Większość prawników uważa, że samorządowcy nie powinni wypowiadać się w kwestiach światopoglądowych. Mogą się narazić na zarzut braku bezstronności, a nawet dyskryminowania części pracowników.
Samorządowcy, który sprzeciwiają się zaostrzeniu przepisów aborcyjnych, poparli urzędniczki, które w poniedziałek nie przyszły do pracy z powodu czarnego marszu. Wysłali do nich jasny komunikat, że nie będą stwarzać problemu przy udzieleniu hurtem urlopu na żądanie lub wypoczynkowego. Co więcej, polecili mężczyznom pracującym w urzędach, aby przejęli w tym dniu obowiązki nieobecnych koleżanek. Prekursorem takiej inicjatywy był prezydent Częstochowy, który w e-mailu rozesłanym do wszystkich urzędników wyraził poparcie dla protestu kobiet.
Zdaniem prawników szefowie urzędów nie powinni opowiadać się po jednej ze stron konfliktu. Doktor Stefan Płażek z Uniwersytetu Jagiellońskiego uważa, że włodarze, którzy otwarcie zdecydowali się na taką agitację, dopuścili się naruszenia art. 1 ustawy o pracownikach samorządowych, w którym od wszystkich urzędników, w tym ich szefa, wymaga się bezstronności. Eksperci podkreślają też, że samorządowcy nie powinni uprawiać polityki, ale skupić się na realizacji zadań, do których zostali wybrani przez mieszkańców.
Wśród prawników pojawiają się również opinie, że takie dzielenie urzędników może prowadzić pośrednio do dyskryminacji. Dla samych urzędniczek również nie była to komfortowa sytuacja, bo zapewne do końca nie wiedziały, jak się mają zachować, czy w dniu protestu przyjść do pracy, czy też opowiedzieć się po stronie szefa i skorzystać z urlopu.
Z kolei prof. Bogumił Szmulik przekonuje, że wojewodowie powinni zdyscyplinować samorządowców, którzy prowadzą tego typu agitacje i zachęcają do strajku. Organy nadzorcze wojewody nie dopatrują się jednak rażącego naruszenia obowiązków przez prezydentów miast. Przyznają tylko, że taka praktyka jest nieetyczna.
W Sejmie trwają prace nad zaostrzeniem prawa aborcyjnego. Działania te doprowadziły do oddolnej inicjatywy kobiet, aby zorganizować protest i wziąć udział w czarnym marszu. Jedną z form protestu było nieprzyjście do pracy 3 października. Jako pierwszy poparł taką inicjatywę prezydent Częstochowy, który wystosował e-mail do urzędniczek. Poinformował w nim, że nie sprzeciwia się opuszczeniu pracy w poniedziałek. Włodarz poprosił tylko, aby pracownice poinformowały o tym pracodawcę w piątek. W efekcie urzędnicy, którzy nie wiedzieli o takim proteście, przy tej okazji mogli się o nim dowiedzieć.
Taki sygnał mógł spowodować u pracowników urzędu konsternację, bo nie wiedzieli do końca, jak mają się zachować. Czy wziąć udział w proteście, czy może przyjść do pracy. Tym bardziej że zrozumieli, iż wolą przełożonego jest poparcie takiego protestu. Ponadto druga część jego listu była skierowana do mężczyzn z prośbą, aby zastąpili w pracy nieobecne kobiety i wykazali się zrozumieniem. Sygnały poparcia zaczęły też wysyłać inne samorządy, m.in. włodarze Gdańska, Warszawy, Poznania, Łodzi czy Wadowic.
Brak bezstronności
Wśród wielu prawników listu prezydenta Częstochowy budzi wątpliwości. Zwłaszcza cytowany fragment [patrz niżej].
– Ten list jest zgrabnie napisany, ale przez występujące tam sformułowanie o poparciu przez prezydenta strajkujących urzędniczek wskazuje jednoznacznie, że opowiada się on światopoglądowo po stronie określonej grupy pracowników – mówi Dawid Zdebiak, radca prawny z kancelarii Gujski, Zdebiak Kancelaria adwokacko-radcowska. Jego zdaniem nie jest to pismo dotyczące tylko kwestii związanych ze stosunkiem pracy i organizacją urzędu.
