Wśród konsumentów nie przybywa optymistów, co hamuje tempo wychodzenia gospodarki z dołka.
/>
To, jak oceniamy swoją bieżącą sytuację i jakie są nasze prognozy, ma znaczenie dla jednego z głównych motorów gospodarczego wzrostu, czyli konsumpcji prywatnej. Nastroje mają bezpośrednie przełożenie na decyzje, czy będziemy chętniej wydawać pieniądze w sklepach, czy raczej oszczędzać na czarną godzinę. Większy popyt prowadzi do wzrostu gospodarczego. Ale gdy konsument kilka razy ogląda każdą złotówkę, zanim ją wyda, popytowy silnik krztusi się, co może prowadzić do gospodarczego zastoju.
Konsumpcja dostanie zadyszki
Najnowsze badania koniunktury konsumenckiej, publikowane przez GUS, wskazują, że obecnie jest lepiej niż wiosną, gdy gospodarka była zamrożona, a niepewność powszechna. Ale jest też dużo gorzej niż przed pandemią i – co gorsza – przestało się poprawiać. Bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej we wrześniu wyniósł minus 15 pkt. I był nieznacznie tylko lepszy niż w sierpniu (minus 15,2 pkt).
GUS na potrzeby badania przepytuje ponad 1100 osób. Na podstawie udzielanych odpowiedzi dzieli tę grupę na pesymistów i optymistów. Wskaźnik to procentowa przewaga jednych nad drugimi. Jeśli jest ujemny, to znaczy, że pesymistów jest więcej. Ta grupa nieco się zmniejszyła, ale jest dużo bardziej liczna niż przed wybuchem pandemii, kiedy to przewagę mieli optymiści.
Głębokie pogorszenie nastrojów wiosną (spadek wskaźnika do minus 36,4 pkt w kwietniu) zapowiadało załamanie sprzedaży detalicznej (tąpnięcie o 23 proc.) i – w efekcie – spadek konsumpcji prywatnej w II kwartale (o 10,9 proc.). Po odmrożeniu gospodarki, w lecie, nastąpiło mocne odreagowanie. W lipcu indeks koniunktury wzrósł do minus 13,4 pkt. W tym samym miesiącu po raz pierwszy po czterech miesiącach spadków sprzedaż detaliczna zwiększyła się o 3 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem poprzedniego roku.
Fakt, że nastroje konsumenckie przestały się poprawiać, oznacza, iż i konsumpcja dostanie zadyszki. To zresztą już widać, bo sierpniowa sprzedaż detaliczna była nieznacznie mniejsza od lipcowej i tylko o 0,5 proc. większa niż przed rokiem.
– Sektor gospodarstw domowych szybko się odmroził po zniesieniu lockdownu, co podbiło konsumpcję i produkcję. Ale jednak bezrobocie będzie wyższe, wzrost płac wyhamuje. Powrót do komfortowej sytuacji sprzed pandemii, gdy był duży popyt na pracę, a pensje szybko rosły, nie będzie szybki. Załamania bym się nie spodziewał, ale hurraoptymizm też się chyba właśnie skończył – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Odrobiona połowa strat
Widać, że na konsumenckich nastrojach nadal kładzie się cieniem COVID-19. I nawet nie strach przed utratą pracy spędza ludziom sen z powiek (choć takie obawy ma co piąty wśród pracujących respondentów). Konsumenci przede wszystkim nadal boją się o swoje zdrowie (70 proc. pytanych) i zakładają, że w wyniku pandemii cała polska gospodarka może jeszcze ucierpieć. 50,8 proc. uważa, że pandemia stanowi dla gospodarki poważne zagrożenie, kolejne 42,2 proc. – że umiarkowane.
– Tak naprawdę udało nam się odrobić ledwie połowę strat wywołanych pandemią. I teraz mamy stabilizację. Taki scenariusz wydawał się zresztą najbardziej prawdopodobny – czyli odbicie bardziej w kształcie znaku pierwiastka, niż litery V. Po tak dużym załamaniu trudno oczekiwać, że ta koniunktura szybko powróci na wcześniejszy poziom – mówi Grzegorz Maliszewski.
I dodaje, że teraz trzeba trzymać kciuki za to, żeby konsumpcja zachowała ten swój stabilny, choć niewielki wzrost. Bo to głównie ona będzie ciągnąć całą gospodarkę. Na wzrost inwestycji raczej nie ma dużych szans, przedsiębiorcy niechętnie rozpoczynają nowe projekty ze względu na utrzymującą się dużą niepewność. Widać to już w danych o produkcji budowlanej: budowy dróg i mostów stanęły, produkcja w tym segmencie w sierpniu była o ponad 17 proc. mniejsza niż rok temu.
Wielkość sprzedaży ma duże znaczenie dla bud żetu, a konkretnie dla wpływów z VAT. I to też widać w budżetowej statystyce: sierpień to ok. 3 mld zł nadwyżki w państwowej kasie, głównie dzięki wysokim wpływom z podatku od towarów i usług od transakcji zawieranych w lipcu. W sumie VAT zapewnił ok. 18 mld zł w porównaniu do ok. 15 mld zł w sierpniu 2019 r. Ekonomistom banku PKO BP dało to asumpt do optymistycznych prognoz dla wykonania budżetu w całym roku. Ich zdaniem deficyt nie przekroczy 100 mld zł, czyli będzie poniżej limitu z ustawy (109,3 mld zł).