Prawie 3 mln osób prowadzi działalność gospodarczą w naszym kraju. I każdego dnia walczy o przeżycie. Właściciele małych i średnich firm ze strachem myślą o kontroli ZUS, urzędu skarbowego czy Państwowej Inspekcji Pracy. A to wszystko dlatego, że rządzący traktują ich jak dojne krowy.
Mają płacić coraz wyższe daniny, nie dostając nic w zamian. W najgorszej sytuacji jest 1,3 mln osób samozatrudnionych, które każdego miesiąca muszą wpłacić do ZUS ponad tysiąc złotych haraczu, działając na granicy opłacalności. A kiedy idą do zakładu się dowiedzieć o możliwość czasowego zmniejszania opłaty, otrzymują odpowiedź, że obowiązek opłacania składek nie ma żadnego związku z zyskami firmy.
I co gorsze, kiedy się spóźnią z wpłatą, muszą się liczyć z tym, że to właśnie do nich, a nie do kopalni czy huty, jako pierwszych przyjdzie nakaz płatniczy z ZUS. Co więcej, drobne, nawet kilkudniowe opóźnienie czy 1,5-złotowa niedopłata wystarczą do wstrzymania wypłaty zasiłku chorobowego. Na takie restrykcje nikt się nie odważy wobec wielkich zakładów.