Nawet przy skromnych podwyżkach płac w przedsiębiorstwach ich siła nabywcza wzrosła najbardziej od czterech lat. W pierwszym półroczu przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw miało wartość 3764 zł i było tylko o 2,5 proc. wyższe niż przed rokiem – wynika z danych GUS. Jednak w tym czasie inflacja wyniosła zaledwie 0,9 proc. W rezultacie siła nabywcza płac zwiększyła się średnio o 1,6 proc.
Sytuacja w poszczególnych branżach jest przy tym mocno zróżnicowana. Wśród tych, które zatrudniają wiele osób, największe podwyżki otrzymali pracownicy energetyki. Ich pensje wzrosły w pierwszym półroczu w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku o 6,6 proc. i kształtowały się na poziomie średnio 6017 zł.
– Wzrost wynagrodzeń w tej branży jest znacznie wyższy od przeciętnego w sektorze przedsiębiorstw. Może to wynikać między innymi z siły związków zawodowych, które naciskają na podwyżki – ocenia Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK.
Na drugim miejscu w tym rankingu znaleźli się pracownicy zatrudnieni przy produkcji samochodów, przyczep i naczep. Po podwyżkach o 5,1 proc. ich przeciętne zarobki wyniosły 4097 zł. Dwukrotnie wyższy od średniej krajowej wzrost zarobków w tej branży może być swego rodzaju rekompensatą za bardzo skromne podwyżki z pierwszej połowy ubiegłego roku, gdy pokrywały one zaledwie koszty utrzymania związane z wysoką inflacją.
Dość wysokie były też podwyżki w firmach produkujących tekstylia, odzież oraz wyroby z drewna, słomy i wikliny. Wyniosły one od 4,4 proc. do 4,8 proc. Jednak przeciętne, miesięczne zarobki w tych branżach należą nadal do najniższych i wynoszą od 2093 zł do 2769 zł. To efekt konkurencji w samej branży i importu tanich wyrobów z Dalekiego Wschodu.
Powody do narzekań mogą mieć w tym roku przedstawiciele wielu branż, w których zamiast podwyżek nastąpił spadek nominalnych wynagrodzeń – od 2,1 proc. do 3,4 proc. Tak było w rafineriach i koksowniach, w hutach, w firmach produkujących wyroby z metali i w budownictwie. – To nie znaczy, że spadły tam zasadnicze wynagrodzenia. Mogły być za to niższe niż przed rokiem premie i inne dodatki albo ich w ogóle nie było – wyjaśnia Karolina Sędzimir, ekonomistka PKO BP.
Jej zdaniem drugie półrocze może być w sferze wynagrodzeń podobne do pierwszego. Podwyżki płac będą na ogół dość skromne, ponieważ przy wysokim bezrobociu będziemy mieli nadal rynek pracodawcy, który może wybierać tanich pracowników wśród osób bez zajęcia. Dlatego przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach może w całym roku wzrosnąć nominalnie o ok. 2,5 proc. – Ale dzięki niskiej inflacji jego siła nabywcza wzrośnie o ok. 1,6 proc. po ubiegłorocznym spadku o 0,3 proc., który się zdarzył po raz pierwszy od dwudziestu lat – podkreśla Sędzimir.