W tym roku oprócz kontynuowania misji m.in. w Iraku czy Afganistanie ponad 1 tys. żołnierzy musimy wystawić do Europejskiej Grupy Bojowej, a w przyszłym roku ok. 4 tys. do sił szybkiego reagowania NATO. Będzie trudno.
Do Iraku może pojechać nawet 350 żołnierzy i pracowników wojska. Jeszcze w pierwszej połowie 2018 r. limit wynosił 150 osób. Zwiększono go w lipcu 2018 r. „Polski Kontyngent Wojskowy w Republice Iraku, Jordańskim Królestwie Haszymidzkim, Państwie Katar oraz Państwie Kuwejt (PKW IRAK) o liczebności do 350 żołnierzy i pracowników zostanie użyty (…) w celu udziału w akcji zapobieżenia aktom terroryzmu lub ich skutkom” – można też przeczytać w postanowieniu prezydenta z 29 grudnia 2018 r.
Zgodnie z tym dokumentem do Afganistanu w ramach natowskiej misji Resolute Support będziemy mogli wysłać 400 żołnierzy i pracowników wojska, do Rumunii i Bułgarii (wzmacnianie wschodniej flanki NATO) do 250, a Polski Kontyngent Wojskowy w operacji wojskowej UE na południu Morza Śródziemnego (kryptonim Sophia) może liczyć do 120 osób. Do tego dochodzi nasza obecność na Łotwie i na Bałkanach. W sumie w tych kontyngentach może brać udział ok. 1,5 tys. żołnierzy. Do takiego wysiłku Wojsko Polskie jest przyzwyczajone.
Ale od 1 lipca 2019 r. będziemy tworzyć trzon Europejskiej Grupy Bojowej. To inicjatywa unijna. Państwa tworzące grupę zmieniają się co pół roku. Choć organizujemy ją wspólne z krajami Grupy Wyszehradzkiej, to większość sił będzie z Polski. – To będzie grubo ponad tysiąc żołnierzy. Oni muszą być w gotowości do użycia z pełnymi zapasami, szczepieniami i środkami transportu – mówi gen. Mieczysław Gocuł, były szef Sztabu Generalnego WP. Mimo że nasz dyżur będzie trwał od 1 lipca do końca grudnia 2019 r., to przez kolejnych sześć miesięcy te siły wciąż będą musiały być w gotowości.
To oznacza, że nie mogą wchodzić w skład natowskich oddziałów szybkiego reagowania (Very High Readiness Joint Task Force, VJTF). A przez cały rok 2020 Polska będzie dla nich „państwem ramowym”. Musi być w stanie wystawić w ciągu 72 godzin batalion czołgowy (58 sztuk) i trzy bataliony wojska (już nie pancerne) w ciągu dwóch tygodni. Wraz z jednostkami wsparcia bojowego i zabezpieczenia logistycznego (m.in. śmigłowców bojowych, których wystarczającej liczby nie mamy) oraz, co istotne, wraz z rozbudowanym dowództwem. To olbrzymi wysiłek. Nawet jeśli wspomogą nas sojusznicy (VJTF to 5–7 tys. żołnierzy), będzie to prawie 4 tys. żołnierzy znad Wisły.
– W pełnej gotowości musi być ok. 6 tys. żołnierzy. Nie poradzimy sobie z tym. Brakuje młodszych oficerów. Wycięto kadrę wyższą, potem zassano młodszych oficerów i na dole jest luka. Wojska operacyjne zostały też ogołocone przez tworzenie obrony terytorialnej. To nie będą zgrane bataliony, to będzie musiało być pospolite ruszenie całego wojska, taka zbieranina z różnych oddziałów – przewiduje Gocuł. – VJTF i grupa bojowa nie były priorytetem dla kierownictwa MON. A przyjęcie tych zobowiązań wynika ze szczytów NATO w Newport i Warszawie. Teraz już wiele z tym nie zrobimy, jest mało czasu. Nie trzeba było zwalniać kadry. Nie traktujemy poważnie naszych zobowiązań sojuszniczych. W 2010 r. dokonano profesjonalizacji wojska, ale nie jesteśmy w stanie wystawić dwóch brygad w pełnej gotowości – dodaje generał.
Jak pokazują doświadczenia innych państw, nawet jeśli odpowiednią liczbę żołnierzy pomogą nam wystawić sojusznicy, to poszczególne bataliony powinny być zgrane i dlatego tworzone przez żołnierzy z tego samego kraju, a najlepiej na co dzień działających razem.
Bardziej optymistycznie sprawę widzi Paweł Soloch, szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. – Objęcie dowodzenia szpicą świadczy o tym, że Polska gra w wysokiej lidze w NATO. Wcześniej szpicą dowodziły takie państwa jak Hiszpania, Wielka Brytania, Włochy, a w 2019 r. rolę tę odgrywają Niemcy. Takie zacieśnianie i rozwijanie współpracy z sojusznikami to jeden z fundamentów naszej polityki bezpieczeństwa i traktujemy to priorytetowo – wyjaśnia minister. – Jesteśmy przygotowani. To nie jest zaskoczenie, lecz wynik długoterminowego planowania w Sztabie Generalnym i MON. W tym roku odpowiednie siły będą już gotowe do przejęcia dowodzenia. Polskie wojsko ma tu doświadczenie – wcześniej dyżur w siłach odpowiedzi NATO pełniły polskie Wojska Specjalne – dodaje.
O tym, kto ma rację, będzie można się przekonać w przyszłym roku podczas cyklicznego ćwiczenia Wojska Polskiego Anakonda. W 2016 r. wzięło w nim udział ponad 30 tys. żołnierzy, za rok ma być ich jeszcze więcej. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że na tych ćwiczeniach bardzo mocno swoją obecność zaznaczą Amerykanie. Mowa nawet o dywizji (ponad 10 tys. żołnierzy amerykańskich), choć wydaje się to mało prawdopodobne.
ok. 1,5 tys. żołnierzy może maksymalnie wyjechać w 2019 r. na „stare” misje, jak Irak, Afganistan czy Kosowo
ponad 1 tys. żołnierzy będzie potrzebnych do współtworzenia Europejskiej Grupy Bojowej od pierwszego lipca 2019 r.
prawie 4 tys. żołnierzy będzie wysłanych do współtworzenia Sił Szybkiego Reagowania NATO w 2020 r.