TK, rozpatrując spór kompetencyjny, nie ma podstaw, aby sięgać po akta postępowania toczącego się przed innym sądem. Tymczasem zrobił to i zażądał od Sądu Najwyższego akt dotyczących sprawy Mariusza Kamińskiego.

Trybunał Konstytucyjny przez ostatnie niemal sześć lat nie był w stanie rozstrzygnąć zainicjowanego przez marszałka Sejmu sporu kompetencyjnego między Sądem Najwyższym a prezydentem o prawo łaski. Blokowało to postępowanie kasacyjne zawisłe przed SN dotyczące skazania w 2015 r. Mariusza Kamińskiego, ówczesnego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA), oraz innych członków kierownictwa tej służby za przekroczenie uprawnień w aferze gruntowej.

W marcu br. SN zdecydował się odwiesić to postępowanie, a zaraz potem TK wyznaczył na 26 kwietnia br. rozprawę w sprawie wniosku marszałka Sejmu. Jak wynika z nieoficjalnych informacji DGP, trybunał zażądał od SN wydania akt sprawy kasacyjnej.

– TK nie jest kompetentny, aby pozyskać te akta – uważa dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Tylko odpisy

Pretekstem do żądania rozstrzygnięcia rzekomego sporu kompetencyjnego między SN a prezydentem stała się wydana przez SN 31 maja 2017 r. uchwała, w której stwierdzono, że prezydent nie może zastosować prawa łaski przed zapadnięciem w sprawie prawomocnego orzeczenia sądowego (sygn. akt I KZP 4/17). Skład orzekający w postępowaniu kasacyjnym nie miał więc innego wyjścia, niż zawiesić sprawę do czasu rozpoznania wniosku marszałka Sejmu przez TK.

Trybunał przez niemal sześć lat z tym jednak zwlekał. Tuż po pojawieniu się informacji, że SN jednak rozpozna kasację oskarżycieli posiłkowych, którzy nie zgodzili się z umorzeniem przez sąd odwoławczy sprawy po tym, jak prezydent ułaskawił Kamińskiego i resztę ówczesnego kierownictwa CBA, doszło w TK do nagłego przyśpieszenia.

– Zażądano wydania akt tego postępowania. SN jednak się na to nie zgodził i przesłał jedynie ich odpis – słyszymy w SN.

Taką decyzję chwali Piotr Mgłosiek, sędzia Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków we Wrocławiu. – Choć wydaje się, że SN miałby podstawę do odmowy udostępnienia TK akt w jakiejkolwiek formie, to decyzja o przesłaniu ich odpisów była słuszna. Dzięki temu SN uniknął oskarżeń o próbę blokowania rozstrzygnięcia przez TK sporu kompetencyjnego, a jednocześnie nie udało się zablokować dalszego procedowania zawisłego przed nim postępowania kasacyjnego – tłumaczy sędzia.

Złośliwa ingerencja

Wśród prawników żądanie TK budzi co najmniej zdziwienie. – Naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić, co takiego mogłoby znajdować się w aktach toczącej się przed SN sprawy, co mogłoby być niezbędne trybunałowi w celu rozstrzygnięcia sporu kompetencyjnego między SN a prezydentem – mówi Piotr Mgłosiek.

Jacek Zaleśny mówi wprost, że TK nie miał podstaw, aby zwracać się do SN o wydanie akt sprawy zawisłej przed tym sądem. A to dlatego, że nie ma żadnego związku między postępowaniem, które toczy się przed TK, a konkretną sprawą, którą ma zająć się SN.

– Trybunał ma rozstrzygnąć spór kompetencyjny, który jest sporem stricte abstrakcyjnym, oderwanym od odpowiedzialności karnej konkretnych osób fizycznych. Nie powinny go więc interesować ustalenia stanu faktycznego poczynione w trakcie postępowania toczącego się przed sądami. One bowiem nie mają żadnego znaczenia dla rozpatrzenia sprawy zawisłej przed TK – tłumaczy konstytucjonalista.

Jego zdaniem w postępowaniu TK można się dopatrzeć nadmiernej i złośliwej ingerencji w kompetencje przysługujące SN. – Trybunał, tak jak każdy inny organ władzy publicznej, powinien działać w granicach przysługujących mu kompetencji. W tym przypadku doszło jednak do wykorzystania tych kompetencji w celu spowodowania zakłóceń w procesie wykonywania zadań przez inny organ, tj. utrudnienia SN wymierzenia sprawiedliwości w zawisłej przed nim sprawie – tłumaczy Jacek Zaleśny. ©℗

Kto za co odpowiada / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe