Marek Belka miał rację, mówiąc, że w Polsce praca jest, ale podła. Można to zmienić, faworyzując w przetargach polskie firmy. Skorzysta na tym cała gospodarka – przekonuje w rozmowie z DGP Piotr Duda, szef Solidarności.
Minął ponad rok, odkąd wyszliście z komisji trójstronnej. Nie brakuje związkom rozmów z rządem i pracodawcami?
Brakuje nam zorganizowanej i sformalizowanej instytucji do dyskusji już od lat – bo ostatniego czasu, gdy rząd z nami tylko konsultował rozwiązania, nie można nazwać prawdziwym dialogiem. Przygotowujemy właśnie ustawę o nowej radzie dialogu społecznego, jesteśmy już po konsultacjach z pracodawcami. Nowa instytucja nawiąże do art. 20 konstytucji, który mówi o dialogu trójstronnym i solidarności. Chcemy więcej partycypacji. Nie tylko konsultować, ale wspólnie uzgadniać rozwiązania. Oczywiście nie mówimy tu o wszystkim, ale o sprawach, które żywotnie dotyczą pracowników, czyli kwestiach np. kodeksu pracy i ubezpieczeń społecznych.
Jest szansa, że wrócicie do komisji trójstronnej?
Nie, w takiej formule nie. Nie doczekałem się żadnych słów o dialogu społecznym w wystąpieniu sejmowym premier Ewy Kopacz. A to przecież podstawa rozwoju kraju. Mam nadzieję, że będziemy z nią na ten temat rozmawiać, ale na razie czekamy.
Jeśli o nowej premier mowa: przygotowujecie jakieś specjalne niespodzianki przedwyborcze na przyszły rok? Ponoć związki w zbrojeniówce i górnicy są już gotowi do protestów?
Pani premier mówi, że PO ma być teraz bliżej ludzi. Szkoda, że przypomniała sobie o tym dopiero teraz, a nie jak będąc marszałkiem, głosowała przeciw referendum emerytalnemu.
Problemów jest mnóstwo, np. w sprawie przetargu na śmigłowce bojowe. Dochodzą do nas różnego rodzaju głosy, że niektóre firmy mogą być pominięte i w związku z tym zakłady w Mielcu i Świdniku mogą się znaleźć w trudnej sytuacji. To, co mówi (a nie robi) premier Piechociński o promocji polskiej gospodarki, powinno się dziać naprawdę. Powinniśmy być dumni z tego, że mamy tak dobre zakłady, które produkują wspaniałe śmigłowce i jednocześnie dają wysokiej jakości miejsca pracy.
Nie jest tak, że w kategoriach zakupów zbrojeniowych powinniśmy patrzeć przez pryzmat potrzeb wojska, a nie miejsc pracy?
Oczywiście, że pod względem potrzeb wojska, ale także pamiętając o patriotyzmie gospodarczym. Pieniądze podatnika powinniśmy zostawać w Polsce. To nie są pieniądze premiera Siemoniaka, ale pana i moje.
Zdaje pan sobie sprawę, że PZL Świdnik w 100 proc. należą do koncernu włoskiego, a w PZL Mielec większościowym udziałowcem są Amerykanie?
Gdyby nie te dwa koncerny, tych firm by już dawno nie było. Jeżeli chcemy, by się one rozwijały, by w naszym kraju powstawały nowe miejsca pracy o wysokich standardach, a nie jakieś montownie na śmieciówki, powinniśmy do tego podchodzić w sposób odpowiedzialny. Czy widział pan, żeby w Niemczech, we Włoszech czy we Francji policjanci jeździli innymi samochodami niż te produkowane w danym państwie? Ja nie. A u nas tak się składa, że dla policji kupujemy hyuandaie i kie, a w Polsce mamy fabryki Fiata, Opla i Volkswagena. Dla mnie jest to kompletnie niezrozumiałe, jak w przypadku Pesy i Pendolino. Dlatego w przetargu na śmigłowce będziemy apelować o to, by odbył się on w sposób czysty, pod nadzorem CBA, ABW i SKW oraz czujnym okiem mediów.
Nie może dochodzić do takich sytuacji, że w przetargu MON wygrywa np. firma, która będzie szyła mundury w Chinach i jest jedynie 10 proc. tańsza niż ta planująca szycie w Polsce. Te 10 proc. więcej pracownicy i tak zostawią tutaj w podatku dochodowym, tak więc Skarb Państwa byłby do przodu, a ludzie mieliby pracę.
Nowa ustawa o zamówieniach publicznych pozwala rozstrzygać przetargi nie tylko na podstawie najniższej ceny, ale także warunków pracy zatrudnionych tam ludzi i innych kryteriów.
Załóżmy, że nie wygrają ani Mielec, ani Świdnik. Wychodzicie na ulice?
Na pewno tego tak nie zostawimy.
Co z górnikami? Dalej jesteście w gotowości do protestu?
Problem nie został rozwiązany. Czekamy na przegłosowanie projektów ustaw, które mają zweryfikować ustawę o zamówieniach publicznych, i na to, że zostanie przyjęta poprawka preferująca polski węgiel. Ma się pojawić także certyfikacja jakościowa importowanego węgla. Działa zespół rządowo-związkowy, który na bieżąco monitoruje sytuację. Jesteśmy otwarci na rozmowy. Ale jeżeli będzie potrzeba, to będziemy demonstrować w sprawie zbrojeniówki, górników i nie tylko.
