Trudno mówić o teście niezawisłości, gdy decydujące okazuje się bliżej nieokreślone przygotowanie techniczne sędziego.
Właśnie minęło trzy i pół roku od ogłoszenia uchwały połączonych izb SN z 23 stycznia 2020 r. (sygn akt. BSAI-4110-1/20). Mimo istnienia w zakresie testowania sędziów swoistej konkurencji, należy bowiem pamiętać o wprowadzonym do systemu prawnego z inicjatywy prezydenta teście bezstronności, styczniowa uchwała SN jest stosowana i obrosła już całkiem sporym orzecznictwem.
Niestety większość orzeczeń, które zapadają w tym przedmiocie, tak w sądach powszechnych, jak w SN, zdaje się tylko potwierdzać obawy związane ze stosowaniem uchwały połączonych izb SN w praktyce. Nad uchwałą ciąży bowiem odium jej grzechu pierworodnego, którym było wprowadzenie do dyskursu prawnego nieznanej zarówno konstytucji, jak i dokumentom europejskim, w postaci Europejskiej konwencji oraz Karty praw podstawowych, stopniowalnej niezawisłości sędziowskiej. Przejawia się ona w przyjęciu a priori, iż gwarancje niezawisłości sędziowskiej muszą być tym silniejsze, im wyższa w hierarchii struktury sądownictwa jest pozycja danego sędziego.
Innymi słowy, pełne gwarancje niezawisłości posiadają sędziowie SN, nieco mniejsze sędziowie sądów apelacyjnych, później okręgowych, natomiast niezawisłość sędziów sądów rejonowych winna być chroniona najsłabiej. Tak bowiem należy rozumieć założenie, zgodnie z którym orzeczenie SN wydane w składzie z udziałem neosędziego jest objęte zawsze bezwzględną przyczyną odwoławczą lub nieważnością postępowania. W odniesieniu natomiast do orzeczeń sądów powszechnych każdorazowo należy badać w ramach tzw. testu niezawisłości, czy warunki, w jakich doszło do powołania sędziego na określony szczebel sądownictwa, spełniają, mówiąc najogólniej, standard konstytucyjny i europejski w zakresie jego niezawisłości i bezstronności w realiach konkretnej rozpoznawanej sprawy.
Problem w tym, iż mimo kolejnych orzeczniczych wypowiedzi SN (np. uchwała SN z 2 czerwca 2022 r., sygn. akt I KZP 2/22) kryteria przeprowadzenia testu są wciąż ogólnikowe, niedoprecyzowane, by nie powiedzieć dowolne. Co więcej, te same zdarzenia czy okoliczności w procesie nominacyjnym sędziego są interpretowane często skrajnie odmiennie.
Technikalia godne sędziego
Niezwykle emblematycznym przykładem na swoistą bezradność sądów w zakresie praktycznego zastosowania testu, o którym mowa w uchwale połączonych izb SN, jest orzeczenie Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu z 6 lutego 2023 r. w sprawie II AKa 190/22 opisane niedawno przez DGP („Udział w konkursie opisanym jako «ustawka» nie dyskwalifikuje sędziego”, DGP nr 147/2023 – red.).
W rozległej wielopodmiotowej sprawie, na skutek sformułowania w treści środka odwoławczego przez jednego z obrońców zarzutu naruszenia standardu rzetelnego procesu, poprzez udział w składzie sądu orzekającego sędzi powołanej na urząd z udziałem KRS ukształtowanej na podstawie przepisów ustawy z 8 grudnia 2017 r. o zmianie ustawy o KRS oraz niektórych innych ustaw, sąd apelacyjny przeprowadził test, o którym mowa w uchwale połączonych izb SN. Jedynie na marginesie należy zaznaczyć, iż nic nie wskazuje na to, by sąd apelacyjny chciał testować sędzię z urzędu, która to powinność wynika z ukształtowanego już orzecznictwa SN.
Sąd apelacyjny, na stronach uzasadnienia dotyczących tego zagadnienia, kluczył i meandrował, co rusz popadając w sprzeczności, również logiczne, by dojść ostatecznie do wniosku, iż mimo istniejących wątpliwości odnośnie do prawidłowości procedury nominacyjnej sędzi Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze posiada ona „przygotowanie techniczne” do orzekania w sądzie okręgowym.
Wczytywałem się wielokrotnie w skupieniu w uzasadnienie tego rozstrzygnięcia, by poznać semantyczną zawartość pojęcia sędziowskiego przygotowania technicznego, na próżno. Pozostają domysły. Czy chodzi o techniczną umiejętność szybkiego czytania akt, posługiwania się edytorem tekstowym bądź aplikacją Zeus przeznaczoną do pisania formularzowych uzasadnień, a może o biegłość w wyszukiwaniu potrzebnych orzeczeń w zbiorze? To są technikalia godne sędziego szczebla okręgowego?
