Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego twierdzi, że dwa lata to wystarczająco długi czas na wypracowanie optymalnych rozwiązań prawnych dla wszystkich uczestników rynku usług cyfrowych. Eksperci, a także niektórzy posłowie, ostrzegają, że ustawa o prawach autorskich może powstawać w w ostatniej chwili, a przez to „na kolanie”.
- Jeśli w okresie dwóch lat nie wdrożymy przepisów dyrektywy, Komisja Europejska może wszcząć wobec Polski postępowanie za niestosowanie prawa unijnego. To z kolei może prowadzić finalnie do kar finansowych. Jest to normalna procedura, którą KE stosuje wobec państw, które nie wywiązują się ze swoich zobowiązań – mówi europoseł Tadeusz Zwiefka. I przypomina, że obecny rząd już zapowiedział, że nie będzie się kwapił, by prace nad nowymi przepisami już zaczynać.
Zdania, że prace nad dyrektywą zostaną przeciągnięte jest również Katarzyna Orzeł, radca prawny, specjalista z zakresu prawa własności intelektualnej.
- Sejm w obecnej kadencji może oczywiście rozpocząć prace nad wdrożeniem, ale jest to mało prawdopodobne. Ze względu na zwyczajową zasadę dyskontynuacji (nieprzekazywania spraw rozpoczętych i niezakończonych parlamentowi kolejnej kadencji) najprawdopodobniej prace zostaną rozpoczęte dopiero po jesiennych wyborach do parlamentu. Nie byłoby to pozbawione sensu, ponieważ wdrożenie dyrektywy powinno odbywać się w sposób kompleksowy i całościowy, tak aby po jego zakończeniu nie powstał w polskich przepisach wewnętrzne sprzeczności prowadzące do wątpliwości przy stosowaniu przepisów.
Jak wdrożyć dyrektywę
W przeciwieństwie do przepisów rozporządzenia, które obowiązuje wprost (tak jak to jest na przykład z RODO), na przepisy dyrektywy, co do zasady nie mogą powoływać się obywatele państw członkowskich.
- Dopiero przyjęcie przepisów wewnętrznych przez każde z państw członkowskich będzie wywoływać skutek wobec obywateli poszczególnych państw – wyjaśnia Ewa Kuczyńska, radca prawny w kancelarii prawnej GFP Legal. - Przepisy wewnętrzne nie muszą i nie powinny być przepisaniem wprost artykułów dyrektywy, a powinny mieć taki kształt, aby oddawać cele w niej ustalone – dodaje radca.
Sęk w tym, że ustawodawca unijny różnie te cele może rozumieć – inaczej niż zostały one wpisane w dyrektywie. Niedługo może się okazać, że mozolnie wypracowywany przez ostatnie miesiące w PE kompromis między interesami użytkowników końcowych i samymi twórcami pęknie jak bańka mydlana.
Barbara Błońska, Główny Specjalista w Zespole Prawa Cywilnego w Biurze RPO zwraca uwagę na bardzo ważną kwestię.
- Margines „luzu decyzyjnego” ustawodawcy jest bardzo wąski. Jeśli „bardziej neutralne” brzmienie polskich przepisów miałoby zniweczyć cel przepisów dyrektywy (czyli np. funkcjonowanie praw pokrewnych dla wydawców publikacji prasowych), to należy je uznać za niedopuszczalne – mówi Błońska.
Ponieważ każde państwo będzie implementować dyrektywę, mogą pojawić się pewne różnice w przepisach. Tadeusz Zwiefka zwraca uwagę, że do tej pory wyjątki od prawa autorskiego nie były zharmonizowane (lista wyjątków zawarta jest w dyrektywie INFOSOC z 2003 r.).
- Obecna dyrektywa harmonizuje kilka z nich – np. parodię, pastisz – i dodaje nowy wyjątek , także obowiązkowy do wdrożenia przez wszystkie państwa członkowskie – dotyczący eksploracji danych i tekstów – mówi Tadeusz Zwiefka. I zapewnia, że w tym obszarze przepisy w państwach członkowskich z pewnością nie będą się zbytnio różnić.
