Członek zarządu Społecznej Inicjatywy Narko-polityki (SIN) zarzuca Facebookowi arbitralność w podejmowaniu decyzji o zablokowaniu prowadzonej przez organizację strony na platformie oraz brak transparentnej procedury odwoławczej.
Z jego zeznań złożonych w piątek przed Sądem Okręgowym w Warszawie wynika, że organizacja nie otrzymała od administratorów Facebooka żadnego uzasadnienia usunięcia strony.
Ta niecodzienna sprawa (sygn. akt IV c 608/19) dotyczy organizacji prowadzącej działania edukacyjne na temat substancji psychoaktywnych. Jej członkowie deklarują, że nie zachęcają do zażywania narkotyków, jednak zdają sobie sprawę z tego, że ludzie i tak to robią, dlatego warto informować ich o zagrożeniach, np. wynikających z mieszania ze sobą różnych substancji.
Facebook, nie zgadza się z tymi argumentami i dlatego w 2018 r. usunął prowadzony przez SIN profil, grupy oraz część treści publikowanych na Instagramie. Stowarzyszeniu nie udało się odwołać od decyzji moderatorów ani poznać jej uzasadnienia. SIN wniosło więc sprawę do sądu, domagając się przywrócenia usuniętych kont wraz z bezpowrotnie utraconymi obserwującymi. Działania Facebooka nazywa ,,prywatną cenzurą”.
Serwis społecznościowy przekonuje z kolei, że posty SIN można odczytać jako promocję narkotyków, a ta jest w Polsce zabroniona. Prawniczki reprezentujące giganta podczas rozprawy pokazywały m.in. wpisy, w którym informowano o ,,bezpiecznych” dawkach poszczególnych narkotyków. Ich zdaniem narażanie dzieci, które od 13. roku życia mogą być użytkownikami Facebooka, na takie treści jest niedopuszczalne.
Dorota Głowacka, prawniczka Panoptykonu, wyjaśnia, że w sprawie nie chodzi o ocenianie, jakie treści powinny być dopuszczalne, ale o upomnienie się o mechanizm kontroli nad decyzjami administratorów portali społecznościowych.
– Piątkowe zeznania pokazują to, że nie istnieje praktycznie skuteczna procedura niezgodzenia się przez użytkownika z decyzją Facebooka – dodaje. ©℗