Mężczyźni wciąż nie rozumieją dobrze przyczyn swojej słabnącej pozycji. A kobiety nie rozumieją, co się dzieje z mężczyznami. Obie płcie się rozmijają

Nie trzeba Polaków zachęcać do rodzicielstwa, raczej należy usunąć bariery, które im w tych aspiracjach przeszkadzają – mówił niedawno na łamach DGP Michał Kot, dyrektor Instytutu Pokolenia, rządowej instytucji zajmującej się analizą przemian demograficznych i kulturowych. Kot przekonywał, że dziś to już nie kwestie materialne są główną przeszkodą w podjęciu decyzji o dziecku. Przyczyn spadku liczby urodzeń pierwszego i drugiego dziecka jest wiele, a jedną z najważniejszych jest samotność.

Samotność mężczyzn dotyka bardziej

Z raportu „Poczucie samotności wśród dorosłych Polaków” Instytutu Pokolenia dowiadujemy się, że ta samotność ma obecnie twarz młodego mężczyzny. Co nie oznacza – jak podkreśla Maria Jankowska, współ autorka badania – że problem ten nie odnosi się do kobiet. Mężczyzn dotyka jednak mocniej. Z raportu wynika, że z samotnością boryka się 65 proc. Polaków w wieku 25–34 lat oraz 57 proc. przed 24. rokiem życia.
Wyjaśniając ten fenomen, Maria Jankowska zwraca szczególnie uwagę na rolę internetu. Młodzi ludzie są pod ciągłą presją, że muszą zdobywać lajki, popularność. Gdy dostają zbyt mało uwagi czy spotykają się z krytycznymi komentarzami, czują się odrzuceni. – Kiedyś wykluczenie z grupy było prywatnym doznaniem. Dziś to powszechne i jawne zjawisko – mówi Maria Jankowska. – W większym stopniu doświadczają tego kobiety i dziewczęta, bo w sieci są bardziej na widoku: częściej wrzucają zdjęcia, filmiki. Dostają komentarze dotyczące wyglądu, zachowania. To trening relacji interpersonalnych w nowoczesnym wydaniu, choć bolesny. Chłopcy i młodzi mężczyźni częściej wybierają gry, a te nie wymagają od nich nawiązywania silnych więzi i wystawiania się na ocenę ze strony innych.
Zdaniem współautorki raportu przechodzenie od świata wirtualnego do realnego jest dla nich szczególnie trudne, co przekłada się na umiejętności wchodzenia w związki. Zamiast relacji z drugą osobą, bliskości, cielesności wielu młodych mężczyzn wybiera pornografię, która na dodatek zniekształca ich wyobrażenie o tym, jak powinna wyglądać i zachowywać się potencjalna partnerka. Dlatego tak często mówi się o incelach, czyli mężczyznach żyjących w mimowolnym celibacie, niezdolnych do stworzenia relacji romantycznych czy seksualnych.
– Kobiety są lepiej wykształcone, bardziej świadome siebie, swoich praw, potrzeb. I umieją o nich głośno mówić. Poszłyśmy mocno do przodu w dbaniu o swój dobrostan, rozwój, sukces. W porównaniu z nami mężczyźni utknęli w marazmie – ocenia Jankowska. Stary wzorzec męskości – decyzyjnej, zaradnej – znalazł się w kryzysie. Kobiety nie chcą już partnerów, którzy będą decydować za nie. Chcą być samowystarczalne. Co więcej, o ile mężczyznom na ogół nie przeszkadza, jeśli partnerka jest od nich gorzej wykształcona, o tyle kobiety szukają partnera, który przynajmniej dorówna im w osiągnięciach edukacyjnych.
Zdaniem Jankowskiej młodzi mężczyźni nie przyjęli do wiadomości, że równouprawnienie wiąże się ze skutkami dla obu płci. I nie potrafią się w zachodzących zmianach odnaleźć. – Kobiety przeprowadzają się do wielkich aglomeracji na studia czy za pracą. Ich dawni koledzy ze szkolnych ławek zostają w rodzinnych domach. Dla niektórych zaczyna się równia pochyła. Samotność, brak perspektyw, alkohol – wylicza Jankowska. Mężczyźni wydają się dzisiaj bardziej obawiać odpowiedzialności. Około 43 proc. mężczyzn w wieku 25–34 lat wciąż mieszka z rodzicami – pod tym względem wyprzedzają ich w Europie jedynie Grecy, Chorwaci, Słowacy i Włosi. Jankowska przekonuje, że aktywizacja tych mężczyzn jest potężnym wyzwaniem, zwłaszcza dla władz samorządowych.

