Eksperci są sceptyczni, co do skuteczności urzędowych interwencji na rynku pracy. Urzędnicy są przytłoczeni, w istocie bezproduktywnymi obowiązkami biurokratycznymi, np. prowadzeniem rejestrów bezrobotnych, rozdzielaniem środków publicznych, raportowaniem itd. W efekcie - brakuje im czasu i umiejętności na świadczenie usług doradztwa zawodowego i pośrednictwa pracy z prawdziwego zdarzenia.

Dane Głównego Urzędu Statystycznego o przeciętnym poziomie zatrudnienia i płac w sektorze przedsiębiorstw po ośmiu miesiącach 2012 r. dowodzą, że krajowy rynek pracy pogrążył się w stagnacji. To kolejny sygnał wskazujący na hamowanie rozwoju polskiej gospodarki.

Wydatki na aktywizację bezrobotnych / DGP

Spada zatrudnienie

GUS podał, że w sierpniu br. w przedsiębiorstwach zatrudnionych było 5 mln 522,2 tys. osób, czyli dokładnie tyle samo, co przed rokiem. Jednak w porównaniu do lipca br. - o 0,1 proc. spadła liczba zatrudnionych. Co gorsze, zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw stoi w miejscu lub zmniejsza się już siódmy miesiąc z rzędu. Tylko w sierpniu ubyło 6,6 tys. miejsc pracy. Natomiast od lutego w firmach jest już prawie 29 tys. mniej miejsc pracy. Spadki widoczne są szczególnie w handlu, budownictwie i przetwórstwie.

– Można już mówić o spadkowej tendencji zatrudnienia na rynku pracy. Wprawdzie, nie jest ona tak gwałtowna jak w latach w 2008/09, ale wciąż nie osiągnęła dna, czyli najniższego poziomu. W nadchodzących miesiącach redukcje zatrudnienia będą bardziej widoczne. Można też spodziewać się wzrostu stopy bezrobocia – ocenia Marcin Mazurek, analityk BRE Banku.

Bez pracy pozostaje obecnie ponad 2 mln osób. Stopa bezrobocia sięgnęła 12,4 procent. Dane te dotyczą osób, które zarejestrowały się w urzędach pracy jako bezrobotne. Jednak nie uwzględniają osób biernych zawodowo, które nie mają pracy i nie są zarejestrowane. Z badań aktywności ekonomicznej ludności (BAEL) przeprowadzonych przez GUS wynika, że na koniec pierwszego półrocza 2012 r. takich osób było aż 478 tys. – o prawie 10 proc. więcej niż przed rokiem. Oznacza to więc, że bez pracy pozostaje niemal 2,5 mln osób, a całkowita stopa bezrobocia wynosi 15,3 procent.

Aktywna polityka

Eksperci zgodnie przewidują, że stopa bezrobocia będzie rosła. Najwięksi pesymiści zapowiadają, że do końca 2012 r. oficjalny (nieuwzględniający osób zawodowo biernych) poziom bezrobocia przekroczy 15 procent. Zdaniem urzędników ministerstwa pracy i polityki społecznej, na koniec 2012 r. stopa bezrobocia wyniesie maksymalnie 12,8–12,9 procent. Przyrost osób pozbawionych pracy uda się przyhamować dzięki uruchomieniu dodatkowych środków z Funduszu Pracy.

Urzędnicy liczą też na efekty podjęcia publicznej interwencji na rynku pracy. Chodzi o uruchomienie instrumentów tzw. aktywnej polityki rynku pracy, np. pożyczek i dotacji dla osób bezrobotnych, również dla pracodawców w celu tworzenia nowych miejsc pracy, szkoleń (przekwalifikowanie lub zdobywanie nowych umiejętności), subsydiowanych prac interwencyjnych i robót publicznych (przy budowie infrastruktury), dofinansowywania zatrudniania absolwentów itp.

Jednak eksperci są sceptyczni, co do skuteczności urzędowych interwencji na rynku pracy. Zdaniem Macieja Bukowskiego, prezesa fundacji Instytutu Badań Strukturalnych, efektywność działań służb publicznych jest niska. Urzędnicy są przytłoczeni, w istocie bezproduktywnymi obowiązkami biurokratycznymi, np. prowadzeniem rejestrów bezrobotnych, rozdzielaniem środków publicznych, raportowaniem itd. W efekcie - brakuje im czasu i umiejętności na świadczenie usług doradztwa zawodowego i pośrednictwa pracy z prawdziwego zdarzenia.



