- Wprowadzenie tej zasady to komunistyczna utopia. Zakłada, że Polacy będą kiedyś zarabiali i żyli na tym samym poziomie co Francuzi czy Niemcy. Może jednak być wykorzystana jako narzędzie do budowy muru uniemożliwiającego firmom wejście na rynek - mówi Stefan Schwarz, prezes Inicjatywy Mobilności Pracy.
W ubiegłym tygodniu przedstawiciele polskich pracodawców i Ministerstwa Pracy spotkali się z reprezentantami francuskiego rządu. Sygnalizowali problem represyjnych kontroli polskich przedsiębiorców, którzy delegują do pracy we Francji pracowników. Czym strona francuska je uzasadnia?
Przedstawiciele tego państwa twierdzą, że muszą się chronić przed nadużyciami. Uważają, że są nimi firmy, które w nieuczciwy sposób nadużywają mechanizmu delegowania pracowników, aby obniżyć koszty pracy. Wtedy Francja traci np. składki odprowadzane na ubezpieczenia społeczne. Dodatkowo w ich ocenie jest to nieuczciwa konkurencja w stosunku do ich rodzimych firm. Podkreślają jednocześnie, że celem nie jest dyskryminowanie polskich usługodawców, ale jedynie skuteczna walka z nadużyciami. To jednak punkt widzenia Francuzów. W praktyce jest inaczej.
Jak?
Najnowsza metoda represji to tzw. kontrola wszystkiego, czyli inspektor pracy domaga się dostarczenia od firmy delegującej wszystkich dokumentów od początku jej działalności, w tym m.in. umów z klientami, faktur, teczek pracowniczych, potwierdzeń przelewów itd. Mają być przetłumaczone na język francuski. Chce, żeby przesłać te wszystkie dokumenty w ciągu paru dni pod rygorem odpowiedzialności za utrudnianie przeprowadzania kontroli, co jest przestępstwem, za które grozi rok pozbawienia wolności i ogromne kary finansowe. To nierealne polecenie. Takie żądanie nie może być spełnione chociażby z uwagi na objętość takiej dokumentacji – w przypadku dużych firm może to być kilkanaście tysięcy stron. Zresztą po co francuskiej kontroli umowy z polskimi klientami czy nazwiska osób pracujących w siedzibie? Taka kontrola jest nieproporcjonalna i dyskryminująca. Inny przykład. Inspektorzy nie wszczynają kontroli w polskiej firmie, ale u jej francuskiego klienta. Inspektor informuje go, że polska firma, z którą współpracuje, prawdopodobnie prowadzi działalność w sposób nielegalny, ponieważ nie widnieje we francuskim rejestrze i nie zgłosiła pracowników do francuskiego ubezpieczenia. Inspekcja sugeruje zaprzestanie współpracy z takim przedsiębiorcą pod rygorem poniesienia współodpowiedzialności za rzekome przestępstwa. W takiej sytuacji polski przedsiębiorca nie ma szans bronić się przed zarzutami, ponieważ często nawet o nich nie wie, bo nie jest stroną postępowania. Te kontrole łączy podobny schemat postępowania. Co może świadczyć, że nie są one przeprowadzane z inicjatywy jednego inspektora, ale realizują odgórne wytyczne. Takim praktykom organów inspekcji pracy ma przeciwdziałać unijna dyrektywa wdrożeniowa, która będzie obowiązywała od kwietnia 2016 r. Zabrania ona przeprowadzania kontroli w sposób nieadekwatny i dyskryminujący. Nie gwarantuje nam to jednak, że Francja zaprzestanie obecnej praktyki.
Czy kontrole polskich firm delegujących są prowadzone równie intensywnie w innych państwach UE?
W innych krajach też zdarzają się drobiazgowe kontrole, ale nie mają one takiego charakteru i nie są tak represyjne jak we Francji. Ich celem nie jest doprowadzenie do tego, aby firma zaprzestała działalności, ale weryfikacja, czy postępuje zgodnie z przepisami. Dlatego zabiegaliśmy o powołanie specjalnego zespołu, w skład którego wejdą przedstawiciele polskiego oraz francuskiego rządu i zajmą się tym problemem. Na spotkaniu w Paryżu w ubiegłym tygodniu zapadła decyzja o jego powstaniu i odbyło się pierwsze posiedzenie. Można powiedzieć, że to historyczne wydarzenie, bo do tej pory nie udawało się zainicjować rozmów na najwyższym szczeblu pomiędzy ministrami obydwu państw, którzy zajmą się tym problemem.
Uważa pan, że to cokolwiek zmieni?
W trakcie spotkania francuska minister i szefowie inspekcji pracy przekonywali, że ich zamiarem nie jest dyskryminacja polskich firm. A my im uświadamialiśmy, że na to jednak wychodzi.
Pokładam w tym zespole duże nadzieje. Wierzę, że pomoże on rozładować napięcie i lepiej się zrozumieć. Francji zależy na tym, żeby nie była postrzegana jako kraj łamiący zasady wspólnego rynku i szykanujący zagraniczne firmy.
A czy rozmawiali państwo na temat propozycji rozważanej przez Komisję Europejską, czyli wprowadzeniu równej płacy za równą pracę w tym samym miejscu? Zgodnie z tą zasadą osoby delegowane do wykonywania obowiązków służbowych za granicą zarabiałyby tyle ile lokalni pracownicy.
Przeciwko tej propozycji wystąpiło wiele państw i wszystkie organizacje pracodawców. Wprowadzenie jej w formie zaproponowanej przez Komisję to komunistyczna utopia. Idea „równej płacy za tę samą pracę” sama w sobie jest szczytnym celem Wspólnoty Europejskiej, który zakłada, że Polacy będą kiedyś zarabiali i żyli na tym samym poziomie co Francuzi czy Niemcy. Nie wolno natomiast używać jej instrumentalnie, jako narzędzia do odbudowania muru uniemożliwiającego polskim firmom usługowym wstęp na rynki bogatych państw starej Unii. To nie jest fair.
Polski rząd zapewnia, że będzie robić wszystko, aby ta zasada nie została wprowadzona.