Jak będą wyglądały najbliższe wybory samorządowe? Czy ponad 1600 włodarzy (na niespełna 2,5 tys. gmin) straci bierne prawo wyborcze? Od czasu, gdy w połowie stycznia prezes PIS zapowiedział maksymalnie dwie kadencje wójtów, burmistrzów i prezydentów miast oraz przezroczyste urny, prawie każdy dzień przynosi kolejny news.
Jak będą wyglądały najbliższe wybory samorządowe? Czy ponad 1600 włodarzy (na niespełna 2,5 tys. gmin) straci bierne prawo wyborcze? Od czasu, gdy w połowie stycznia prezes PIS zapowiedział maksymalnie dwie kadencje wójtów, burmistrzów i prezydentów miast oraz przezroczyste urny, prawie każdy dzień przynosi kolejny news.
I choć wciąż nie wiadomo, jak ostatecznie będzie wyglądał PIS-owski projekt zmian w ordynacji wyborczej, to pojawia się coraz więcej szczegółów. Pora więc te informacje uporządkować. Zarówno od strony faktycznej, jak i prawnej. I w dzisiejszym tekście właśnie to robimy. Przedstawiamy dekalog proponowanych zmian – mniej lub bardziej realnych – oraz wyjaśniamy, co mogą one oznaczać. Przypominamy też najnowszą dużą nowelizację kodeksu, w której wprowadzono niektóre rozwiązania podobne lub wręcz tożsame z propozycjami PIS. Przetestowało je już 200 gmin przy okazji referendów czy wyborów uzupełniających, stosując już, proponowane jako panaceum na rzetelne wyniki wyborów, przezroczyste urny. I będą je stosować kolejne samorządy, przynajmniej do czasu przyjęcia nowych regulacji.
Wprawdzie z przeprowadzonego dla Dziennika Gazety Prawnej przez firmę Ariadna badania wynika, że znaczna część Polaków chciałaby ograniczenia kadencji wójtów, ale jeszcze większa grupa jest za takim ograniczeniem dla posłów i senatorów. Przy czym wprowadzenie tej zmiany budzi poważne wątpliwości konstytucyjne. Zdaniem Jerzego Stępnia, byłego prezesa TK, współtwórcy reformy samorządowej, dwukadencyjność jest niekonstytucyjna, bo ogranicza bierne i czynne prawo wyborcze. Z praktycznego punktu widzenia wątpliwości ma też dr Adam Gendźwiłł, adiunkt w Zakładzie Rozwoju i Polityki Lokalnej Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Przekonuje on, że niektóre społeczności są zbyt małe, żeby mieć pluralistyczne elity regularnie konkurujące o władzę. Biorąc pod uwagę, że w 16 gminach (stan na 2015 r.) mieszka mniej niż po 2 tys. osób, trudno nie przyznać racji ekspertowi.
A kolejne pomysły? Wydaje się, że są jeszcze bardziej wątpliwe. Np. zakaz startu w wyborach nawet po trwającej kadencję lub dwie przerwie. Wprowadzenie tego rozwiązania może skutkować tym, że pod koniec drugiej kadencji włodarze, zamiast zająć się gminą, będą pochłonięci przede wszystkim szukaniem nowej pracy .
Czy taka zmiana okaże się lekarstwem na lokalne układy? Raczej nie, bo trudno sobie wyobrazić, że sprawny wójt nie znajdzie sobie miejsca w lokalnej spółce czy w urzędzie jako np. zastępca nowego włodarza (a często swojego wychowanka). Schowany za czyimiś plecami może jeszcze bardziej te układy rozbudowywać. Bardzo krytykowany jest też pomysł upartyjnienia samorządów; chodzi w nim o to, żeby startujący w wyborach należał do jakiejkolwiek partii. – Dobry wójt ma być sprawnym, lokalnym menagerem, powinien posiadać zupełnie inne atuty niż przynależność do organizacji partyjnej – przekonuje Maciej Kiełbus, partner w kancelarii Dr Krystian Ziemski & Partners. – Dziura w drodze, którą trzeba załatać, nie ma przecież barw partyjnych.
Z doświadczeń DGP, która od czterech lat (obecnie wraz z firmą Deloitte) prowadzi ranking Perły Samorządu, wynika, że wiele mogących poszczycić się prawdziwymi sukcesami miast i gmin ma włodarzy rządzących trzecią, piątą czy nawet szóstą kadencję. Chociaż możliwe jest, że w innych miejscach w kraju podobnie długie rządy mogą powodować marazm, niemoc i brak perspektyw. Jednak lekarstwo na poprawę działań lokalnych władz trzeba tak dobrać, żeby nie wylać dziecka wraz z kąpielą.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama