Prezydent jasno formułuje oczekiwanie, by TK wypowiedział się w sprawie jego wniosku jak najszybciej - mówi w rozmowie z DGP Małgorzata Paprocka, minister w Kancelarii Prezydenta.

Spośród kilku możliwych opcji prezydent Andrzej Duda wybrał tę najtrudniejszą dla PiS, czyli nie podpisał ustawy o Sądzie Najwyższym i skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Dlaczego nie zdecydował się na jej podpisanie i zawnioskowanie o kontrolę TK w trybie następczym? Wówczas ustawa już wchodziłaby w życie i, być może, pomogła odblokować miliardy euro z Krajowego Planu Odbudowy.
Dotknął pan sedna problemu - gdyby decyzja była inna, te przepisy weszłyby w życie. W ocenie pana prezydenta te rozwiązania dotykają fundamentów państwa prawnego: nieusuwalności sędziego, niezawisłości sędziowskiej, stabilności systemu prawnego, prawa obywateli do sądu. Pan prezydent uznał, że - z uwagi na materię - konieczne jest skierowanie ustawy do oceny trybunału w trybie kontroli prewencyjnej. Teraz TK musi tę sprawę osądzić. Dalsze, ewentualne kroki pana prezydenta wynikają wprost z konstytucji. Jeśli trybunał stwierdzi zgodność ustawy z konstytucją, prezydent musi ją podpisać, jeśli orzeczenie będzie inne, ustawa nie wejdzie w życie, przynajmniej w zakwestionowanej części.
Czy prezydent nie ma obaw, że będzie traktowany jako główny hamulcowy w sprawie KPO?
Andrzej Duda był przecież pierwszym, który podjął działania, aby odblokować środki z KPO, składając rok temu własny projekt nowelizacji ustawy o SN. To najlepszy dowód na nieprawdziwość zarzutu. Prezydent jasno formułuje oczekiwanie, by TK wypowiedział się w sprawie jego wniosku jak najszybciej. Trybunał, co prawda, nie jest tu związany ustawowym terminem, niemniej w przypadku np. zaskarżenia ustawy budżetowej konstytucja mówi o rozpatrzeniu sprawy w ciągu dwóch miesięcy. A więc sam ustrojodawca założył, że wydanie wyroku przez TK jest możliwe nawet w dwa miesiące.
Tyle że dziś rozważania dotyczą nie tylko tego, co orzeknie trybunał, ale czy w ogóle będzie w stanie tę sprawę rozstrzygnąć. Oficjalnie mamy sześciu, a nieoficjalnie ośmiu sędziów, którzy kontestują mandat Julii Przyłębskiej jako prezesa TK.
W swoim orędziu i innych publicznych wypowiedziach pan prezydent apelował do TK o to, by wewnętrzne, organizacyjne spory nie miały wpływu na działalność orzeczniczą. Jedynym organem, który może rozstrzygnąć zaistniałe wątpliwości, jest sam trybunał.
Prezydent nie może zrobić nic więcej, poza apelowaniem do sędziów?
Prezydent ani żaden inny organ nie ma podstaw prawnych do działania w tej sprawie. Myślę, że z punktu widzenia trójpodziału władzy i gwarancji niezależności władzy sądowniczej brak jest uzasadnienia dla wprowadzenia takich mechanizmów. Prezydent podkreśla, że to nie jest czas na spory, tylko odpowiedzialne wykonywanie konstytucyjnych obowiązków.
Czy zdaniem pana prezydenta Julia Przyłębska jest prezesem TK?
Jeszcze raz podkreślam - to wewnętrzna sprawa samego trybunału, który musi ją rozstrzygnąć. Trwa spór prawny, w ramach którego pojawiają się różne stanowiska i argumenty.
Prezydent zaskarżył tzw. rozszerzony test bezstronności sędziego, który zakłada, że testować mogłyby nie tylko strony postępowania, jak dziś, lecz także składy orzekające. Skoro w zeszłym roku prezydent nieco ustąpił i dopuścił testowanie niezawisłości sędziowskiej, to czemu nie wykona dziś podobnego gestu?
