Od czasów młodości słynnego historyka prawa praktyka sądowa bardzo się zmieniła. On sam nie był raczej przekonany, że zawsze na lepsze.

Profesor Rafał Taubenschlag to dla nauki i kultury postać ikoniczna. W Tel Awiwie funkcjonuje The Taubenschlag Institute of Criminal Law. W byłym mieszkaniu profesora w kampusie Uniwersytetu Warszawskiego mieści się biblioteka romanistyczno-papirologiczna nosząca jego imię. Na UW działa również Fundacja im. Rafała Taubenschlaga, wydająca opiniotwórcze pismo „Journal of Juristic Papyrology” oraz monografie poświęcone papirologii i starożytnym prawom greckim. W Przemyślu, gdzie się urodził, na murze ratusza umieszczono tablicę wymieniającą najwybitniejszych obywateli miasta. Widnieje na niej jego nazwisko. Nie powstała natomiast dotychczas monografia, w której zostałyby opisane dokonania oraz burzliwe losy słynnego polskiego romanisty, chociaż poświęcono mu mnóstwo panegirycznych notatek i biogramów. Ich autorzy zwykle pomijają jedno z najważniejszych źródeł do badań nad jego życiorysem.

Mowa o wspomnieniach, których maszynopis jest przechowywany w archiwum Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Obejmują one okres, który rozpoczyna się w latach dziecięcych autora, a kończy na jego powrocie do kraju po kilkuletniej emigracyjnej tułaczce w roku 1947. Rafał Taubenschlag opisał swoje dzieciństwo i młodość, etapy budowania naukowej pozycji, a także relacje z ludźmi reprezentującymi najprzeróżniejsze środowiska. Poruszył liczne wątki pośrednio związane z uniwersytecką karierą. Warto przypomnieć jeden z nich. Otóż jako świeżo upieczony absolwent studiów prawniczych Uniwersytetu Jagiellońskiego autor odbył w roku 1905 r. praktyki w krakowskim sądzie powiatowym. We wspomnieniach powrócił do tamtych czasów i odmalował niepowtarzalny klimat panujący w galicyjskich przybytkach cesarsko-królewskiego wymiaru sprawiedliwości.

U sędziego Górskiego

Taubenschlag odnotował kilka z głośnych historii, których bohaterem był jego opiekun – sędzia Górski. Jedna z nich dotyczyła studenta oskarżonego o obrazę władzy. W pamiętnikach czytamy: „Policjant zatrzymał go, ponieważ na zapytanie, gdzie mieszka, odpowiedział: «W d…». Prokurator Truskolaski oskarżył go o podanie fałszywego miejsca zamieszkania”. Górski podjął wtedy polemikę z prokuratorem. Sędzia zakwestionował zasadność aktu oskarżenia, tłumacząc, że student podał „nie obecne, ale dawne miejsce zamieszkania”. Celu (wygaszenie procesu) nie udało mu się jednak osiągnąć. Prokurator zmienił kwalifikację czynu i ponownie oskarżył młodego człowieka. Wtedy Górski zwrócił się do studenta: „Widzi Pan, mamy głupią ustawę i muszę Pana posadzić na trzy dni do aresztu”. Spotkał się z pełnym zrozumieniem oskarżonego. „Ależ ja chętnie odsiedzę te trzy dni aresztu! – ochoczo zadeklarował student. – Ponieważ jednak przygotowuję się do egzaminu, proszę o odroczenie mi na okres po feriach”. „Z całą przyjemnością – odparł sędzia – ale proszę mi powiedzieć, gdzie Pan będzie w tym okresie mieszkał?”. „W moim dawnym miejscu zamieszkania” – usłyszał w odpowiedzi.

Innym razem stawiła się w sądzie kobiecina oskarżona o włóczęgostwo. „Znowu tu jesteś? Znowu żebrałaś?” – spytał Górski. „A cóż miałam robić?” – padła odpowiedź. „Przecież wiesz że nie wolno żebrać” – surowo kontynuował sędzia. „A cóż miałam zdechnąć z głodu?” – odrzekła oskarżona. „To ci wolno” – odrzekł Górski. – „Na to ustawa pozwala”. Następnie ogłosił: „W imieniu Jego Cesarskiej Mości będziesz siedziała trzy dni w kozie. Jako okoliczności łagodzące powołuje sąd twoje nienaganne życie…”. Zaskoczona kobieta wykrzyknęła: „Nienaganne życie? Ależ ja byłam 120 razy karana!”. „Stul pysk” – krzyknął Górski. „Jak sąd mówi, że masz nienaganne życie, to masz nienaganne życie, a poza tym istnieje możliwość poprawy. Fakt, że masz troje dzieci…”. W tym miejscu znowu włączyła się oskarżona: „Ależ ja nie mam żadnych dzieci…”. „Ale możesz mieć…” – skwitował chłodno Górski, po czym przytoczył kolejne „okoliczności łagodzące”. Na koniec zaś wymierzył kobiecie najniższą karę.

Na rozprawie również oskarżonej o włóczęgostwo i żebractwo staruszki wysoki sąd pokusił się o mały wykład natury filozoficzno-społecznej. Górski oświadczył wtedy postawionej przed nim kobiecie: „Jeśli nie możesz pracować, to możesz iść do domu pracy przymusowej, którego u nas nie ma. Możesz też iść do domu starców, którego u nas nie ma, i do różnych innych domów, których u nas nie ma. Teraz jednak idź do aresztu, w którym przesiedzisz parę dni, bo taki dom mamy”. Salomonowy wyrok pozwolił nieszczęśliwej kobiecie spędzić kilka dni pod dachem.