– Zachowanie włodarzy jest skandaliczne, bo prowadzi ono do nawoływania pracowników do wzięcia udziału w proteście. Przy okazji tego typu praktyki prowadzą do naruszenia wielu przepisów – mówi dr Stefan Płażek, adwokat i adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. I jako przykład podaje złamanie przez włodarzy art. 1 ustawy z 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 902). Zgodnie z nim bowiem „w celu zapewnienia zawodowego, rzetelnego i bezstronnego wykonywania zadań publicznych przez samorząd terytorialny ustanawia się przepisy prawa pracy określające status prawny pracowników samorządowych”. – Prezydenci miast są pracownikami samorządowymi i przy wykonywaniu przez nich zadań publicznych powinni się kierować bezstronnością. A wysyłając tego typu komunikaty do urzędników, przeczą tej zasadzie – mówi dr Stefan Płażek. Jego zdaniem włodarze powinni się skupić na realizacji swoich zadań.
Eksperci podkreślają też, że samorządowcy pracodawcy przez pośrednie zachęcanie do strajku działają na szkodę urzędu. – Dziwię się, że w tego typu sprawach nie interweniują jeszcze wojewodowie – wskazuje prof. Bogumił Szmulik, radca prawny, konstytucjonalista. Według niego samorządowcy dopuścili się naruszenia się art. 96 ust. 2 ustawy z 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 446). W myśl przywołanego wyżej przepisu, jeśli kierownik jednostki samorządowej dopuszcza się naruszenia konstytucji lub innych ustaw, może się liczyć z określonymi konsekwencjami. Wtedy wojewoda może wezwać go do zaprzestania naruszeń, a jeżeli wezwanie to nie odnosi skutku – wystąpić z wnioskiem do premiera o jego odwołanie. – W takich przypadkach wojewodowie powinni reagować – uważa też dr Stefan Płażek.
Działania nieetyczne
Organ nadzorczy nie dostrzega jednak takiej konieczności. – Z punktu widzenia prawnego nie doszukuję się tu naruszenia przepisów ani nie widzę podstaw do zastosowania sankcji administracyjnej. Każdy ma prawo do manifestacji poza pewnymi pragmatykami służbowymi – mówi Mirosław Chrapusta, dyrektor wydziału prawnego i nadzoru w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim w Krakowie. Tłumaczy, że kwestie związane z zakazem aborcji są sprawami sumienia i nie powinny być manifestowane przez prezydentów miast w urzędzie, a do tego wykorzystywane politycznie. Zaznacza, że z pewnością tego typu listy i maile do pracowników są naruszeniem zasad etyki.
Zdaniem ekspertów takie przyzwolenie może rodzić skutki na przyszłość. – Każdy pracownik może skorzystać z urlopu wypoczynkowego lub urlopu na żądanie bez tłumaczenia się przed pracodawcą, co w tym czasu będzie robił. Jeśli jednak prezydent miasta wysyła komunikat, w którym daje przyzwolenie na udział w proteście przeciwko zaostrzeniu aborcji, to takie działania rodzi skutki na przyszłość. Jeśli następca będzie miał inne poglądy, będzie musiał również uszanować to, że wiele osób nie przyjdzie do pracy – mówi Dawid Zdebiak. Według niego może być taka sytuacja, że przyjdą do prezydenta urzędnicy, którzy są satanistami, i poproszą o dzień wolny, bo mają zlot. – Trzeba się zastanowić, gdzie można postawić granice pobłażliwości, jeśli chodzi udział w protestach – dodaje.
Dyskryminacja pracowników
Inni prawnicy dostrzegają tu przesłanki do stwierdzenia, że dochodzi do dyskryminowania urzędników.
– Urlop na żądanie jest kwalifikowaną postacią urlopu wypoczynkowego, a zatem jest prawem pracownika, i to od niego zależy, czy z takiego prawa w danym roku skorzysta i w jakim wymiarze dziennym. Pracodawca czy kierownik urzędu informujący, że pracownicy mogą w danym dniu wziąć urlopy na żądanie, działa bezprawnie. Mało tego, jego działanie godzi w godność i dobra osobiste pracowników oraz dyskryminuje ich w sposób pośredni. Ukazuje bowiem, że ci pracownicy, którzy przyszli do pracy, nie podzielają jego poglądów – przekonuje Jaromir Miaskowski, radca prawny z Kancelarii Prawnej Miaskowski i Pietrzak.
