- Nie powinno się tworzyć piątego rodzaju sił zbrojnych, tylko skupić się na szkoleniu rezerwy we wszystkich pozostałych rodzajach sił zbrojnych - uważa gen. Stanisław Koziej.
Stanisław Koziej generał, profesor, były wiceminister obrony narodowej i były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego / Dziennik Gazeta Prawna



Antoni Macierewicz poinformował, że 10 tys. ochotników chce już służyć w Wojskach Obrony Terytorialnej. Do 2019 r. armia zamierza przyjąć aż 53 tys. Czy uda się pozyskać tylu chętnych?
Mam poważne wątpliwości. To jest bardzo duża liczba. W efekcie będzie dochodziło do selekcji negatywnej, czyli obniżania wymagań. Trzeba też pamiętać, że nauka i szkolenia w biegu, a takie będą miały miejsce, nie świadczą o profesjonalizmie. Nawet najlepsi instruktorzy w ciągu 16 dni i na kursach weekendowych nie pomogą. Moim zdaniem niepotrzebnie też wprowadzono możliwość służby dla osób z kategorią D. Nie przemawia do mnie argument, że ułatwi to pozyskanie do WOT wysokiej klasy specjalistów, np. informatyków, którzy nie zawsze się cechują dobrą sprawnością fizyczną.
Czy tak wyobrażał pan sobie polską gwardię narodową?
Nie. Powiem więcej, nie powinno się tworzyć piątego rodzaju sił zbrojnych, tylko skupić się na szkoleniu rezerwy we wszystkich pozostałych rodzajach sił zbrojnych. Bo każdy z nich potrzebuje oddziałów terytorialnych na czas wojny, np. do ochrony i obrony swoich baz, garnizonów, lotnisk czy portów. Nie ma natomiast potrzeby, aby w czasie pokoju trzymać w gotowości tak dużą liczbę żołnierzy. Mam też poważne zastrzeżenia co do przyjętego sposobu dowodzenia nową formacją. Moim zdaniem powinna ona być kierowana przez inspektora WOT i być podporządkowana dowódcy generalnemu, tak jak wszystkie inne rodzaje sił zbrojnych i wojsk. Minister nie powinien bezpośrednio nadzorować tych żołnierzy, gdyż merytorycznie nie ma do tego kompetencji. Niemniej jednak MON należy pochwalić za to, że dla żołnierzy WOT przewidział środki za gotowość i ćwiczenia w kwocie 500 zł. Osobiście też forsowałem takie rozwiązanie, gdy byłem jeszcze szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Zgodnie z przepisami, aby stać się żołnierzem WOT, wystarczy zaliczyć 16-dniowe szkolenie. Nie przeraża to pana?
Dla niektórych członków organizacji proobronnych te 16 dni wystarczy, by stać się żołnierzem, ale podkreślam, tylko dla niektórych. Nie wyobrażam sobie, aby człowiek z ulicy w ciągu 16 dni stał się żołnierzem i był przygotowany do obrony ojczyzny ze świadomym ryzykiem oddawania za nią życia. Powiem więcej, przeprowadzenie tak krótkiego szkolenia dla takiej osoby jest absurdalne. Nie można z pełną odpowiedzialnością dać jej broni do ręki. Po 16 dniach musztry i podstawowych regulaminów nie zostaje się żołnierzem. Niestety dowódcy będą pod presją konieczności świadomego wysyłania swoich niewyszkolonych podwładnych do zadań niemożliwych do wykonania w warunkach zagrożenia śmiercią. Zresztą minister obrony narodowej zaprezentował w tym tygodniu uzbrojenie i rynsztunek żołnierzy OT. Aby zapoznać się z nim, na pewno trzeba więcej niż dwa tygodnie. Wojsko to nie jest zabawa i pójście na weekend na strzelnicę. Tak mogą robić organizacje proobronne, a nie żołnierze.