Senatorowie proponują likwidację etatów związkowych. Działacze podchodzą do tego z rezerwą.
Związkowcy tłumaczą propozycję senatorów chęcią wywarcia na nich presji w związku z referendum w sprawie zrównania wieku emerytalnego.
– Związki powinny być niezależne, także jeśli chodzi o finanse. Niech działają jak stowarzyszenia – mówi senator Jan Filip Libicki.
Podkreśla, że zakładowe organizacje powinny być transparentne, a pensje działaczy – jawne. Liczy na współpracę ekspertów, w tym np. prof. Leszka Balcerowicza.

Liczba etatów związkowych jest uzależniona od siły organizacji związkowej działającej w zakładzie

Związkowcy nie biorą jednak poważnie tych zapowiedzi. Ich zdaniem mają one na celu wywarcie presji przed decydującą batalią o przedłużenie wieku emerytalnego
– Związki działały, gdy władza do nas strzelała i zamykała w więzieniach, więc będą działały także wtedy, gdy nie otrzymają pieniędzy od pracodawcy. Tylko ktoś pracę związkową będzie musiał przejąć – mówi Sławomir Wręga z Fowum Związków Zawodowych (FZZ), od 15 lat etatowy działacz związkowy.
Zasady zwalniania związkowców z obowiązku świadczenia pracy na okres kadencji określa ustawa o związkach zawodowych. Zgodnie z nią zwolnienie od pracy przysługuje częściowo jednemu pracownikowi w miesięcznym wymiarze godzin równym liczbie członków zatrudnionych w zakładzie pracy, gdy ich liczba jest mniejsza od 150.
Jeden pełen etat związek zyskuje, gdy liczy od 150 do 500 członków zatrudnionych w zakładzie pracy. Kolejne etaty związkowe przypadają po osiągnięciu kolejnych ustawowych progów liczebności danej organizacji.
Jednak dla pracodawców najbardziej uciążliwe są doraźne zwolnienia na prowadzenie bieżącej działalności związkowej. Szczególnie w firmach, gdzie działa dużo niewielkich związków. Działacz na etacie związkowym nie otrzymuje specjalnej pensji negocjowanej z pracodawcą. Wypłaca mu się po prostu wynagrodzenie, jakie otrzymywałby na pierwotnym etacie, przed oddelegowaniem do pracy związkowej.
– Jestem przeciwnikiem całkowitej likwidacji tzw. związkowych etatów. Takie rozwiązanie mogłoby w polskich warunkach sparaliżować działalność związków – uważa prof. Jerzy Wratny z Uczelni Łazarskiego.
Podkreśla, że związki są słabe, biedne i nie będą w stanie płacić pensji swoim działaczom. Jego zdaniem można jednak rozmawiać o liczbie etatów, jakie finansuje pracodawca, bo w pewnych sytuacjach mogą być one zbyt kosztowne.
– Trzeba pamiętać, że obecne rozwiązania dotyczące finansowania związków zawodowych przez pracodawców nie są narzucone przez UE, Międzynarodową Organizację Pracy czy konwencje międzynarodowe – dodaje prof. Wratny.