Porażająca logika
Wrocławski SA poświęcił wiele miejsca na dowodzenie, słusznej i przez to oczywistej skądinąd tezy, iż obecna KRS nie jest tą, o której mowa w art. 186 i następnych konstytucji, bowiem wyłoniona w przeważającej części przez polityków i od nich zależna nie jest w stanie bronić sądów przed naciskami władzy ustawodawczej i wykonawczej. Powoływał się przy tym na liczne orzeczenia TSUE, ETPC oraz SN, z których ta przykra konstatacja wynika. Nie przeszkodziło mu to jednak w tym, by dosłownie kilka akapitów dalej, przechodząc do analizy szczegółów procesu nominacyjnego sędzi, w tym zapisu z obrad neo-KRS, stwierdzić, iż jej kandydatura podczas obrad tego gremium „nie budziła kontrowersji, zastrzeżeń”, tak jakby traktował procedowanie rady za wiążące, gdy chwilę wcześniej uznał ją za niekonstytucyjną.
Jest to o tyle frapujące, że zgłaszająca swój akces do sądu okręgowego sędzia była jedną z bohaterek głośnej swego czasu publikacji medialnej, w której prezentowano „dialogi sędziów dobrej zmiany”, prowadzone na jednym z komunikatorów internetowych. Gdy omawiano konkurs, w którym startowała sędzia, padły wówczas m.in. sformułowania „wszystko zaplanowane”, „przeszła zgodnie z planem, chociaż z początkowymi trudnościami”, „cała piątka przeszła, chyba, że C. będzie krecic to od dzisiaj nasi”, „serdecznie dziękuję wszystkim Panom z KRS” (pisownia oryginalna). Sąd apelacyjny poradził sobie i z tym problem. Całkowicie dowolnie uznano bowiem, że „C.” to sędzia z Jeleniej Góry. A skoro „będzie krecic”, to jednak nie jest „dobrozmianowa”. Logika tego wywodu jest porażająca. Szczególnie dla strony, która do sądu przychodzi po sprawiedliwe rozstrzygnięcie wydane przez sąd w składzie, w którym zasiada sędzia, którego cechuje niebudząca najmniejszych wątpliwości niezawisłość, a nie klientelistyczna postawa.
Nie można odmówić ministrowi?
W podobny sposób rozprawiono się z problemem negatywnej opinii Zgromadzenia Przedstawicieli Sędziów Apelacji Wrocławskiej. Sędzia z Jeleniej Góry przepadła w głosowaniu, otrzymując więcej głosów negatywnych niż pozytywnych. Dodać należy, iż aż czterech konkurujących kandydatów wykazało się odwrotnym stosunkiem głosów, wygrywając swoje głosowania. Słusznie sąd apelacyjny wywodzi, iż w czasie, gdy opiniowano rzeczoną kandydatkę, zgromadzenie przedstawicieli apelacji było demokratycznie wyłonionym ciałem reprezentującym wszystkich sędziów z obszaru apelacji wrocławskiej. W późniejszym czasie ten ostatni bastion samorządności sędziowskiej praktycznie zlikwidowano, pozbawiając najistotniejszych kompetencji. Wydawać by się mogło, iż wynik głosowania jest nader czytelny. Jednak nie dla sądu apelacyjnego, który rekapitulując tę cześć wywodu, kierując się sobie tylko znaną logiką, negatywne dla sędzi głosowanie podczas zgromadzenia przedstawicieli uznał za argument na jej korzyść „przy spiętrzeniu wadliwości procedury konkursowej”.
Podobnie symboliczny kontakt z zasadami prawidłowego rozumowania ma refleksja dotycząca faktu wypełniania wówczas przez sędzię obowiązków sędziego sądu dyscyplinarnego (notabene przy Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu). I znów w uzasadnieniu można przeczytać, iż sędziego sądu dyscyplinarnego wskazuje arbitralnie minister sprawiedliwości będący jednocześnie prokuratorem generalnym. Dla wskazanego przez czynnego polityka według dowolnych i uznaniowych kryteriów sędziego wiąże się to z istotnym dodatkiem finansowym do wynagrodzenia. Kiedy już sąd apelacyjny z werwą wykazał, jak wątpliwa i upolityczniona jest procedura, stwierdził, że samo wykonywanie obowiązków sędziego dyscyplinarnego nie musi wiązać się z brakiem niezawisłości, a poza wszystkim sędzia przecież nie mogła odmówić ministrowi sprawiedliwości.
Rzetelna, czyli jaka?