U sędziego Czarneckiego

Sporo napatrzył się Taubenschlag również u sędziego Czarneckiego. Po latach scharakteryzował go słowami: „wielki ekscentryk, o którym krążyły niezliczone anegdoty”. Ze słyszenia przytoczył następującą: „Opowiadano sobie na przykład, że kiedy pewnego razu znudziło go przemówienie adwokata, podszedł do okna i począł palcami bębnić w szybę, a gdy adwokat przerwał mowę i prosił go, by zajął swe miejsce i wysłuchał jego przemówienia, zażądał, by mu pokazano przepis ustawy, który nakazuje sędziemu słuchania głupich mów adwokackich”. Na tym nie koniec. „Innym razem – pisze autor wspomnień – miał znów uzasadnić wyrok tym, że odmawia oskarżenia, ponieważ oskarżyciel jest rudym Żydem, a on żadnemu rudemu Żydowi nie wierzy”. Ze zwierzchnością Czarnecki się nie liczył. „Mówiono też, że wyprosił kiedyś z sali przewodniczącego sądu, który przyszedł przysłuchiwać się rozprawie, motywując, że sala jest przeznaczona dla publiczności, a przewodniczący do niej nie należy”.

Taubenschlag żył długo, przeto się mógł przyglądać budowaniu sądownictwa w okresie pierwszych lat niepodległego państwa polskiego, a następnie ze zgrozą obserwował procesy „defaszyzacji” życia publicznego w latach 40. i 50. XX w. Wtedy nie było mu już do śmiechu

Najciekawsza jest jednak sprawa o znieważenie, której Taubenschlag był świadkiem i która rozegrała się przed tym właśnie sędzią. Otóż „prostytutka A. oskarżyła prostytutkę B. o obrazę czci, ponieważ ta nazwała ją k…”. Akt oskarżenia został przyjęty i wyznaczonego dnia obie panie stawiły się w sądzie. „Pierwsza przybyła na rozprawę ubrana w eleganckie futro. Czarnecki kazał jej usiąść, zapytał o jej personalia i zawód, a gdy odpowiedziała, że jest prostytutką, kazał mi to zaprotokołować”. Jej oponentka stanęła przed sądem „ubrana w szarą chustkę i wyblakłą suknię”. Kiedy i jej zadano pytanie o zawód, odpowiedziała cicho: „prostytutka”. Wtedy Czarnecki wykrzyknął: „Nie, to ta pani w futrze jest prostytutką, a ty jesteś k…!”. Do protokołu podyktował jednak inaczej: „Anna Czepiec, prostytutka”.

Następnie spytał oskarżycielkę, dlaczego czuje się urażona. Elegancko ubrana pani wyjaśniła, że w ich półświatku jest wielka różnica pomiędzy prostytutkami i k… Prostytutką mają prawo tytułować się między sobą jedynie te, które pobierają od klienta 5 zł i więcej. Te, które biorą mniej, są dla reszty tylko k… Dlatego oskarżycielka pojawiła się w sądzie w eleganckiej garderobie. Wyjaśniła również, że poczuła się głęboko dotknięta słowami koleżanki po fachu, ponieważ ta „chciała ją zdegradować w oczach opinii publicznej”. Kończąc wykład na temat hierarchii semantycznych obowiązujących w środowisku cór Koryntu, zażądała przykładnego ukarania oskarżonej.

Sędzia Czarnecki postanowił wezwać zwaśnione strony do ugody. Zwrócił się więc do nich z apelem: „Słuchajcie, zachowujcie się jak dwie porządne prostytutki, podajcie sobie ręce i przeproście się”. O dziwo, jego słowa przyniosły efekt natychmiastowy. Obie panie szybko wymieniły spojrzenia, po czym rzuciły się sobie w ramiona. Konflikt został zażegnany. Zanim panie opuściły salę, jedna z nich z wdzięcznością zwróciła się do wysokiego sądu: „Może pan sędzia kiedyś nas odwiedzi, mieszkamy w tym samym domu, co i pan sędzia, na trzecim piętrze, pańska żona czasem do nas zachodzi”. Oniemiały Czarnecki po chwili milczenia mruknął rozeźlony: „Bardzo możliwe, bo moja żona to też k...”.

Podsumowanie

O tym, w jak daleko od konkretnych bolączek mieszkańców królewskiego miasta Krakowa pozostają rozważania o prawie Cycerona, Papiniana i Ulpiana , przekonał się Taubenschlag już w pierwszych dniach odbywania praktyki sądowej. W jej trakcie zapewne bardzo wiele się nauczył, ale kontynuować na dłuższą metę kariery sądowej nie zamierzał. Swoje miejsce widział na uniwersytecie, a nie w sali rozpraw. Jako człowiek bardzo młody stał się świadkiem sytuacji budzących dziś rozbawienie. Niektóre zachowania jego mentorów dziś z pewnością zostałyby uznane za naruszenie godności sędziowskiej. Taubenschlag tak nie uważał. Żył jeszcze długo, przeto mógł się przyglądać budowaniu sądownictwa w okresie pierwszych lat niepodległego państwa polskiego. Widział końskie kuracje „uzdrawiania” wymiaru sprawiedliwości przez sanacyjny reżim, a następnie ze zgrozą obserwował procesy „defaszyzacji” życia publicznego w latach 40. i 50. XX w. Wtedy nie było mu już do śmiechu. W swoich wspomnieniach, których powstanie datuje się na lata 1955–1958, odnotował: „sądownictwo austriackie stało na najwyższym poziomie. Sędziowie byli niezawiśli i nie wolno ich było przenosić. Sędziowie zajmowali bardzo wysokie stanowisko społeczne i byli bardzo dobrze wynagradzani”. ©℗