Przynajmniej jedna piąta polskich firm miała u siebie przypadki nadużyć ze strony podwładnych w ciągu ostatnich dwóch lat. Mimo to sprzedaż ubezpieczeń od takiego ryzyka nadal wypada słabo.
Na polskim rynku zaledwie kilka towarzystw ubezpieczeniowych oferuje polisy od sprzeniewierzeń. Ich przedstawiciele w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że przedsiębiorcy traktują zabezpieczenie przed pracowniczą nieuczciwością cały czas jako rynkową ciekawostkę. Na przykład w AIG to ledwie 8 proc. ubezpieczeń z grupy Financial Lines (znajdują się w niej również ubezpieczenia od cyberataków, tzw. polisy D&O od ryzyka błędów kadry zarządzającej czy ubezpieczenia ryzyka związanego z fuzjami i przejęciami).
– Sprzedawane przez AIG ubezpieczenia na wypadek sprzeniewierzenia stanowią ułamek liczby sprzedawanych ubezpieczeń D&O. Można by więc pomyśleć, że szefowie firm dopuszczają możliwość popełnienia błędu przez członków zarządu, ale nie mieści im się w głowie, że mogą być z premedytacją okradani przez własnych pracowników – mówi Robert Woźniak, szef Financial Lines Cluster dla Europy Wschodniej w AIG.
I dodaje, że wynika to z przeświadczenia prowadzących biznes – zwłaszcza ten mały i średni – że zjawisko nadużyć pracowniczych ich nie dotyczy.
– Choć 30–39 proc. firm notuje takie incydenty, przedsiębiorcy niechętnie się do tego przyznają. Zamiast zarządzać ryzykiem, wolą zaufać, że sytuacja się już nie powtórzy – dodaje ekspert AIG.
Bartosz Pakuła, kierownik biura ubezpieczenia ryzyka sprzeniewierzenia w Euler Hermes, zgadza się z tą opinią, ale jednocześnie dodaje, że świadomość ryzyka u pracodawców powoli się zmienia. TU Euler Hermes widzi wzrost zainteresowania sprzedawanymi przez siebie polisami od sprzeniewierzenia. Ale wiąże to też z gospodarczym spowolnieniem, które wymusza na firmach wprowadzanie programów oszczędnościowych. Cięcie kosztów sprzyja powstawaniu nadużyć. Menedżerowie coraz częściej zdają sobie z tego sprawę.
– Obecna sytuacja ekonomiczna w kraju sprzyja występowaniu zjawiska nadużyć wśród pracowników. Redukcje etatów, znikomy wzrost wynagrodzeń w połączeniu ze spiralą zadłużenia powoduje pogarszającą się sytuację materialną zatrudnionych – twierdzi Bartosz Pakuła.
Z tegorocznych badań EY na ten temat wynika, że aż 57 proc. zarządzających w polskich firmach spodziewa się zwiększonej presji na osiąganie lepszych wyników finansowych w ciągu najbliższego roku. Co to oznacza? W warunkach spadającego popytu poprawę wyników firma może osiągnąć głownie przez cięcie kosztów.
Marcin Witalis, partner w EY, uważa, że to paliwo napędzające proceder sprzeniewierzeń. I nie chodzi tylko o wymiar materialny: pracownicy w obliczu redukcji etatów czują się mniej związani z firmą. Łatwiej im więc przychodzi usprawiedliwianie swojej nieuczciwości.
– Osoba popełniająca nadużycie musi mieć – w swoim mniemaniu – ważny powód, który usprawiedliwia jej działanie. Na przykład sprzedawca może uznać, że skoro nie dostał premii, może ją sobie odebrać przywłaszczając mienie pracodawcy – mówi Mariusz Witalis. I dodaje, że badania EY potwierdzają wzrost liczby przypadków takich nadużyć w ostatnich latach. Według niego występowanie nadużyć to też często efekt słabej kontroli wewnętrznej w firmie. O nieuczciwość pracowniczą łatwo też w tych przedsiębiorstwach, które same stosują brudne chwyty w walce konkurencyjnej.
– Jeśli np. sprzedawcy – za zgodą szefa – stosują nieuczciwe praktyki, by zdobyć klientów, to najczęściej pracują też na siebie, działając na szkodę pracodawcy. Na przykład, jeśli taka osoba ma jakiś fundusz na łapówki, to jego część łatwo jest przywłaszczyć, bo przecież nikt tego nie skontroluje – podkreśla Witalis. Wyjaśnia, że przynajmniej jedna na pięć polskich firm miała jakieś przypadki nadużyć w ciągu ostatnich dwóch lat. Jego zdaniem takie wskazanie i tak nie oddaje skali zjawiska. Badania obejmują bowiem tylko przypadki ujawnione. A to zapewne tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o nieprawidłowości.
– Dla firm to jest wstydliwy problem. Uważają, że ujawnienie przypadków nadużyć byłoby oznaką słabości – mówi ekspert EY.