Warto pamiętać, że katalog działań dyskryminacyjnych, o których mowa w art. 113 ustawy z 26 czerwca 1974 r. – Kodeks pracy (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1502 ze zm.; dalej: k.p.), ma charakter otwarty, co wskazuje, że każda forma dyskryminacji jest niedopuszczalna. - Ponadto pracodawca, który wskazuje, że prace w urzędzie w danym dniu będą wykonywali inni pracownicy, np. mężczyźni, łamie zasadę równego traktowania w zatrudnieniu pracowników i przyczynia się do dysfunkcjonalności i paraliżu urzędu. Należy także zauważyć, że zgodnie z art. 94 pkt 2b k.p. na pracodawcy ciąży obowiązek przeciwdziałania dyskryminacji, a nie jej propagowania – dodaje Miaskowski.
Wtórują mu inni prawnicy. – Zachęcanie przez prezydenta miasta do absencji pracowników samorządowych w urzędzie bez względu na przyczynę utrudnia także stosowanie obiektywnych i sprawiedliwych kryteriów oceny pracowników oraz wyników ich pracy, co z kolei może mieć wpływ na kwestie wysokości przydzielanych nagród i premii – zauważa prof. Bogumił Szmulik.
70 proc. kobiet w urzędach
Podobnego zdania są organizacje związkowe. – Jestem zdziwiony taką akcją prezydentów miast. W urzędach jest około 70 proc. kobiet, a jeśli większość z nich zrobiłaby sobie wolne, to doszłoby do paraliżu całej administracji – kwituje Robert Barabasz, szef Sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ „Solidarność”. Według niego niedopuszczalne jest nawet pośrednie namawianie przez pracodawcę pracowników do strajku.
Stanowisko w tej sprawie zajął też Tadeusz Woźniak, przewodniczący Rady Służby Publicznej. Jego zdaniem jest sytuacją nienaturalną, że pracodawca namawia pracowników do nieobecności, bo swoim działaniem narusza podstawowe obowiązki związane z troską o prawidłowe funkcjonowanie urzędu.
Działania samorządowców stara się natomiast usprawiedliwić Bartosz Bator, adwokat z kancelarii adwokackiej BBP. Według niego np. prezydent Częstochowy dał wyraźny sygnał, że jeśli ktoś w ten konkretny poniedziałek weźmie wolne, to właśnie z powodu poszanowania jego poglądów żadne konsekwencje nie zostaną wobec niego wyciągnięte. Ważne, że mowa tu o sytuacji, w której te osoby biorą wolne z puli swojego urlopu. Tu nie ma mowy o sytuacji, gdy prezydent wybrane osoby zwolnił z obowiązku świadczenia pracy, dając im pozaurlopowe, dodatkowe wolne z tego powodu, że chciałyby uczestniczyć w proteście. – Wtedy można by mówić o nierównym traktowaniu. Uznawanie też, że naruszana jest zasada bezstronności wynikająca z ustawy o pracownikach samorządowych jest całkowitym jej niezrozumieniem. Chodzi o bezstronność przy wykonywaniu obowiązków. W tej sytuacji mówimy o tym, jak pracownik spędzi dzień swojego urlopu. To tylko jego sprawa – przekonuje Bartosz Bator. – Jedyne, co powoduje mój dyskomfort, to to, że prezydent musiał zapewniać osoby, które chcą wykorzystać własne wolne dni, że jeśli je wezmą w tenże poniedziałek (cel czytelny), to nie muszą się obawiać. To powinno być obiektem naszej refleksji – dodaje.
ⒸⓅ
WAŻNE
Prezydenci miast są pracownikami samorządowymi i przy wykonywaniu zadań publicznych powinni się kierować bezstronnością. A wysyłając komunikaty popierające protest do urzędników, przeczą tej zasadzie.
Prezydent Częstochowy popiera
„Na najbliższy poniedziałek, tj. 3 października, zapowiedziano – w związku z działaniami Sejmu RP – Ogólnopolski Strajk Kobiet. Jedną z form protestu ma być nieobecność w pracy. Zakładam, że część z Was weźmie w nim udział. Jeśli zamierzacie to uczynić, zapewniam Was o swoim zrozumieniu, poparciu i szacunku dla Waszej decyzji. Mam tylko jedną prośbę: powiadomcie nas do piątku – za pośrednictwem bezpośrednich przełożonych – o swojej absencji (np. urlop wypoczynkowy, urlop na żądanie). Dzięki tej informacji w poniedziałek będziemy mogli lepiej zorganizować pracę Urzędu Miasta, tak aby nasi mieszkańcy mogli bez problemu załatwić wszystkie swoje sprawy”.