Mężczyźni i kobiety w nowych rolach

Profesora Tomasza Szlendaka, socjologa kultury i rodziny z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, irytuje, gdy za niską dzietność próbuje się obwiniać jedną albo drugą płeć. – To nie jest wina kobiet czy mężczyzn, lecz zmian kulturowych i ekonomicznych, które wpychają nas na inne trajektorie życiowe – wyjaśnia socjolog. Kobiety zanotowały gwałtowny awans w wielu dziedzinach. Szczególnie widać to choćby w edukacji. Szacuje się, że Polki to obecnie ponad 60 proc. wszystkich studiujących w kraju. W 2019 r. stanowiły też ponad 63 proc. absolwentów szkół wyższych. Jeśli nie znajdują sobie partnerów o podobnym wykształceniu, to zwykle wolą życie w pojedynkę od związania się z mężczyzną, który nie spełnia ich kryteriów edukacyjnych. – Mamy dziś ok. 1,5 mln singielek – podkreśla prof. Szlendak.
Jego zdaniem mężczyznom, którzy nie potrafią zaistnieć na rynku matrymonialnym, nie można odmówić braku chęci. Posiadanie partnerki jest nadal kwestią prestiżu społecznego. Dla przeciętnego 25-latka dziewczyna to wymierny dowód sukcesu. Gdy jej nie ma, pojawia się frustracja. – Która trafia na podatny grunt, użyźniony przemianami w gospodarce. Mamy na myśli m.in. postępującą robotyzację produkcji, spadające zapotrzebowanie na niewykwalifikowaną siłę roboczą. Wielu mężczyzn, którzy jeszcze w latach 80. XX w. mieliby status i pewne zatrudnienie, dzisiaj jest na lodzie. Kobiety lepiej radzą sobie w nowych zawodach – mówi prof. Szlendak.
Zdaniem socjologa taka sytuacja powoduje, że gros mężczyzn zasklepia się w swojej dość konserwatywnej wizji świata. Świadczą o tym choćby badania CBOS cyklicznie analizujące postawy polityczne młodzieży i młodych dorosłych. Wynika z nich, że aż 40 proc. Polek utożsamia się z lewicą – prawie dwa razy więcej niż Polaków (22 proc). – Jest to dowód na to, że mężczyźni mają kłopoty z odnalezieniem się. Na poziomie politycznym wygrywają u nich archaiczne rozwiązania. Stary patriarchat – tłumaczy ekspert. – Mężczyźni wciąż nie rozumieją dobrze przyczyn swojej słabnącej pozycji. Z kolei kobiety nie rozumieją, co się dzieje z mężczyznami. Wolą uproszczone wytłumaczenia: że to efekt lenistwa, niechęci do samorozwoju. To pokazuje, jak obie płcie się rozmijają.
Profesor Szlendak zwraca uwagę, że partie polityczne wykorzystują to do własnych celów – i robią to ze szkodą dla dzietności. – Odwoływanie się do wzorców retro, kierowanie energii jednych przeciwko drugim. To się może dobrze sprzedaje medialnie, ale dzieci z tego nie przybędzie – twierdzi socjolog. – Kobiety nie zrezygnują ze swoich aspiracji, mężczyźni z dnia na dzień nie zmienią podejścia do edukacji i pracy. Naszą gatunkową potrzebą jest jednak więź. A to oznacza, że w kolejnych latach będziemy trenowali, jak cały Zachód, różne formuły bycia razem. Zobaczymy, która wygra – mówi prof. Szlendak. Jego zdaniem trzeba pisać nowe scenariusze relacji bez gotowej obsady: że mężczyzna w tej roli powinien to, a kobieta tamto.

