prof. Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, były członek Rady Służby Cywilnej, autor komentarza do ustawy o służbie cywilnej
/
Dziennik Gazeta Prawna
Robert Barabasz szef Sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ „Solidarność”
/
Dziennik Gazeta Prawna
Rząd chce ujednolicić m.in. zasady zatrudniania w urzędach państwowych i samorządowych. Czy to dobry pomysł?
W sferze publicznej powinny obowiązywać uniwersalne zasady zatrudniania i wynagradzania urzędników. Wszyscy powinni być zobligowani do apolityczności, rzetelności i profesjonalnego działania. Administracja publiczna potrzebuje takiego rozwiązania prawnego. W nowych regulacjach powinny się też znaleźć
przepisy dotyczące zasad etyki urzędniczej. Trzeba jednak pamiętać, że kompleksowe i ujednolicone przepisy dotyczące służby publicznej nie mogą prowadzić do tego, że do pracy będą przyjmowane osoby z partyjnego klucza bez określonych wymagań i kwalifikacji.
Dla zwykłego obywatela nie ma różnicy między administracją rządową a samorządową, zespoloną czy też centralną. W każdym przypadku jesteśmy urzędnikami i tak właśnie powinniśmy być traktowani, tzn. powinniśmy być zatrudniani, awansowani, oceniani i wynagradzani według jednakowych zasad, i to powinna regulować nowa ustawa o administracji publicznej. Ponadto zebranie kilkuset aktów prawnych w jednolity i przejrzysty akt
prawny zapewni lepsze funkcjonowanie administracji publicznej, co ułatwi życie obywatelom.
Czy we wszystkich urzędach powinno się powoływać na stanowiska kierownicze osoby bez konkursu?
Likwidacja konkursów na wyższe stanowiska w służbie cywilnej na początku tego roku była złym krokiem. Rozszerzenie tej możliwości na pozostałe pragmatyki urzędnicze, w tym samorząd, będzie prowadziło do obniżenia jakość
kadry kierowniczej. Dlatego uważam, że konkursy powinny zostać utrzymane. Dzięki nim można badać wiedzę i umiejętności kandydatów. Przy czym nie mam nic przeciwko temu, aby do takiego naboru przystąpiła również zaufana osoba szefa urzędu, a nawet z układu politycznego. Warunek powinien być jednak taki, że wygrywa najlepszy kandydat.
Podoba mi się przykład
Stanów Zjednoczonych. Myślę, że dodatkowa odpowiedzialność przed „matką partią” pozwoli na powstrzymanie złych i nie zawsze etycznych poczynań kierowników i dyrektorów jednostek. Nie udawajmy – nie ma nic gorszego, jak pozory apolitycznych naborów lub co gorsza naborów przygotowywanych pod kolesi.
Czy pracownicy budżetówki potrzebują zmian w zakresie mobilności?
Sami
urzędnicy opowiadają się za rozwiązaniem, które pozwoliłoby im na przenoszenia się bez zbędnych formalności i konkursów z samorządu do administracji rządowej i odwrotnie. Potrzebę zmian w tym zakresie potwierdzają także szefowie urzędów, którzy mogliby bez niepotrzebnych formalności np. wypożyczyć swojego urzędnika do innej jednostki państwowej chociażby w celu wdrożenia np. nowych rozwiązań. Oczywiście od razu odezwą się głosy, że może prowadzić do negatywnej selekcji i pozbywania się niewygodnych pracowników. Niemniej jednak większa mobilność urzędników będzie tylko z korzyścią dla funkcjonowania całej administracji.
Mobilność to rozwój zawodowy, nowe doświadczenia, nauka. Mobilność to także lekarstwo na wypalenie zawodowe. Zmieniły się czasy – dziś pracodawcy cenią ludzi z szerokim doświadczeniem zawodowym, którzy lubią nowe wyzwania i chcą się rozwijać.
Czy wynagrodzenia w poszczególnych urzędach powinny być na podobnym poziomie?
Za taką samą pracę urzędnicy powinni otrzymywać takie samo wynagrodzenie. Nie powinno być tak, że w Ministerstwie Zdrowia średnie zarobki wynoszą sześć tysięcy złotych, a w resorcie rolnictwa są wyższe o blisko dwa tysiące. Takie dysproporcje są oburzające. W takich sytuacjach dochodzi też do selekcji negatywnej, bo z urzędów, w których zarobki są duże niższe, odchodzą specjaliści. Oczywiście przy okazji tworzenia kodeksu urzędniczego należy przejrzeć system wynagradzania w całej administracji.
Wynagrodzenie powinno być adekwatne do wykonywanych zadań, a nie uzależnione od miejsca pracy. Za podobną pracę podobne wynagrodzenie. I tym samym uważam, że zarobki urzędników w Warszawie, którzy wykonują podobną pracę co w innych miejscowościach, powinny być porównywalne.
Czy należy zlikwidować część składników do pensji?
Ale też pod pewnymi warunkami. Natomiast gdyby rządzący zdecydowali się je zostawić, to z pewnością należałoby zmienić zasady ich przyznawania. Np. dodatek stażowy, który obecnie jest wypłacany niezależnie, czy ktoś wiąże swoją karierę z administracją, czy też nie. Według mnie powinien on być uzależniony od rozwoju kariery zawodowej urzędnika. Z kolei trzynastkę wyjątkowo bym zostawiła. Osoby, które przychodzą do budżetówki, wiedzą, że będą mogli liczyć na taką ratyfikację raz w roku. Być może nie ma ona zbyt wielkiego charakteru motywacyjnego, ale odróżnia budżetówkę od prywatnych firm i daje pewną zachętę do pracy. Patrząc na wynagrodzenia wielu urzędników, płace w administracji wcale nie należą do wysokich.
Ale zgadzam się, że nie można utrzymywać fikcji, a taką jest dziś dodatek stażowy. Albo poprawi się zapisy w tym zakresie i przywróci sens naliczania dodatku stażowego, albo dodatek stażowy powinien być wliczony do pensji zasadniczej pracujących już urzędników, a nowo zatrudnieni nie mieliby już tego elementu zapisanego w umowie o pracę. Dziś nowo zatrudniony może liczyć na pensję zasadniczą przekraczającą pensję urzędnika z 30-letnim stażem i 20-proc. dodatkiem, zatrudnionego na takim samym stanowisku.