środków unijnych projektów dopuszczających pojazdy zasilane dieslem Euro 6” – czytamy w odpowiedzi na nasze pytania.
Radykalne stanowisko polskiego rządu może oznaczać dla wielu samorządowców niemałe kłopoty finansowe. Nie wszystkie gminy stać bowiem na zakup najnowocześniejszych autobusów elektrycznych, których cena – za 12-metrowy autobus klasy MAXI – oscyluje ostatnio w granicach 2–2,5 mln zł za sztukę. Są też wątpliwości, czy ostry skręt w kierunku pojazdów zasilanych prądem i oparcie całej komunikacji miejskiej tylko na takim napędzie nie jest zbyt ryzykownym posunięciem. A co w razie awarii prądu?