Wprowadzając instytucję testu niezawisłości i bezstronności, pan prezydent kierował się urzeczywistnieniem prawa do sądu, gwarantowanym przez art. 45 konstytucji, w tym prawem do szybkiego i rzetelnego procesu. Dlatego uprawnienie do wnioskowania o test przyznano stronom postępowania, a jednym z kluczowych elementów testu jest wykazanie, że są wątpliwości pozostające w związku z konkretną sprawą. Zmieniona wersja testu dopuszcza przeprowadzanie go także z inicjatywy samych sędziów, w oderwaniu czy wbrew woli uczestników postępowania, a będzie to zawsze miało wpływ na wydłużenie postępowania. W toku debaty publicznej, także ze strony środowisk sędziowskich, padały bardzo poważne argumenty, że tak ukształtowany test prowadzić może nie tylko do zakwestionowania prerogatywy prezydenta, lecz także do naruszenia zasad niezawisłości i nieusuwalności sędziów. W tym kontekście istotne jest także uchylenie przez zaskarżoną ustawę o SN przepisu gwarancyjnego mówiącego o tym, że okoliczności towarzyszące powołaniu sędziego nie mogą być samoistną podstawą do kwestionowania wyroków i niezawisłości sędziowskiej. Z tych powodów, zdaniem prezydenta, ustawa o SN budzi wątpliwości co do zgodności z konstytucją.
Politycy PiS tłumaczą, że przyznanie prawa do testowania nie tyle pojedynczym sędziom, ile całym składom orzekającym, jest wystarczającym bezpiecznikiem. Wskazują, że już dziś prawie jedna trzecia sędziów pochodzi z nadania nowej KRS, a ich udział w systemie sądowniczym będzie z czasem coraz większy. A oni, według naszych rozmówców, raczej będą blokować wnioski o przeprowadzenie testu.
W ocenie Kancelarii Prezydenta, z uwagi na materię, której dotyka ustawa, ten argument nie jest przekonujący. Test jest wprowadzany bezterminowo, wobec wszystkich sędziów. Trudno dziś przewidzieć wszystkie skutki tego rozwiązania dla systemu sądownictwa.
Jak sprawdza się instytucja testu bezstronności w obecnie obowiązującej formie?
Statystyki przedstawione przez Ministerstwo Sprawiedliwości pozwalają na pozytywną ocenę funkcjonowania rozwiązań w obecnym kształcie. Wnioski o test nie są składane masowo, co oznacza, że obywatele w przytłaczającej większości przypadków nie mają wątpliwości co do tego, czy dany sąd będzie w ich sprawie działał w sposób niezawisły i bezstronny. Ale jednocześnie, patrząc na całokształt uprawnień procesowych, w ocenie pana prezydenta bardzo dobrze, że instytucja testu została wprowadzona. Tam, gdzie strona ma wątpliwości, należy je sprawdzić. Dzisiejszy mechanizm działa dobrze.
Prezydent zaskarżył też pomysł przekazania spraw dyscyplinarnych sędziów sądów powszechnych z SN do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Rzeczywiście, gdy PiS w grudniu ub.r. wyszedł z projektem ustawy o SN, pierwsze reakcje Pałacu Prezydenckiego były sceptyczne. Potem jednak, po rozmowach z PiS, pojawiły się sygnały, że może będziecie w stanie to rozwiązanie jakoś „przełknąć”. Co się zmieniło?
Moim zdaniem pogląd ośrodka prezydenckiego był spójny, z uwagą śledziliśmy przebieg prac nad ustawą. Dla oceny tej kwestii warto wskazać kilka aspektów. Po pierwsze, uregulowania konstytucyjne precyzyjnie rozdzielają role SN i NSA. Zwracali na to uwagę: prezes NSA prof. Jacek Chlebny, I prezes SN prof. Małgorzata Manowska oraz przedstawiciele KRS. Po drugie, pojawiają się wątpliwości związane z wpływem skoncentrowania rozstrzygania spraw w NSA na prawa uczestników postępowania, w szczególności tempo rozstrzygania spraw czy orzekanie na podstawie różnych procedur. Po trzecie, na przygotowanie się do wykonywania nowych obowiązków orzeczniczych przez NSA dano 21 dni vacatio legis.
