Agencje: ziemia obiecana unijnych urzędników
Unijne agencje to pozostająca poza jakąkolwiek kontrolą urzędnicza ziemia obiecana, strefa, gdzie biurokracja swobodnie rośnie. Do 1990 r. istniały zaledwie trzy agencje. Teraz jest ich 52, z czego połowa powstała po 2003 r. W raporcie „The Rise of the EU Quangos” think tank Open Europe (OE) szacuje, że w 2012 r. kosztowały one europejskiego podatnika 2,64 mld euro, aż o jedną trzecią więcej niż w 2010 r. Wtedy też pracowało w nich 9031 osób. Open Europe szacuje, że dzisiaj może ich być ponad 10 tys.
Część tego wzrostu jest efektem powołania w 2011 r. Europejskiego Systemu Nadzoru Finansowego, w którego skład wchodzą Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA), Europejski Urząd Nadzoru Ubezpieczeń i Pracowniczych Programów Emerytalnych (EIOPA), Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA) oraz Europejska Rada ds. Ryzyka Systemowego (ESRB). Do 2014 r. ich budżet i zatrudnienie mają się podwoić (każda kosztuje ok. 20 mln euro rocznie), ale ten wydatek akurat nie budzi kontrowersji. Wiele z pozostałych agencji – np. Europejskie Centrum Rozwoju Kształcenia Zawodowego – już niekoniecznie.
– Każde państwo chce mieć własną agencję, a niektóre traktują to jak okazję do stworzenia nowych miejsc pracy – tłumaczy Paweł Świdlicki z Open Europe. Dlatego niektóre agencje mieszczą się poza wielkimi metropoliami, w czym mistrzem jest Hiszpania (Alicante, Bilbao, Vigo i Torrejon de Ardoz). Sama Komisja przyznała kilka lat temu, że egzotyczne lokalizacje znacząco zwiększają koszty urzędniczych podróży. Polska wywalczyła dla siebie Europejską Agencję Zarządzania Współpracą Operacyjną na Zewnętrznych Granicach Państw Członkowskich Unii Europejskiej, w skrócie – Frontex. Według OE agencje w 2012 r. kosztowały Polskę 75,2 mln euro.
Agencje to organy unijne niepodległe żadnej z głównych instytucji, jak Komisja czy parlament. Oprócz zwykłych kompetencji, takich jak rejestracja znaków towarowych, leków czy chemikaliów, istnieją także bardziej egzotyczne, jak Centrum Satelitarne Unii Europejskiej czy Europejskie Wspólne Przedsięwzięcie na rzecz Realizacji Projektu ITER i Rozwoju Energii Termojądrowej. Niektóre agencje, zwane wykonawczymi, powołuje się na czas określony do spełnienia konkretnego zadania, np. wdrożenia systemu szlaków transportowych TEN-T.
– Kilka lat temu było porozumienie, żeby nie powoływać już więcej agencji. To, że praktyka nie pokrywa się z deklaracjami, wzbudza poczucie, że kosztują masę pieniędzy – mówi Tobias Bach z Uniwersytetu w Hanowerze, współautor raportu „Best practice in governance of agencies”. Bach argumentuje, że wiele agencji ściśle współpracuje z krajowymi odpowiednikami, koordynując i wymieniając informacje. Zdaniem Open Europe bez szkody można byłoby zlikwidować 10 z nich, m.in. Europejską Agencję Praw Podstawowych, Instytut Równości Płci, Europejską Fundację na rzecz Poprawy Warunków Życia i Pracy. Przyniosłoby to oszczędności rzędu 442 mln euro.