Bo nie jestem gotowy

Doktor Helena Chmielewska-Szlajfer, socjolożka z Akademii Leona Koźmińskiego, zauważa, że nie ma dzisiaj instrukcji, jak być spełnionym zawodowo mężczyzną, a jednocześnie współgrać z oczekiwaniami współczesnej kobiety. – Szkodliwe jest jednak stawianie sprawy tak, jakby wygrana kobiet była przegraną mężczyzn. Na pewno przydałby się klimat większego wzajemnego zrozumienia potrzeb – ocenia Chmielewska-Szlajfer. Dotyczy to też kwestii ekonomicznych. – Nie jest tak, że gniazdownictwo młodych Polaków (mieszkanie z rodzicami po zakończeniu edukacji – red.) to wyłącznie wygodnictwo. To również skutek patologicznej sytuacji na rynku mieszkaniowym, zaporowych warunków dyktowanych przez deweloperów i banki – podkreśla socjolożka. Według niej nie należy też przeceniać wpływu internetu na nasze relacje. – Kiedyś osoby publiczne o politycznych ambicjach przestrzegały przed tekstami piosenek opisującymi przemoc. Przekonywały, że ich słuchanie wzbudzi w ludziach agresję i destruktywne skłonności. Jednak nie doszło do hekatomby, jaką nam wieszczono. Fakt, coraz bardziej obawiamy się rozmawiać ze sobą bezpośrednio. Wydaje nam się, że portale społecznościowe i komunikatory dają nam większą kontrolę nad przekazem. Zjawisko to opisała już szczegółowo Sherry Turkle, psycholożka i socjolożka z MIT zajmująca się wpływem nowoczesnych technologii na relacje międzyludzkie. Czy jednak internet jest jedynym powodem przygważdżania mężczyzn w domach? To on oducza ich wchodzić w relacje? Mocno wątpię. Jako społeczeństwo mamy w sobie zdolność adaptowania nowych technologii, co nieraz pokazaliśmy.
Rozdźwięk między kobietami i mężczyznami jest konsekwencją przemian demograficznych i kulturowych, które postępują od dekad. Mówi o tym prof. Irena Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii Kolegium Analiz Ekonomicznych SGH, honorowa przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych PAN. – Związek małżeński zawierają osoby, które chcą ze sobą być. Najważniejszy jest wymiar emocjonalny tej decyzji. Ale małżeństwo jest także instytucją – określa prawa i wzajemne zobowiązania między partnerami oraz między rodzicami i dziećmi. Od lat 60. XX w. rośnie popularność związków partnerskich (kohabitacyjnych). Choć małżeństwo jest wciąż najczęściej spotykaną formą bycia razem, to coraz więcej osób uważa, że do wspólnego życia nie potrzeba kontraktu – tłumaczy ekspertka. Obecnie ok. 60–70 proc. młodych par ostatecznie staje na ślubnym kobiercu. – Rola małżeństwa też się zmieniła. Nie jest już oczywiste, że do tego, by para została rodzicami, potrzebne są dokumenty. Poluzowała się więź między urodzeniem dziecka, zwłaszcza pierwszego, a małżeństwem. Widać to, gdy spojrzymy na średni wiek kobiet, które zostają matkami, i tych, które wzięły ślub. Ten drugi jest wyższy.
Badaczka przypomina też, że coraz efektywniejsze środki antykoncepcyjne pozwalają kobietom na wybór, czy i kiedy zostać mamą, a także czy zdecydować się na kolejne dziecko. Co wpływa na trwałość relacji i związane z nim poczucie odpowiedzialności. – Na pytanie, dlaczego i kiedy zamierzasz mieć dziecko, w badaniach pada odpowiedź: „jeszcze nie teraz” czy „nie jestem gotowa/gotowy” – mówi prof. Kotowska. Jej zdaniem zarówno kobiety, jak i mężczyźni dostrzegają dzisiaj, że założenie rodziny nie jest jedyną opcją życiową. Są więc często samotni.
W tym kontekście – przekonuje ekspertka – polityka demograficzna ma ograniczony wpływ na decyzje o tworzeniu związków, w tym o małżeństwie i dzieciach. – Państwo tworzy kontekst prawny, ale jego działania nie zmienią postaw, które są wynikiem zachodzących w społeczeństwie zmian. Może natomiast dostosować przepisy do tych zmian, czyli uznać związki niemałżeńskie. Szczególnie że mamy coraz więcej par, które nie formalizują swoich relacji, także wśród osób, które mają już za sobą doświadczenie małżeństwa. Państwo tego nie dostrzega, choć od 20 lat o tym dyskutujemy. Ignorowanie przez prawo istnienia różnych form życia rodzinnego może też przekładać się negatywnie na myślenie o prokreacji – zaznacza prof. Kotowska.
Liczba nowo zawieranych małżeństw pozostaje od 2013 r. na poziomie poniżej 200 tys. Z opublikowanych właśnie danych GUS wynika, że w 2021 r. zarejestrowano ich 168 tys. (najwięcej w XXI w. – 258 tys. – odnotowano w 2008 r.). W latach 2005–2019 orzekano średnio ok. 65 tys. rozwodów rocznie (w szczytowym 2006 r. było ich prawie 72 tys.). W 2020 r. z powodu pandemii i ograniczeń w pracy sądów orzeczono 51 tys. rozwodów, ale już w 2021 r. prawie 61 tys. Wniosek jest taki, że od 2011 r. maleje liczba istniejących małżeństw, co oznacza, że każdego roku liczba nowo zawartych związków formalnych jest niższa od liczby tych rozwiązanych (przez śmierć małżonka albo rozwód). Pod koniec 2021 r. w Polsce było prawie 8,76 mln małżeństw – o ponad 100 tys. mniej niż rok wcześniej.