Pracodawcy zwalniają

Z badań nastrojów pracodawców wynika, że liczba firm zamierzających zwalniać pracowników jest większa niż tych, które chciałyby zatrudniać nowych. Po raz pierwszy od 5 lat, odkąd Manpower Group prowadzi takie analizy, prognoza zatrudnienia netto jest ujemna.

– Z zatrudnianiem będzie gorzej. W 9 krajach należących do UE, w tym również w Polsce, wynik jest minusowy. Wzrost bezrobocia w niektórych branżach już jest wyraźny, a w innych jeszcze się nie pojawił – komentuje Paweł Lisowski z Manpower Group.

Najgorzej jest w energetyce, gazownictwie i wodociągach. Zatrudnienie może tam spaść aż o 13 procent. Lepiej, ale również źle, jest w górnictwie i wydobyciu surowców energetycznych oraz w budownictwie – w tych branżach zatrudnienie spadnie o 4 procent. Jednak zdaniem pracodawców, ciemniejsze widoki mają obecnie pracownicy energetyki niż budownictwa, gdzie kryzys dał się we znaki najpierw i gdzie od początku 2012 r. zatrudnienie już się zmniejszyło o 23 proc. w porównaniu do poziomu zatrudnienia w 2011 roku.

W zestawieniu odzwierciedlającym zamiary pracodawców najlepiej wypadły branże: transportowa, logistyczna i komunikacyjna. Liczba przedsiębiorców, którzy zamierzają zwiększać zatrudnienie jest tam o 12 proc. wyższa niż w innych branżach. W finansach, ubezpieczeniach i usługach chęć zatrudniania nowych pracowników - lekko przeważa nad tendencją do zwalniania. Dodatni wynik, Manpower, odnotował też w hotelach i restauracjach.

3,6 tys. zł brutto

W sierpniu 2012 r. przeciętne wynagrodzenie brutto wyniosło 3 686,45 zł, co oznacza spadek o 0,4 proc. w porównaniu do lipca tego roku. Po uwzględnieniu inflacji, w sierpniu br. płace spadły o 1,1 proc. w porównaniu do wysokości wynagrodzeń w sierpniu 2011 roku. Jest to drugi najgorszy odczyt poziomu wynagrodzeń w tym roku – w lipcu br. płace spadły o 1,6 proc., w ujęciu rok do roku.

– Na tempo wzrostu płac negatywnie oddziałuje rosnące bezrobocie. Nie bez znaczenia jest też tegoroczna podwyżka składki rentowej, która obciążyła przedsiębiorstwa pozapłacowymi kosztami pracy – komentuje Maja Goetig, z Rady Gospodarczej premiera Donalda Tuska.

Z danych GUS wynika, że najwyższe płace otrzymują zatrudnieni w dużych miastach – kolejno w Katowicach, Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i Krakowie. W pierwszym półroczu 2012 r. pracownicy firm działających w Katowicach zarabiali średnio 4 949 zł (brutto), w Warszawie – 4 821 zł, w Gdańsku – 4 674 zł, w Poznaniu – 4 112 zł, a w Krakowie 3 763 złotych. Niestety, rośnie liczba pracodawców, którzy zalegają z wypłatą wynagrodzeń. Od początku 2012 r. suma płac nieprzekazanych pracownikom w całym kraju osiągnęła wysokość prawie 138 mln – wynika z danych Państwowej Inspekcji Pracy. Problemy z płatnościami miało przeszło 11,2 tys. firm, z 46 tys. skontrolowanych w tym roku. Najgorzej jest na Górnym Śląsku – do końca sierpnia br. wartość niewypłaconych pensji sięgnęła tam niemal 20 mln złotych. Na kolejnych miejscach tej listy są: Poznań – 19,6 mln zł, Warszawa – 13,7 mln zł, Kraków – 9,6 mln zł, Łódź – 9,3 mln zł i Kielce – 8,2 mln złotych.

Krzysztof Polak, autor portalu CentrumRekrutacyjne.pl