Projekt zmian w VI dziale kodeksu pracy zgłosił minister pracy Władysław Kosiniak – Kamysz, który zaprosił partnerów społecznych do dyskusji. Negocjacje odbywają się w innym niż dotychczas trybie – nie w zespole prawa pracy Komisji Trójstronnej, ale w trakcie cotygodniowych spotkań eksperckich w resorcie i pod jego patronatem.
– Tydzień, to w istocie nie tak długi czas na konsultacje reprezentantów stron ze swoimi mocodawcami. Poza tym, wszyscy odczuwają trochę niedosytu, ale to nie jest ten rodzaj negocjacji, w których „nic nie jest uzgodnione - dopóki wszystko nie jest uzgodnione”. W naszym przypadku pewne kwestie już zostały ustalone, a w którym miejscu się zatrzymamy i wstaniemy od stołu, tego jeszcze nie wiadomo – uchyla kulisy rozmów Radosław Mleczko, podsekretarz stanu w ministerstwie pracy i polityki społecznej, który reprezentuje resort na spotkaniach z przedstawicielami pracodawców i pracowników. – Projekt, nad którym pracujemy, jest w znacznym stopniu oparty o stanowiska reprezentowane przez partnerów społecznych. Nie jest to zatem projekt rządowy. W toku negocjacji staramy się doprecyzować wspólne stanowiska. W miejscach, w których kompromis nie jest możliwy, tworzymy różne warianty zmian. Zgadzamy się, że w naszej dyskusji nie powinna dominować perspektywa pracodawcy, czy pracownika, lecz myśl o przyjęciu rozwiązań akceptowalnych i dobrych dla jednych i drugich. W efekcie nie ma w niej nastawień „zero – jedynkowych” – relacjonuje Mleczko.
Prawo bliżej potrzeb
Ze względu na to, że to resort zaprosił partnerów do dyskusji, w pewnym momencie będzie musiał ją zamknąć, stwierdzając że już niczego więcej uzgodnić się nie da. Natomiast w sprawach nieuzgodnionych stanowiska uczestników negocjacji pozostaną rozbieżne. Oznacza to, że będą dalej konsultowane po przekazaniu projektu zmian kodeksu pracy do parlamentu.
– Na pewno nie jest tak, że jeśli nie ma pełnego porozumienia, to nie ma projektu. Już zbyt dużo udało nam się uzgodnić – zaznacza wiceminister Mleczko.
Ministerstwo nie wyszło do partnerów społecznych z gotowymi propozycjami i z zamiarem nakłaniania do ich zaakceptowania. Przedstawiło w punkcie wyjścia wstępne założenia systemowej zmiany.
– Zaproponowaliśmy, by odstąpić od dotychczasowych uregulowań dotyczących czasu i organizacji pracy. Zakładaliśmy, że normy ochronne zostaną zachowane, ale kwestia kształtowania czasu pracy zostanie przekazana pracodawcom i pracownikom do ustalenia, stosownie do potrzeb indywidualnych zakładów. Chodziło nam o przekazanie części uprawnień z ustawy do innych źródeł stanowienia prawa, źródeł bliższych konkretnym potrzebom i wyzwaniom. Mogą nimi być układy zbiorowe, czy innego typu porozumienia pracodawców z pracownikami – wyjaśnia Mleczko.
Jego zdaniem, strony negocjacji skłaniają się do opracowania projektu zmian jeszcze w tym roku. Nie bez znaczenia jest tu kontekst – spowolnienie gospodarcze, narastające kłopoty firm i wzrost bezrobocia czy też scenariusze dotyczące przyszłości strefy euro.
– Potrzebne są rozwiązania, które pomogą obu stronom dialogu. Chodzi nie tyle o rozwiązania antykryzysowe, ale o takie, które pomogą firmom lepiej funkcjonować na trudnym rynku – dodaje wiceminister pracy.
Ustawa i porozumienia
Świadczenie pracy odrywa się od tradycyjnie rozumianego oraz prawnie zdefiniowanego miejsca i czasu pracy. Rośnie liczba zatrudnionych, którzy dzięki nowoczesnym technologiom, wykonują swoją pracę przebywając w kawiarniach, na lotniskach, czy siedząc w parku. Chodzi o pracowników, którzy chcą mieć możliwość elastycznego kształtowania swojego czasu i miejsca pracy. Dla nich te kodeksowe kategorie są krępujące. Ich bezpieczeństwo nie wynika już z ustawowych gwarancji miejsca i czasu pracy. Te kwestie mają dla nich drugorzędne znaczenie. W ich przypadku poczucie bezpieczeństwa wynika np. z wysokości zarobków i z tego, w jaki sposób mogą z nich skorzystać.