Nawet pobieżna lektura uzasadnienia do wyroku pokazuje, że Sąd Apelacyjny we Wrocławiu zrobił wiele, by w sposób prawidłowy testu nie przeprowadzić. Przede wszystkim nie zadał sobie trudu, by – tak jak to opisano chociażby w fundamentalnym wyroku TSUE z 9 listopada 2019 r. (połączone sprawy C 585/18, C 624/18, C 625/18) – przyjąć optykę strony, która w uwarunkowaniach bezprawnego procesu nominacyjnego z udziałem neo-KRS, w kontekście wypowiedzi medialnych z cytowanymi w nich fragmentami dialogu sędziów „dobrej zmiany”, ma prawo oczekiwać, iż jej sprawa zostanie rozpoznana przez sąd, którego skład został wyłoniony w zgodzie z przepisami krajowymi i europejskimi. Dla sądu testującego przesądzające były niezdefiniowane „kompetencje techniczne” sędzi, które wynikały, jak można się tylko domyślać, z pozytywnej opinii wizytatora. Przy czym, co istotne, sąd apelacyjny skwitował treść tejże opinii jednym słowem: „rzetelna”. Nie przedstawił najmniejszej analizy jej treści. Co może dziwić, gdy zważy się na obszerne i szczegółowe badania opinii wizytatorów, których dokonuje podczas wykonywanych testów SN (np. wyrok SN z 26 lipca 2022 r., sygn. akt III KK 404/21).
Przede wszystkim sąd apelacyjny nie pochyli się nad skutkami orzeczeń ETPC w ikonicznych już dzisiaj sprawach: Reczkowicz vs. Polska (wyrok z 22 lipca 2021 r., nr 43447/19), Dolińska-Ficek i Ozimek vs. Polska (wyrok z 8 listopada 2021, nr 49868/19), Advance Pharma sp. z o.o. vs. Polska (wyrok z 3 lutego 2022 r., nr 1569/20). Jakkolwiek są one cytowane w uzasadnieniu do wyroku, to jednak sąd apelacyjny zdaje się nie dostrzegać głównej konstatacji płynącej z wymienionych judykatów, która każdorazowo brzmi, iż sądy w składach, w których zasiadali sędziowie powołani na swe stanowiska z udziałem KRS ukształtowanej po grudniu 2017 r., nie stanowią „sądów ustanowionych ustawą”, w rozumieniu art. 6 europejskiej konwencji praw człowieka. Powyższe powoduje odpowiedzialność odszkodowawczą Skarbu Państwa za przełamanie standardu rzetelnego procesu, o którym mowa właśnie w art. 6 konwencji. Przy czym, co szczególnie istotne, ETPC nie różnicuje tutaj stopnia tegoż naruszenia w zależności od stanowiska w strukturze wymiaru sprawiedliwości, które zajmuje sędzia. Kwestią fundamentalną w ukształtowanym już orzecznictwie strasburskim jest precyzyjne oddzielenie zagadnienia „statusu sędziego” od „sądu ustanowionego ustawą”, o którym mowa w art. 6 konwencji.
Niezbędna systemowa weryfikacja
Nie ma również w wywodzie sądu apelacyjnego ani zdania na temat etycznej postawy sędziów decydujących się na akces w bezspornie nielegalnej procedurze awansowej przed neo-KRS. SA we Wrocławiu wystarczą niezdefiniowane, a kojarzące się nieodparcie z szeroko pojętą kulturą korporacyjną „kompetencje techniczne” sędziego, będące w istocie wyznacznikiem urzędniczej mentalności, i niezbyt przejmuje się bezpieczeństwem prawnym stron, których sprawa rozpoznawana jest z udziałem sędziego powołanego w wadliwej procedurze. Ów brak troski powodowany jest pewnie tym, iż aktualnie w SA we Wrocławiu znaczną część korpusu orzeczniczego stanowią właśnie neosędziowie. Warto w tym kontekście zaznaczyć, iż w ETPC zarejestrowanych jest obecnie już prawie 200 skarg kwestionujących zgodność orzeczeń wydawanych przez neosędziów. Ustanowiono nawet osobną przyspieszoną ścieżkę do ich rozpoznawania.
Test niezawisłości przeprowadzony na kanwie opisywanej sprawy to przede wszystkim kolejny przykład na dysfunkcjonalność i nieskuteczność narzędzia procesowego, które było nadzieją na usunięcie systemowych naruszeń prawa w odniesieniu do wymiaru sprawiedliwości. Potwierdza również tezę, iż tylko systemowa weryfikacja powołań sędziów, którzy nie byli w stanie powstrzymać się od realizacji swoich osobistych ambicji zawodowych, biorąc udział w bezprawnych procedurach awansowych, może przynieść wymierny efekt.©℗
Sąd apelacyjny kluczył i meandrował, co rusz popadając w sprzeczności, by dojść ostatecznie do wniosku, iż mimo istniejących wątpliwości sędzia ma „przygotowanie techniczne” do orzekania