Oczywiście to także koronne argumenty, które mają uzasadniać przeprowadzenie zmian, i to – dodajmy – argumenty skuteczne. W ten sposób uzasadniono ostatnią nowelizację k.p. dotyczącą uelastycznienia czasu pracy. W dzisiejszych czasach, gdy zapotrzebowanie na pracę zależy od coraz bardziej kapryśnego rynku, a większość osób zatrudnionych jest w usługach, k.p. musi umożliwiać elastyczne gospodarowanie godzinami wykonywania obowiązków.
Tę interpretację przyjął rząd i od sierpnia tego roku firmy mogą negocjować z zatrudnionymi wydłużanie okresów rozliczeniowych czasu pracy. Skoro uznano słuszność takiego uzasadnienia, to zmienić powinny się też inne przepisy, które też nie przystają do rzeczywistości. Także te niedzisiejsze z punktu widzenia pracownika. Należą do nich reguły dotyczące terminów, w jakich można odwołać się od wypowiedzenia umowy o pracę. Dziś pracownicy mają na to 7 dni od wręczenia pisma od pracodawcy (lub 14 w razie dyscyplinarki). Kilkadziesiąt lat temu, gdy postępowania w sądach pracy trwały kilka miesięcy, były to terminy uzasadnione. Dziś sprawy trwają nawet kilka lat, a pracownik ma raptem kilka dni na podjęcie decyzji o starciu z zazwyczaj znacznie lepiej przygotowanym do niego pracodawcą i przygotowanie wniosków dowodowych.
Rząd powinien pamiętać, że te same argumenty – w tym wypadku niedostosowanie do rzeczywistości – mogą działać na korzyść lub powodować stratę dla obu stron stosunku pracy. I mogą uzasadniać zmiany w prawie na rzecz zarówno pracodawców, jak i pracowników.