- Francja, która szczyci się swoim dorobkiem kulturowym i szacunkiem dla twórców, z pewnością wdroży tę dyrektywę w miarę szybko i bardzo dosłownie. Trzeba wyjątkowo złej woli, by uważać, że niewystarczająco jasno opisano w niej wytyczne, którymi kraje członkowskie mają się kierować implementując przepisy – mówi Zwiefka.
Co jest celem tych zapisów? Sprawiedliwe wynagrodzenie dla twórców i wydawców za tworzone przez nich treści, na których platformy zarabiają oraz większa kontrola nad tzw. kontentem kreatywnym (szczególnie sektora audiowizualnego) , czyli kto, gdzie i za jakie wynagrodzenie będzie mógł korzystać w przestrzeni online z treści objętych prawem autorskim.
Pilne zmiany w usługach elektronicznych
Anna Misiewicz z Wydziału Międzynarodowego Stowarzyszenia Autorów ZAiKS, zwraca uwagę na fakt, że przebieg transpozycji dyrektywy w poszczególnych krajach zależy od tego, czy w danym kraju istniały już regulacje w tym zakresie i jak były szczegółowe; akty prawa krajowego muszą mieć bezwzględnie wiążący charakter.
- Transpozycja musi nastąpić w terminie wyznaczonym - w chwili przyjęcia dyrektywy. Nad przepisami z zasady pracuje ministerstwo wiodące dla danego aktu prawnego UE, wskazane przez MSZ. Do tej pory właściwym w zakresie prawa autorskiego było zawsze MKiDN – mówi Misiewicz.
ZAiKS przypomina, że praca nad projektem przewiduje uzgodnienia międzyresortowe, konsultacje publiczne, opiniowania, zgłoszenia lobbingowe. Mogą zostać zorganizowane konferencje uzgodnieniowe, właściwe komitety rządowe zgłaszają swoje opinie. Następnie przepisy głosowane są na radzie ministrów i zostają skierowane do prac parlamentarnych w sejmie i senacie, a finalnie mają trafić do podpisu prezydenta.
W polskich warunkach transpozycja będzie polegać najprawdopodobniej na zmianie istniejących przepisów oraz przyjęciu nowej ustawy.
- Na tym etapie jest zbyt wcześnie, aby przewidywać jej dokładny kształt i zakres – twierdzi Katarzyna Orzeł.
- Z całą pewnością polski ustawodawca będzie musiał pochylić się nad przepisami z zakresu prawa autorskiego a także świadczenia usług drogą elektroniczną – i dokonać zmiany obowiązujących w tym zakresie regulacji. Legislator będzie musiał zwrócić szczególną uwagę na implementację dyrektywy w zakresie dawnego art. 11 i 13 (to obecnie art. 15 i 17 po poprawkach), które w procesie przyjmowania dyrektywy budziły największe zastrzeżenia państw członkowskich, w tym Polski. W swoich wypowiedziach przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego potwierdzają, że będzie to ich celem przy wdrażaniu przedmiotowej dyrektywy – mówi mecenas.
Co jeśli nie zdążymy
Państwa członkowskie mają obowiązek niezwłocznego przekazania Komisji tekstu przyjętych przepisów. Jeśli Komisja uzna, że przyjęte przepisy nie są zgodne z celami określonymi w dyrektywie, wydaje opinię, umożliwiając wcześniej danemu państwu członkowskiemu wypowiedzenie się w tej kwestii. Jeśli dane państwo nie dostosuje się do zaleceń Komisji wyrażonych w opinii, Komisja ma prawo wnieść sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Zagrożenie skierowaniem przez Komisję sprawy do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej istnieje również w przypadku, gdy dane państwo w ogóle nie przyjęło przepisów wdrażających dyrektywę lub przyjęcie ich opóźnia się. Jeśli państwo członkowskie nie poinformowało Komisji o środkach podjętych w celu transpozycji dyrektywy, Komisja może również zawnioskować o nałożenie przez Trybunał Sprawiedliwości kary pieniężnej.