– Przepisy kodeksu pracy są adresowane głównie do osób pracujących na umowach o pracę. Chronią ich interes. Ochronna i organizacyjna funkcja jest istotą przepisów kodeksowych. Jeśli jednak dostrzeżemy, że coraz więcej zawodów jest wykonywanych na podstawie tzw. pragmatyk, czyli regulacji które wyłącznie ich dotyczą, to powstaje pytanie: jaką rolę odgrywają w takich przypadkach przepisy kodeksu pracy? – pyta retorycznie Mleczko. – W dobie szybkiego rozwoju technologii i upowszechniania się fenomenu pracy świadczonej zdalnie, kodeks pracy powinien dać pracodawcom i pracownikom więcej swobody w kształtowaniu optymalnych dla nich warunków pracy. Obowiązujące przepisy o telepracy już nie wystarczają, co powoduje, że pracodawcy uciekają się do umów cywilnoprawnych, bo ramy umów o pracę są tu zbyt sztywne – tłumaczy.
Wychodząc z takiego założenia resort zaproponował partnerom społecznym, by miast opisywać kolejne obszary świadczenia pracy i precyzować, jak w danym systemie może pracować kolejna branża - przekazać pracodawcom i pracownikom uprawnienie do kształtowania czasu i miejsca pracy w drodze porozumień czy układów zbiorowych. Jednak nawet wówczas nie przestaną obowiązywać kodeksowe normy ochronne, np. 48 godz. pracy w tygodniu wraz z nadgodzinami, 11 godz. odpoczynku dobowego i 35 godz. odpoczynku tygodniowego.
– Proponujemy, by przepisy kodeksu zawierały normy ogólnie obowiązujące, a partnerzy społeczni mogli, stosownie do swoich potrzeb, kształtować warunki pracy po uprzednim dojściu do porozumienia – uściśla Mleczko.
Rozliczenie nadgodzin
Resort proponuje wydłużenie okresu rozliczeniowego pracy z obecnych 4 miesięcy do maksymalnie 12 miesięcy, pod warunkiem, że pracodawcy i pracownicy zgodzą się na to. Oczywiście pracownik nie może pracować łamiąc kodeksowe normy ochronne. Taka możliwość jest usprawiedliwiona tylko w wyjątkowych przypadkach (np. burza, powódź, pożar). Resort chce, by w takich przypadkach pracodawca miał obowiązek niezwłocznie oddać pracownikowi nadgodziny przepracowane w okresie ochronnym. Takie rozwiązanie przewiduje zresztą prawo unijne, które nakazuje oddanie takiego czasu pracy w okresie nie dłuższym, niż 14 dni.
– Mimo klarownych wskazań unijnych, reprezentanci pracowników obawiają się tego rozwiązania. Sądzą, że jest to przekazanie nadmiaru uprawnień pracodawcy. Nie chcą, by pracownicy szli do pracy nie wiedząc z góry, czy spędzą w niej 5, 8, czy 13 godzin. Dlatego proponujemy mechanizmy zabezpieczające ich interesy – relacjonuje wiceminister Mleczko. – Chcemy, by obowiązywało planowanie pracy, czyli harmonogram czasu pracy, z góry podany do wiadomości pracowników. Po drugie proponujemy, by rozciągnięcie rozliczenia czasu pracy ponad kodeksowy okres 4 miesięcy, wiązało się z podwyżką stawki za godziny nadliczbowe. To wszystko są elementy systemu tzw. flexsecurity, którego od lat zazdrościmy Danii, bo łączy w sobie elastyczność pracy z bezpieczeństwem. Postulat wprowadzenia takich rozwiązań jest podnoszony w Polsce od lat. Ich przyjęcie ma ułatwić działanie nie tylko dużym pracodawcom – globalnym koncernom samochodowym, hutom, kopalniom, ale także małym i średnim firmom – przekonuje Mleczko.
Rozwiązania kodeksowe obowiązują wszystkich – pracodawców i pracowników. Zdaniem wiceministra trzeba w nich zachować taką elastyczność, dzięki której jedni i drudzy będą mogli razem decydować o najbardziej optymalnym dla nich rozkładzie pracy, na podstawie stosownego porozumienia.
– Obecne interpretacje dotyczące kwestii nadgodzin i doby pracowniczej powodują, że PIP ma dużo pracy i odkrywa przypadki, które budzą jej wątpliwości, bo np. stwierdza, że pracownikowi, który wczoraj pracował od godz. 8, a dziś od godz. 7 należą się nadgodziny. Uelastycznienie czasu pracy rozwiąże takie dylematy – przewiduje Mleczko.
Czas pracy do uzgodnienia
Rozluźnienie kodeksowych norm regulujących czas pracy będzie efektem zmian w trzech obszarach: 1) wydłużenia okresu rozliczeniowego, 2) możliwości stosowania ruchomego i 3) przerywanego czasu pracy.
