Eksperci, autorzy recenzji, doradcy ds. przetargów oraz sprzątaczki – urzędy takich pracowników najchętniej zatrudniają, nie oferując im etatów.
Jedne urzędy lubią śmieciówki, inne mniej
/
Dziennik Gazeta Prawna
„Śmieciowym” rekordzistą jest Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pracowników etatowych było w tym resorcie w zeszłym roku 358. Takich na umowie o dzieło lub zleceniu – 372.
Ale są też wyjątki: Biuro Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych czy Biuro Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nie zatrudniały na tzw. śmieciówkach ani jednej osoby.
Generalnie jednak, jak wynika z najnowszych danych zebranych przez NIK w ramach kontroli budżetowej, niektóre urzędy centralne nie lubią podpisywać umów o pracę. Na 34 324 osoby pracujące w 55 skontrolowanych instytucjach 3064 nie miały etatu. Jednocześnie jednak takich urzędów, w których odsetek zatrudnionych na śmieciówkach przekraczał 10 proc., było aż 23.
– Nie ma jasnych reguł, jeśli chodzi o podpisywanie umów-zleceń i umów o dzieło w sektorze publicznym. A zasada powinna być jedna: unikać – uważa prof. Elżbieta Kryńska, ekspert od rynku pracy z Uniwersytetu Łódzkiego. – Sektor publiczny powinien nieść przykład, wskazywać dobre praktyki dla firm prywatnych. Umowy pozaetatowe powinny być marginesem – dodaje.
Resort kultury tłumaczy, że statystyki psuje mu zatrudnianie ekspertów. „Specyfika zadań wymusza konieczność podpisywania umów cywilnoprawnych ze specjalistami zajmującymi się wąskimi dziedzinami wiedzy. Prowadzone są także inwentaryzacje obiektów polskiego dziedzictwa za granicą oraz prace związane z publikacjami naukowymi” – wyjaśnia ministerstwo.
Na 2016 r. zaplanowana jest zmasowana kontrola śmieciówek. Państwowa Inspekcja Pracy ma wejść do firm prywatnych, a NIK – do urzędów. Służby zbadają nie tylko legalność, lecz także zasadność zawierania tego typu umów.
Etat w ważnym urzędzie? Marzenie
NIK w ramach dorocznej kontroli wykonania budżetów w instytucjach zebrała dane o zatrudnieniu w nich na podstawie umów cywilnoprawnych. Większość urzędów decyzję, by dać pracę bez etatu, tłumaczy po prostu potrzebą korzystania z usług ekspertów, analityków czy nawet tłumaczy lub stenotypistów. Ale tylko incydentalnie.
GUS w 2014 r. na umowach-zleceniach i umowach o dzieło zatrudnił 105 osób. Jak wymienia jego rzecznik Artur Satora, byli to m.in. autorzy recenzji merytorycznych i publikacji, założeń metodologicznych, opracowań, ekspertyz dotyczących badań statystycznych, prezentacji, referatów i szkoleń, ale również specjaliści ds. zamówień publicznych, a nawet koordynatorzy i wykonawcy prac administracyjnych i porządkowych.
Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, który bez etatów zatrudniał 93 osoby, zapewnia, że było to niezbędne, by utrzymać „terminowość działań”. A pracowały one m.in. przy kwartalniku naukowym „Niepełnosprawność” i przy ocenie prac naukowych w ramach „Ogólnopolskiego Konkursu na najlepszą pracę magisterską lub doktorską, której tematem badawczym jest zjawisko niepełnosprawności w wymiarze zawodowym, społecznym lub zdrowotnym”.
Podobnymi potrzebami eksperckimi tłumaczy się Kancelaria Prezydenta (89 umów cywilnoprawnych). Dodaje, że „wiele umów dotyczyło usług tłumaczeń bądź oprawy artystycznej towarzyszącej oficjalnym wizytom bądź uroczystościom państwowym”.
Za to w Kancelarii Sejmu spośród 152 pracujących na podstawie śmieciówek, jak zapewnia biuro prasowe, „zdecydowana większość była zatrudniona przy różnych czynnościach związanych z obsługą posiedzeń Sejmu lub komisji sejmowych. Prace wykonywane są w razie potrzeby, nieregularnie, zwykle przez kilka dni w miesiącu”. W Rządowym Centrum Legislacji zaś niemal wszyscy spośród 99 zatrudnionych prowadzili szkolenia w ramach projektu: „Doskonalenie technik legislacyjnych w urzędach obsługujących organy władzy publicznej”.
– Dopóki tak zatrudniani są rzeczywiście eksperci do jednorazowych zadań, to jest to zrozumiałe. Gorzej, gdy staje się to normą funkcjonowania urzędu – ostrzega prof. Elżbieta Kryńska, ekspert ds. rynku pracy. A niestety taką normą może być w przypadku co najmniej części zlecanej pracy. Bo jak wynika z danych NIK, aż w przypadku 2639 osób, czyli w ponad połowie zatrudnionych bez etatów, były to
umowy na okres powyżej trzech miesięcy. Oferowano je tam, gdzie bardziej wskazana byłaby umowa o pracę.
Nieoficjalnie urzędnicy szefujący urzędom i odpowiedzialni za zatrudnianie tłumaczą, że umowy cywilnoprawne mimo coraz silniejszych nacisków ze strony rządu, by ich unikać, są w wielu przypadkach ratunkiem. Dają szansę na szybkie znalezienie pracownika bez czasochłonnych i trudnych formalnie konkursów; nie trzeba stawiać wymagań co do wykształcenia kandydata na stanowisko czy ograniczeń dotyczących wysokości wynagrodzenia. Pozwalają też na większą elastyczność, tzn. zatrudnia się wtedy, gdy jest taka potrzeba, bez blokowania etatu.
– Niestety te praktyczne powody nie są jedyne. Skala outsourcowania usług ochrony czy serwisów sprzątających jest ogromna. Urzędom taniej jest te osoby zatrudnić, organizując przetarg na usługi zewnętrzne. Tam wciąż liczy się cena, więc pracownicy rzadko są zatrudnieni na etatach – mówi Marta Czapnik z Fundacji CSR.PL, która monitoruje około 80 urzędów z Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Katowic i Poznania właśnie pod względem tego, czy przy przetargach na usługi uwzględniają wymóg zatrudnienia na umowy o pracę. – Niestety to wciąż nie jest powszechnie praktykowane. W badaniu, które właśnie kończymy, w 667 takich przetargach z tego roku społeczne klauzule uwzględniono zaledwie siedem razy – dodaje.
Co ciekawe, jak wynika z zestawienia NIK, są i urzędy, które w ogóle lub niemal w ogóle nie zatrudniają na śmieciówkach. To nie tylko GIODO i KRRiT, które wykazały zero takich umów, lecz także Ministerstwo Skarbu Państwa z jedną umową i 518 etatami, Ministerstwo Finansów z siedmioma umowami (na 2156 etatów) czy Centrala ZUS, w której pracowało 1409 osób na etatach i tylko 15 na umowach cywilnoprawnych.
Według GUS łącznie na umowach o dzieło i umowach-zleceniach w urzędach w Polsce pracuje około 40 tys. osób przy ogólnej liczbie 400 tys. urzędników.