W końcu lipca na jedną ofertę pracy przypadało średnio 44 bezrobotnych, a w niektórych regionach ponad stu. Najgorzej jest w warmińsko-mazurskim, podlaskim i łódzkim.
W końcu lipca na jedną ofertę pracy przypadało średnio 44 bezrobotnych, a w niektórych regionach ponad stu. Najgorzej jest w warmińsko-mazurskim, podlaskim i łódzkim.
Przedsiębiorcy zgłaszają do urzędów pracy coraz mniej ofert zatrudnienia. Dlatego w końcu lipca było ich w pośredniakach tylko 43,8 tys. – wynika ze wstępnych danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. To o 1,2 tys. mniej niż przed rokiem.
Równocześnie liczba bezrobotnych zwiększyła się w tym czasie o 85 tys. W rezultacie na jedną ofertę pracy przypadało aż 44 bezrobotnych, podczas gdy przed rokiem było ich 41 – wynika z szacunków DGP na podstawie danych resortu pracy.
Sytuacja jest jednak regionalnie mocno zróżnicowana. Najtrudniej jest w pięciu województwach: warmińsko-mazurskim, podlaskim, łódzkim, podkarpackim i świętokrzyskim. Tam na jedną ofertę pracy przypada od 72 do 105 bezrobotnych.
/>
– Niekorzystna sytuacja w tych regionach utrzymuje się od lat. Przede wszystkim dlatego, że na ogół nie ma tam inwestycji, które tworzą nowe miejsca pracy – ocenia prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dodaje, że w tym roku nowych miejsc pracy jest jak na lekarstwo także na innych terenach. – W gospodarce jest dużo niepewności w związku z kłopotami finansowymi krajów Unii Europejskiej – wyjaśnia prof. Wiśniewski. – Także polska gospodarka już hamuje, co niekorzystnie wpływa na rynek pracy – dodaje dr Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE.
Między innymi z tego powodu resort pracy starał się o zwiększenie środków na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu. I dopiął swego – minister finansów zgodził się na przeznaczenie na ten cel dodatkowych 500 mln zł. Według resortu pracy pieniądze te pozwolą na utrzymanie w końcu roku stopy bezrobocia poniżej 13 proc. i zaktywizowanie ok. 80 tys. bezrobotnych. Ale te pieniądze raczej nie przyczynią się do powstania nowych, trwałych miejsc pracy. – Pewne jest tylko to, że zwiększy się zainteresowanie przedsiębiorców urzędami pracy, bo naturalne jest, że tam, gdzie pojawiają się pieniądze, zjawia się również biznes – uważa Jerzy Bartnicki, dyrektor PUP w Kwidzynie. Ale część się rozczaruje. – Bo w naszym przypadku możemy zrefundować pracodawcom utworzenie zaledwie 6 miejsc pracy, w tym 2 dla osób w wiku 30 lat i mniej oraz dla 4 osób w wieku 50 i więcej lat– informuje Bartnicki.
Podobnie jest w innych urzędach. – Otrzymaliśmy dodatkowe środki na refundację kosztów stworzenia lub doposażenia tylko 16 stanowisk pracy – ujawnia Irena Lebiedzińska, zastępca dyrektora PUP w Opolu.
Pośredniaki będą jednak mogły wydawać dużo więcej na m.in. staże dla bezrobotnych. Tyle tylko, że nie wiadomo, czy po ich zakończeniu pracodawcy zatrudnią byłych praktykantów – twierdzą zgodnie dyrektorzy urzędów pracy. Można się raczej spodziewać, że ubiegać się będą tylko o nowych stażystów, bo jest to darmowa siła robocza, gdyż stypendia fundują stażystom urzędy pracy.
W przyszłości ofert pracy może być jeszcze mniej, ponieważ pracodawcy mogą tracić zamówienia na oferowane przez nich wyroby czy usługi, bo eksperci nie mają już wątpliwości, że szybko nie da się powstrzymać pogarszania się koniunktury gospodarczej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama