Przysłowia są wprawdzie mądrością narodów, ale jakby nie zawsze. Takie „Kto pod kim dołki kopie…” niby wszyscy znają, a jakoś w praktyce nie ma ono mocy, by tak rzec, mądrości wyprzedzającej. Na przykład w Trybunale Konstytucyjnym.

Gdyby ekipa rządząca przez chwilę pomyślała, zanim zaczęła obsadzać miejsca w TK swoimi ludźmi, i jeszcze przypomniała sobie, że „sukces to coś, czego przyjaciele nigdy ci nie wybaczą” (to wprawdzie nie przysłowie, lecz aforyzm Juliana Tuwima, ale sprawdza się nie gorzej od ludowych porzekadeł), toby jej może ręka zadrżała… Owszem, korzyści z TK pod przywództwem Towarzyskiego Odkrycia Prezesa przez długi czas przewyższały koszta (oczywiście korzyści dla władzy w postaci niemal całkowitej przewidywalności orzeczeń lub odkładania wniosków o zbadanie jakiegoś prawa do czasu, aż się to badanie będzie władzy wykonawczej opłacać). Kiedyś jednak musiało się okazać, że towarzyskie koneksje nie wystarczą. No i się okazało, bo za kopanie dołków zabrali się ci, którym sukces pani prezes przestał się podobać.

Żeby nie pozwolić pani prezes wpaść w dołek wykopany przez byłych sojuszników, a przy okazji sobie samej w ten wykopany własnoręcznie (w postaci upolitycznionego poza wszelkie granice TK), władza postanowiła zadziałać na cito. A jak wiadomo, w Polsce na szybko najlepiej zadziałać, zmieniając prawo. Teraz do uznania, że przemówiło Zgromadzenie Ogólne TK, ma wystarczyć dziewięciu sędziów. Jak czytamy w uzasadnieniu nowelizacji, „ustawa ma na celu usprawnienie działalności Trybunału Konstytucyjnego”.

Tak usprawniony trybunał będzie na pewno mógł działać szybciej. Oby! Na przykład wtedy, kiedy przyjdzie do odwracania zmian, które Zjednoczona Prawica funduje społeczeństwu już od ośmiu lat. I wtedy przysłowie o dołku znów się sprawdzi. ©℗