Co pan sądzi o doniesieniach mediów, że związkowcy zakładają spółki górnicze, w których prawa pracowników nie są respektowane?
Dobrze pan to ujął – związkowcy, a nie związki. To są spółki osób fizycznych. Na to nie mamy wpływu, ale w mojej ocenie jest to patologia i jako przewodniczący Solidarności zrobię wszystko, by takie praktyki ukrócić.
W tych spółkach funkcjonowały umowy śmieciowe.
Tego nie wiem, ale wiem, że Solidarność zdecydowanie walczy ze śmieciówkami. Ustawa ograniczająca stosowanie umów śmieciowych właśnie idzie do Senatu. Wiele rozwiązań wzięto z projektu, który Solidarność złożyła premierowi Tuskowi w 2012 r. Oni zrobili z tego wersję light, ponieważ nie wszystkie dochody będą oskładkowane, a przedsiębiorcy wylobbowali sobie vacatio legis i ustawa zacznie obowiązywać od 1 stycznia 2016 r. Tylko w budownictwie mamy teraz ponad milion umów śmieciowych. Zgadzam się z prezesem NBP Markiem Belką: praca w naszym kraju jest, ale ona jest podła. Najwyższy czas coś z tym zrobić. Dobrymi krokami są wspomniane oskładkowanie śmieciówek, próba likwidacji obowiązkowego kryterium najniższej ceny.
Dwa lata temu premierowi przedstawiłem też propozycję zmiany ustawy o agencjach pracy tymczasowej. Pracownik w jednej agencji zgodnie z ustawą może pracować 18 miesięcy. By nic nie zmieniać i dalej móc go traktować jak niewolnika, agencje zakładają spółki córki i wnuczki, gdzie pracownicy przez kolejne lata nie dostają etatu. Z tego handlu ludźmi mają niezły biznes. Nie dziwmy się, że niedługo w Polsce nie będzie pracowników.
Politycy mogą się pochylać nad problemami emigracji i demografii, ale sprawa jest prosta. Jak pracownik nie będzie dobrze zatrudniany i wynagradzany, to nigdy nie będzie miał bezpieczeństwa socjalnego i stabilizacji zawodowej. Jeśli to zmienimy, młodzi ludzie będą chcieli mieć dzieci i zostaną w kraju.
Po co oni teraz mają wracać? By pracować za 1680 zł miesięcznie? Tu nie trzeba cudów. Po prostu musimy zacząć więcej zarabiać. Pod względem wzrostu PKB jesteśmy w czubie, pod względem wzrostu wynagrodzeń w ogonie. Przedsiębiorcy muszą zrozumieć, że zyskiem muszą zacząć się dzielić, bo inaczej przestaną się rozwijać. Ktoś musi ich towary kupować. A 60 proc. Polaków nie jest w stanie oszczędzać.
Związkowy sezon jesienno-zimowy
Górnicy, kolejarze, pocztowcy – to tylko niektóre grupy zawodowe, które w najbliższym czasie będą demonstrować w Warszawie.
Jeśli pracownicy Poczty nie dogadają się z rządem (oczekują zmiany stanowiska zarządu w sprawie wycofania się z układu zbiorowego), w styczniu zorganizują kolejną demonstrację. W ubiegłym miesiącu 7 tys. osób protestowało przed Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji, na początku roku chcą zrobić to samo przed siedzibą kancelarii premiera. – Zobaczymy, co się stanie, jeśli w Warszawie pojawi się połowa pracowników Poczty – mówił w rozmowie z DGP w ubiegłym tygodniu szef pocztowej Solidarności Bogumił Nowicki. W firmie pracuje obecnie ok. 80 tys. osób.
Inną formę protestu mogą wybrać kolejarze z PKP Przewozy Regionalne. Tam w połowie listopada może dojść do strajków i wstrzymywania pociągów. Przyczyną sporu jest wysokość pensji. O ile trwający właśnie długi weekend powinien minąć spokojnie, to wcale nie jest pewne, czy kolejarze nie zechcą przypomnieć o swoich postulatach w przedświątecznym szczycie.
Nierozwiązany pozostaje również problem górników. Na ten tydzień protest zapowiadają byli pracownicy Kompanii Węglowej. KW zapowiedziała, że przestaną oni otrzymywać deputat węglowy, który ostatnio kosztował przedsiębiorstwo ponad ćwierć miliarda złotych rocznie. Drugą sporną kwestią jest import węgla z Rosji. Choć premier Ewie Kopacz udało się zawrócić blokujących górników z przejścia granicznego Braniewo – Mamonowo, to teraz narzekają oni, że zapisy w nowej ustawie są nieprecyzyjne i mogą rykoszetem uderzyć w... polski węgiel.
O ile protestujących górników w stolicy widuje się regularnie, to przedstawicieli przemysłu lotniczego i zbrojeniówki nie było w Warszawie już dawno. Teraz można się ich spodziewać po rozstrzygnięciu przez Ministerstwo Obrony Narodowej przetargu na śmigłowce wielozadaniowe. I to niezależnie, kogo w najbliższych miesiącach wybierze MON. Jeśli przetarg wygra PZL Mielec, to przyjadą związkowcy ze Świdnika. Jeśli wygrają ci ze Świdnika, to przyjadą związki z Mielca. Z kolei jeśli wygra trzeci oferent – Airbus Helicopters, to pewnie do stolicy wybiorą się wspólnie Mielec i Świdnik.
Maciej Miłosz