Dziś już nikt nie ma wątpliwości, że koronawirus odciśnie piętno na światowej gospodarce. Ale nie wszyscy zostaną doświadczeni tak samo. Typową recesję mocniej odczuwają mężczyźni, tym razem wszystko wskazuje na to, że większą część kosztów poniosą kobiety. Dlaczego?
/>
Odpowiedź daje badanie Matthiasa Doepkego z Northwestern University – zaraza mocniej uderza w branże, które są zdominowane przez kobiety, zaś zamknięcie szkół i przedszkoli sprawia, że opieka nad dziećmi oraz przymus domowej edukacji stały się dla mam de facto kolejnym, bezpłatnym, etatem.
Zarówno w czasie kryzysu gospodarczego z 2008 r., jak i podczas poprzednich krachów to mężczyźni częściej wypadali z rynku pracy. Po pierwsze, relatywnie więcej pracuje ich w branżach, w które standardowa recesja dotkliwiej uderza – np. w Polsce w budownictwie ponad 90 proc. zatrudnionych to mężczyźni (w usługach, które są bardziej odporne na klasyczne zawirowania, dominują zaś kobiety). Po drugie, jeżeli jeden z małżonków już stracił zatrudnienie, to drugi zwiększał aktywność na rynku – to tzw. mechanizm ubezpieczenia w rodzinie. Choć wydawałoby się, że w takim samym stopniu dotyczy kobiet co mężczyzn, to z badań wynika, że częściej reagują na niego panie. Powód jest prosty: kobiety są średnio mniej aktywne na rynku pracy, łatwiej im się dostosować do nowych warunków, np. przejść z połowy etatu na cały.
/>
Ale teraz nic zwykłe nie jest. Jeżeli chcemy wskazać branże, które na pandemii stracą najbardziej, powinniśmy uwzględnić dwa czynniki. Pierwszy: jaki wpływ na popyt na daną pracę ma to, że zostajemy w domu? Zapotrzebowanie na sprzedawców nie spadnie, ale osoby z branży turystycznej czy gastronomicznej (80 proc. zatrudnionych to kobiety) będą mocno poturbowane. Drugi: czy daną pracę da się wykonywać zdalnie? Z pewnością nie ucierpią programiści, którzy nawet w zwykłych czasach blisko 70 proc. zadań wykonują na odległość, ale już kosmetyczki i fryzjerki na telepracę przejść nie mogą. Doepke uporządkował zawody według tych kryteriów. Okazało się, że w USA blisko 24 proc. mężczyzn ma zajęcia, na które popyt w czasie pandemii spaść nie powinien, kobiety – zaledwie 17 proc. Dodatkowo 28 proc. mężczyzn wykonuje prace, które da się łatwo przenieść do domowego biura, kobiety – jedynie 22 proc.
Co więcej, jak szacuje UNESCO, ponad 1,5 mld dzieci na świecie już przeszło w tryb domowej edukacji. Wraz z zamknięciem szkół oraz przedszkoli popyt na opiekę nad nimi dramatycznie wzrósł. A skoro babcie i dziadkowie są w grupie podwyższonego ryzyka zachorowania na COVID-19, to nie mogą być naturalnym w podobnej sytuacji wsparciem. Rodzice nie mają więc innego wyjścia, jak tylko sami zająć się pociechami.
Podział obowiązków daleki jest od równości. Badanie Fabiana Kindermanna (Uniwersytet w Ratyzbonie) oraz Matthiasa Doepkego pokazuje, że nawet wyjątkowo zaangażowani norwescy ojcowie wykonują tylko 40 proc. obowiązków związanych z wychowaniem dzieci; dla porównania polscy ojcowie – 28 proc. Nie da się tego wytłumaczyć tym, że mamy częściej przedkładają rodzinę nad karierę i zostają w domu. Nawet w gospodarstwach, w których oboje rodzice pracują na pełen etat, mamy wykonują średnio 60 proc. obowiązków wychowawczych.
Wiele z nich wypadnie z rynku. Nawet jeżeli uda im się pogodzić pracę zdalną z domową edukacją i odwiecznym dziecięcym „mamo, nudzi mi się”, próżno łudzić się, że odbędzie się to bez strat dla ich produktywności, a co za tym idzie, szans na awans i rozwój zawodowy. Zamknięcie szkół i przedszkoli zmniejsza także poziom finansowego bezpieczeństwa rodziny. Skoro ktoś musi zająć się dziećmi, to mniej miejsca pozostaje na wzrost aktywności na rynku pracy. W jeszcze trudniejszej sytuacji są samotne matki, czyli w Polsce co piąta rodzina z dziećmi na utrzymaniu.
Chociaż w krótkim okresie sytuacja kobiet nie rysuje się w różowych barwach, to w długim okresie koronawirusowa zawierucha może sprzyjać równości na rynku pracy. Po pierwsze, wzrośnie elastyczność. Wiele z firm na niespotykaną wcześniej skalę umożliwia teraz pracę zdalną. Jeżeli część z tych rozwiązań utrzyma się po krachu, to kobietom będzie łatwiej łączyć karierę z obowiązkami opiekuńczymi. Po drugie, zmieniają się przyjęte normy zachowań. Badania dotyczące urlopów ojcowskich pozwalają mieć nadzieję, że czas, który spędzą ojcowie z dziećmi dziś, przełoży się na ich większe zaangażowanie w obowiązki wychowawcze w przyszłości.