Dyrektywa o prawach autorskich UE została w poniedziałek przyjęta przez państwa UE. W końcowym głosowaniu większość państw członkowskich Unii poparła projekt. Polska i pięć innych krajów były przeciwko. W lutym w Brukseli przedstawiciele krajów UE porozumieli się w sprawie kontrowersyjnych regulacji dotyczących prawa autorskiego. W kolejnym etapie, kilka dni później w lutym, przedstawiciele krajów UE, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej zawarli kompromis w sprawie ostatecznego kształtu nowych regulacji. Ten kompromis w marcu poparł PE na sesji plenarnej. Kompromis musiały jednak jeszcze zatwierdzić ostatecznie kraje członkowskie, co stało się 15 kwietnia.
Dyrektywa, jako źródło prawa Unii Europejskiej, zobowiązuje państwa członkowskie do osiągnięcia określonego rezultatu. Polski ustawodawca jest każdorazowo zobowiązany do implementacji dyrektywy w formie aktu prawa krajowego, którego wydanie odbywa się na zasadach określonych w procedurze ustawodawczej. Proces ustawodawczy w Polsce składa się z etapu rządowego i parlamentarnego. Jednym z podetapów procedury rządowej są konsultacje publiczne, które służą poznaniu i uwzględnieniu opinii społeczeństwa obywatelskiego w procesie stanowienia prawa. Odnosząc się do ram czasowych procesu implementacji, wyjaśniam, że dyrektywa w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym wejdzie w życie w terminie dwudziestu dni po jej publikacji w Dzienniku Urzędowym UE (dotychczas nie została opublikowana). Z kolei państwa członkowskie będą miały dwa lata od jej publikacji na przeprowadzenie procesu implementacji (w przypadku Polski – na wprowadzenie zmian w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych). W ocenie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które będzie odpowiedzialne za proces implementacji, jest to wystarczająco długi okres na wypracowanie optymalnych rozwiązań prawnych dla wszystkich uczestników rynku usług cyfrowych i we współpracy ze wszystkimi środowiskami, których dyrektywa może dotyczyć, w tym przede wszystkim ze środowiskami, które czują się zagrożone przyjętymi w niej środkami.
Przyjrzyjmy się przepisowi dotyczącemu ochrony domeny publicznej (art. 14 dyrektywy). "Państwa członkowskie wprowadzają przepisy przewidujące, że w przypadku wygaśnięcia okresu ochrony utworów sztuk wizualnych wszelkie materiały powstałe w wyniku zwielokrotniania tego utworu nie są przedmiotem prawa autorskiego ani praw pokrewnych chyba, że materiał powstały w wyniku tego zwielokrotnienia jest oryginalny w tym sensie, iż stanowi własną intelektualną twórczość twórcy". Dyrektywa określa więc jedynie ogólny zakres danej regulacji, a to już do państw członkowskich zależy decyzja, w jaki sposób w prawie krajowym spełnią przewidziane w dyrektywie wymagania - w ten właśnie sposób państwa członkowskie mogą dostosowywać dyrektywę do własnego pomysłu na prawo autorskie.
Naszym zdaniem warto pamiętać, że dyrektywa powstała w ramach Jednolitego Rynku Cyfrowego, a ma mało wspólnego z harmonizacją prawa, czy tworzeniem przejrzystego prawa dla twórców i użytkowników. Wielu ekspertów prawnych podkreśla, że implementacja doprowadzi do powstania 28 osobnych zasad funkcjonowania platform internetowych w Europie - taka sytuacja nie będzie służyć ani użytkownikom, ani twórcom, ani biznesowi.