Strach przed wypełnianiem PIT wynika z braku wiedzy o przepisach - twierdzi Dariusz Duma, założyciel i prezes zarządu Chiltern Consultancy International Polska.
Rozliczył pan swój PIT? [rozmowa z 25 kwietnia – red.]
No właśnie nie, choć księgowa kilkakrotnie mi o tym przypominała.
Dlaczego pan, podobnie jak całe rzesze Polaków, czeka na ostatnią chwilę z rozliczeniem?
Jako człowiek czynu nie znoszę papierów. To dotyczy wielu ludzi, zwłaszcza aktywnych liderów, sprzedawców czy marketingowców. A to, co trudne i stresujące, ludzie załatwiają na dwa sposoby – szybko, by mieć coś z głowy, albo na ostatnią chwilę, jak wizytę u dentysty. Poza tym podatek przypomina nam o tym, ile oddajemy państwu. Istnieje coś takiego jak Dzień Wolności Podatkowej, wypadający w Polsce zazwyczaj w połowie czerwca lub na początku lipca. To taki wyjątkowy dzień w roku, w którym łączny dochód podatnika od początku roku zrównuje się ze zobowiązaniami podatkowymi na ten rok. Można więc powiedzieć, że od tego dnia obywatele symbolicznie przestają płacić państwu, a zaczynają zarabiać.
Czyli papierologia i złe skojarzenia. A nie jest też tak, że wypełniając deklarację podatkową, w pewien sposób obnażamy się przed aparatem urzędniczym i to nas frustruje?
PIT raczej jest podsumowaniem tego, co państwo i tak już o nas wie. Gdyby ktoś nie przesłał PIT, państwo i tak jest w stanie wszystko wykazać. Sprawność instytucji skarbowych i wykorzystywanych przez nie systemów informatycznych rośnie, a do ustalenia większości informacji wystarczy numer NIP. Moim zdaniem problem leży gdzie indziej. Rozliczanie PIT to frustrujący moment konfrontacji z tym, że nie mamy pojęcia o wypełnianiu rubryczek. Jest to kontakt z tym, czego nie lubimy oraz czego do bólu nie umiemy.
Ale przecież mamy system e-Deklaracji, który znacznie uprościł wypełnienie PIT. Możemy też przynieść dokumenty do naszego banku, który za nas wypełni deklarację...
Niestety, większość osób demonizuje kwestię rozliczania PIT. Znam ludzi, którzy nie lubią nawet robić przelewów internetowych. W dodatku media trochę nakręcają to poczucie, jak skomplikowana jest ta czynność. Podatnicy nie mają poczucia, że są wystarczająco kompetentni w tym temacie. Ale z drugiej strony jest spore grono osób, które nie rozumieją tekstu w gazecie, a co dopiero w dokumentacji PIT. Wystarczy popytać na ulicy o takie słowa jak przychód, dochód, koszty, zobowiązania i zobaczyć, ilu zapytanych rozumie różnice między nimi.
Część winy ponoszą pracodawcy, którzy też zwlekają z przesłaniem PIT pracownikom. Dotyczy to szczególnie osób, które w ciągu roku wielokrotnie pracowały na umowach-zleceniach albo umowach o dzieło. A nie mając podstawy do rozliczenia, nie mają jak wywiązać się ze swoich obowiązków wobec skarbówki.
Oczywiście pracodawca musi przesłać PIT odpowiednio wcześniej. Ale nie wszyscy są mistrzami trzymania dokumentów. Jeśli mają po kilka, kilkanaście umów-zleceń w ciągu roku, to stosunkowo łatwo zapomnieć o którejś z nich. A często mają podobne obawy w kontaktach z aparatem urzędniczym co zwykły podatnik. Trzeba się bowiem wykazać w dziedzinie, na której niekoniecznie wszyscy się znają.
Czy ta relacja polegająca na niechęci między urzędami skarbowymi a podatnikami to tylko polska specyfika?
To jest pochodna postkomuny. W polskich urzędach można jednak dostrzec zmiany, zgodnie z którymi podatnik jest traktowany jako klient, a nie petent. To z niego żyje urząd, więc należy mu pomóc, a nie represjonować. Ale taka zmiana może trwać latami, choć w krajach zachodnich już dawno to opanowano. W krajach takich jak Holandia, Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone nie ma wątków walki czy represji. Tam podatnik jest otoczony kompleksowym serwisem, a urzędnicy są nastawieni, że pracują w biznesie polegającym na ściąganiu podatków.
W jakim kierunku zmierzamy? Czy w stronę modelu partnerskiego wzorem państw zachodnich, czy raczej petryfikacji obecnego stanu niechęci i braku zaufania?
Zmierzamy raczej w dobrą stronę, choć bardzo powoli. Trudno jest zmienić mentalność ludzi. Pytanie, kto idzie do pracy do urzędu skarbowego, jakie są motywacje, czego się uczą. Niestety, prawda jest taka, że młodzi uczą się od starych, więc pytanie, skąd mają czerpać te najlepsze wzorce.