Czy gdyby Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN miała funkcjonować w reżimie tej ustawy, mając bardzo okrojone kompetencje, to jest sens ją utrzymywać?
Omawiana ustawa wyjmuje spod kognicji IOZ sędziów, pozostawiając sprawy przedstawicieli innych zawodów prawniczych czy medycznych. Aktualnym pozostaje pytanie o w pełni przekonujące uzasadnienie takiego rozróżnienia. Ani działalność Izby Odpowiedzialności Zawodowej, ani sposób jej ukształtowania nie zostały zakwestionowane. IOZ działa i podejmuje rozstrzygnięcia. Na marginesie warto wskazać, bez oceny tej propozycji, że kamień milowy KPO mówi o przekazaniu tych spraw do innej izby Sądu Najwyższego.
W ostatnim czasie widać zagęszczenie ruchów w parlamencie wokół ustawy prezydenta o sędziach pokoju, przygotowanej wspólnie z Pawłem Kukizem. Dlaczego ten temat wraca?
Na tym etapie gospodarzem projektu jest parlament. Kancelaria Prezydenta bierze aktywny udział w pracach podkomisji. Faktycznie widać pewne przyspieszenie po wielu miesiącach od złożenia tego projektu, co pan prezydent przyjmuje z zadowoleniem. Ta inicjatywa może być impulsem do bardzo pozytywnych zmian w sądownictwie - z perspektywy obywateli poprzez przyśpieszenie rozpatrywania w ugodowy sposób spraw nieskomplikowanych, i samych sądów, które zostaną odciążone. Dziś największym wyzwaniem jest konieczność wprowadzenia wielu poprawek, które wynikają ze zmian stanu prawnego w okresie od wniesienia projektu do Sejmu. Prace się toczą, a prezydent liczy na sprawne uchwalenie ustaw.
Czy Ministerstwo Sprawiedliwości tego procesu nie storpeduje?
Dwa lata temu minister sprawiedliwości sam był zwolennikiem wprowadzenia sądów pokoju. Dziś przedstawiciele MS biorą udział w pracach, przedstawiają swoje uwagi, które w części są przez podkomisję przyjmowane.
A co ze spłaszczeniem struktury sądów, o co walczy minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro? Temat jakoś przycichł, są głosy, że ziobryści mogliby dać zielone światło sędziom pokoju, gdyby był to element szerszej reformy.
Stanowisko jest niezmienne w tej sprawie. Pan prezydent dostrzega wiele pozytywnych elementów w propozycji MS, w szczególności prowadzących do zmniejszenia obciążenia największych sądów. Pan prezydent popierał kierunek zmian, choć były elementy w tym projekcie, które budziły jego wątpliwości.
Na przykład uprawnienia ministra sprawiedliwości w zakresie nominacji sędziowskich.
Tak, to najważniejsza kwestia w tym kontekście. Wydaje się, że to nie jest najważniejszy element reformy, możliwa byłaby debata i korekta. Nie wiem, dlaczego projekt nie był procedowany przez MS.
Czy szykują się jakieś inicjatywy ustawodawcze prezydenta w tej kadencji Sejmu?
Poza intensywnymi pracami sejmowymi nad sądami pokoju inicjatywą, nad którą trwają prace w Kancelarii Prezydenta, jest ustawa dotycząca asystencji osobistej dla osób niepełnosprawnych. To jest ważny społeczny temat, dyskutowany m.in. z Ministerstwem Rodziny. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie projekt zostanie przedstawiony.
Jak bliskim czasie?
Sądzę, że to kwestia tygodni. ©℗
Rozmawiał Tomasz Żółciak