Dlaczego mężczyźni i kobiety nie chcą wchodzić w relacje partnerskie

Profesor Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego, ma prostą odpowiedź na to, dlaczego mężczyźni i kobiety nie chcą wchodzić w relacje partnerskie (jego zdaniem problem dotyczy obu płci). – Wynika to z niewiary w siebie. Żyjemy w świecie, w którym komedie romantyczne budują wyidealizowany obraz życia rodzinnego i związku. Powodują, że wiele osób nisko ocenia własne możliwości, zastanawia się, czy jest w stanie stworzyć życie zgodne z ideałem – przekonuje ekspert. Zwraca uwagę, że w skali kraju wciąż jest więcej mężczyzn w wieku, w którym zazwyczaj zakłada się rodzinę (około trzydziestki) niż kobiet (ok. 103 mężczyzn przypada na 100 kobiet). Ale w poszczególnych regionach wygląda to już inaczej. – 30-letnie kobiety w wyniku migracji mieszkają częściej w dużych aglomeracjach, a mężczyźni w małych miejscowościach. To powoduje coraz większe kłopoty w znalezieniu partnera. Tak było już w PRL. Potem się o tym nie mówiło, a dzisiaj na nowo odkrywamy problem. I dlatego mamy wysyp programów w stylu „Rolnik szuka żony” – ironizuje demograf.
Według jego obserwacji dzisiejsi młodzi ludzie są mniej gotowi na zmagania z trudami życia codziennego niż starsze pokolenia. Obecni 30-latkowie to dzieci lat 90., kiedy dzietność spadała, a rodzice zaczynali coraz bardziej troszczyć się o edukację i rozwój swoich pociech. – Proszę wybaczyć, ale to matki rozpieszczały synów, wykonując za nich czynności domowe, jak gotowanie i sprzątanie. U wielu na późniejszym etapie życia pojawiło się oczekiwanie, że znajdą w partnerce następczynię własnej matki. Jednak dziś trudno trafić na kobiety chętne do podjęcia się takiej roli – dodaje prof. Szukalski.
Podczas szukania wyjaśnienia problemów młodych z budowaniem relacji odwołuje się też do koncepcji Gary’ego Beckera, ekonomisty i zdobywcy Nagrody Nobla, który zwracał uwagę na spadek kapitału wnoszonego do związku. Kiedyś kobiety nie zarabiały, ale wychodziły za mąż i zyskiwały w ten sposób zabezpieczenie ekonomiczne. Z kolei mężczyźni żenili się, aby mieć kogoś, kto im upierze czy ugotuje. Rozwój zawodów niewymagających siły fizycznej, a potem usług masowo przyciągnął jednak kobiety na rynek pracy. – W efekcie obie płcie uzyskały dostęp do tego, co wcześniej oferował im wyłącznie związek – przekonuje ekspert. Podobnie jak prof. Kotowska podkreśla, że podejście do małżeństwa przeszło w ciągu ostatnich 30 lat dużą przemianę. – Dawniej 40 proc. małżeństw doczekiwało się dziecka w czasie krótszym niż dziewięć miesięcy. Był to powód, dla którego formalizowano relację. Dziś dziecka doczekuje się tak szybko raptem kilkanaście procent par. Skończyły się więc czasy małżeństw z rozsądku lub „bo wypada”. ©℗