Rynku pracownika - w pełnym rozumieniu tego określenia - nie ma , ale wraz z upływem czasu może nadejść - ocenił w rozmowie z PAP ekspert ekonomiczny Pracodawców Rzeczpospolitej Polskiej Łukasz Kozłowski. Dodał, że jest to raczej perspektywa roku 2018 niż bieżącego.

"Sądzę, że do końca tego roku zauważymy pewną reakcję dynamiki wynagrodzeń na zjawiska inflacyjne. Dlatego nominalne tempo wzrostu płac może się podnieść. Kwestia pojawienia się dynamiki płacowej dodatkowo ciągnionej przez silny wzrost siły przetargowej pracowników na rynku pracy to raczej perspektywa roku 2018 niż bieżącego" - ocenił ekspert Pracodawców RP.

Komentując czwartkowe dane GUS ekspert podkreślił, iż dla pracodawców wyniki te oznaczają "że w odniesieniu do realnej dynamiki wzrostu wynagrodzenia jeszcze nie pojawiła się presja płacowa związana z reakcją na rosnącą od kilku miesięcy inflację, ponieważ tempo wzrostu wynagrodzeń jest dosyć stabilne".

Według czwartkowych danych GUS przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw w kwietniu wzrosło rok do roku o 4,1 proc., a zatrudnienie wzrosło o 4,6 proc.

"De facto wciąż mamy do czynienia ze +sztywnościami nominalnymi+, które nie zostają na rynku pracy przełamane, (...) mimo niskiego bezrobocia i coraz pełniejszego wykorzystania zasobów pracy. Nie mamy jeszcze do czynienia ze wzmożoną presją płacową napędzaną przez zjawiska inflacyjne. A zatem spiralą oczekiwań i roszczeń płacowych z tym związanych, lub przynajmniej oczekiwania te do tej pory są na tyle słabe, że nie przekładają się na realne efekty w ramach negocjacji płacowych" - zaznaczył rozmówca PAP.

Zdaniem Kozłowskiego, można jednak oczekiwać, że prędzej czy później przy utrzymującej się dodatniej dynamice wskaźnika inflacji takie zjawisko zapewne nastąpi, co będzie motorem szybszego wzrostu płac nominalnych.

Ekspert zauważył też, że w sytuacji, gdy bezrobocie spada poniżej "naturalnej stopy bezrobocia" to nieuchronne jest pojawienie się "efektu drugiej rundy". "Czyli zjawiska czystej inflacji płacowej, co będzie wywierać istotną presję na działalność firm, bądź konieczność istotniejszego podnoszenia cen sprzedawanych przez nie towarów i usług z uwagi na pewną presję na ich wynik finansowy w związku z rosnącymi kosztami prowadzonej przez nie działalności" - wskazał Kozłowski.

Ekspert odniósł się też do dynamiki zatrudnienia, ocenił, że utrzymuje się ona na stosunkowo wysokim poziomie. "Jest to naprawdę dobry wynik, który mocno różni się względem danych z badań aktywności ekonomicznej ludności, które pokazują, że dynamika wzrostu zatrudnienia w całej gospodarce zaczyna spowalniać. Tymczasem w analizowanym przez GUS sektorze przedsiębiorstw, który dotyczy ok. 6 mln zatrudnionych, sytuacja wygląda zupełnie inaczej".

Jak zaznaczył, jest to "ciągnionym efektem" rewizji klasy i wielkości badanych przedsiębiorstw, która nastąpiła na początku br. Będzie to, jego zdaniem, podbijać w górę dynamikę do końca tego roku. "Jest to też wynik pewnego strukturalnego przesunięcia w polskiej gospodarce - rosnącej roli przemysłu i udziału zatrudnienia w przemyśle, które pełniej jest ujmowane w statystykach zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw. Te dane można też interpretować jako świadczące o tym, że sytuacja na rynku pracy pozostaje korzystna i nadal się poprawia" - ocenił.

Ekspert zwrócił uwagę, że zatrudnienie wciąż rośnie, ale patrząc na dane płacowe nie widzimy mocnego przyspieszenia. "Realnie płace rosną dużo wolniej niż kilka miesięcy temu. Wynika to z tego, że inflacja jest dużo wyższa niż kilka miesięcy temu. Widać, że jeszcze nie mamy rynku pracownika w pełnym tego słowa rozumieniu".

Kozłowski dodał, że choć pracodawcy zmagają się już teraz ze znacznymi barierami, jeśli chodzi o możliwości pozyskania pracowników, to ich pozycja przetargowa nie jest jeszcze wystarczająco silna. "Jest coraz mniej osób, które pracy poszukują, są dostępne na rynku i pracodawcy mogą ich zatrudnić, ale mimo wszystko nie oznacza to, że pozycja pracowników w obecnym momencie jest na tyle silna, by mogli liczyć na dynamiczny wzrost wynagrodzeń i stałą, bardzo szybką poprawę warunków płacowych w zakresie oferowanych im wynagrodzeń" - powiedział.

Jego zdaniem, może to po części wynikać także z tego, że niska stopa bezrobocia nie jest wyłącznie pochodną wzrostu zatrudnienia jako takiego, lecz również umiarkowanego ograniczenia aktywności zawodowej, co również przekłada się na obniżenie poziomu bezrobocia. "Świadczy to o tym, że niskie bezrobocie nie oddaje w pełni sytuacji na rynku pracy" - wskazał.

"To może być odczytywane jako umiarkowanie pozytywny sygnał świadczący o tym, że możliwości dalszej poprawy koniunktury na rynku pracy nie zostały jeszcze wyczerpane. Wciąż znajdujemy się w takiej fazie cyklu koniunkturalnego, kiedy rynek jest przegrzany. Wciąż widać potencjał do jego dalszego wzrostu" - ocenił Kozłowski.

Jak podkreślił ekspert Pracodawców RP, "rynku pracownika w pełnym rozumieniu tego określenia nie ma, ale wraz z upływem czasu może on nadejść". "Sądzę, że do końca tego roku zauważymy pewną reakcję dynamiki wynagrodzeń na zjawiska inflacyjne. Dlatego nominalne tempo wzrostu płac może się podnieść. Kwestia pojawienia się dynamiki płacowej dodatkowo ciągnionej przez silny wzrost siły przetargowej pracowników na rynku pracy to raczej perspektywa roku 2018 niż bieżącego" - ocenił.