Obecnie podstawowy okres rozliczeniowy trwa 4 miesiące. Może on być wprowadzony na podstawie układu, porozumienia, obwieszczenia lub regulaminu ustalonego przez pracodawcę. Dłuższy okres rozliczeniowy był możliwy wyłącznie w okresie obowiązywania tzw. pakietu antykryzysowego, w latach 2009–2010.
– Mamy pozytywne doświadczenia z funkcjonowania ustawy antykryzysowej, która zakładała informowanie PIP o przypadkach wydłużania czasu rozliczeniowego. W pierwszym roku jej obowiązywania Inspekcja odnotowała nadużycia, ale w drugim roku praktycznie już ich nie było. Z rozwiązań antykryzysowych skorzystały wtedy 72 firmy, z pożytkiem dla siebie – wspomina Mleczko.
Resort proponuje, zresztą zgodnie z dyrektywą unijną, wprowadzenie możliwości wydłużania okresu rozliczeniowego powyżej 4 miesięcy – maksymalnie do 12 miesięcy. A więc może to być 6, 8, czy 10 miesięcy, w zależności od potrzeb danego przedsiębiorstwa. Wydłużenie okresu rozliczeniowego będzie się wiązać z wymogiem wyższej zapłaty za nadgodziny. Im dłuższy będzie to okres, tym powinna być większa. Doświadczenia ze stosowania ustawy antykryzysowej w latach 2009–2010 pokazują, że pracodawcy nie zawsze rozciągali okres rozliczeniowy czasu pracy do 12 miesięcy - często wybierali krótsze okresy, np. 6 lub 8 miesięcy.
– Jeśli chodzi o wprowadzenie tzw. ruchomego czasu pracy, to chcemy by było to możliwe nie tylko dla całych przedsiębiorstw, ale i dla poszczególnych działów w firmach. W przypadku wprowadzenia ruchomego czasu pracy w całej firmie, powinno to być następstwem porozumienia pracodawcy z reprezentacją pracowników. Propozycja ta jest osią ożywionej dyskusji pracodawców z pracownikami – relacjonuje wiceminister pracy. – Strony wymieniają argumenty dotyczące tego, na ile inne reprezentacje pracowników, poza związkami zawodowymi, mogą być stroną takiego porozumienia – dodaje.
Resort stawia na rozwiązanie, które pozwoli pracodawcy na wprowadzenie ruchomego czasu pracy na wniosek indywidualnego pracownika, niezależnie od ustaleń przyjętych w układach zbiorowych dla całej firmy. W takich przypadkach, pracownik mógłby motywować swój wniosek np. względem godzenia życia zawodowego z rodzinnym czy osobistym, bądź zamiarem uczestniczenia w szkoleniach.
Trzecim elementem uelastycznienia czasu pracy jest przerywany czas pracy. Obecnie można go stosować jedynie po wprowadzeniu układu zbiorowego, pod warunkiem że określony typ pracy i jej organizacja to uzasadniają. Resortowy projekt zakłada upowszechnienie tego rozwiązania.
Czas na decyzje
W ślad, za rozwiązaniami mającymi na celu rozluźnienie kodeksowych reguł czasu pracy, idą propozycje rozliczania nadgodzin i możliwości pracy wykraczającej poza obecnie obowiązujące normy.
– Uelastycznienie czasu pracy powinno być korzystne zarówno dla pracodawcy, jak i dla pracowników. Przecież niemało jest branż, w których funkcjonuje tzw. przerywane świadczenie pracy. Dlaczego przepisy kodeksowe nie mogłyby wyjść im naprzeciw? Dlaczego wciąż tworzyć wyjątki od reguł, miast tak określić reguły, by dawały możliwość przystosowania ich do konkretnych uwarunkowań i potrzeb? – zastanawia się Radosław Mleczko.
Przedmiotem dyskusji reprezentantów pracodawców i pracowników w ministerstwie pracy i polityki społecznej są też kwestie dyżurów w miejscu pracy oraz sprecyzowania pojęcia pracowników zmianowych.
– Na szczególną uwagę zasługuje kwestia liczenia nadgodzin dla pracowników zatrudnionych w niepełnym wymiarze czasu pracy. Obecnie nadgodziny liczy się w takich przypadkach dopiero od wyczerpania pełnego wymiaru czasu pracy, co nie wydaje się być rozwiązaniem właściwym – uważa wiceminister.
Resort zaproponował partnerom społecznym ogólną strukturę zmian VI działu kodeksu pracy. Dopiero teraz, w trakcie regularnych negocjacji, dochodzi do obudowania jej szczegółami.
– Czas na refleksję już był. Teraz jest czas na przygotowanie rozwiązań, a potem na decyzje. Mam nadzieję, że zmieniony kodeks pracy pośrednio zachęci też pracodawców do zawierania umów o pracę, w szerszym niż dotychczas wymiarze – podsumowuje Radosław Mleczko.