Trybunał Konstytucyjny łatwego zadania mieć nie będzie. Musi zbadać zgodność z konstytucją ustawy, która miała zażegnać konflikt z Komisją Europejską i utorować drogę do pieniędzy z KPO, a jednocześnie ma na wokandzie sprawę, która ten spór może wprowadzić na nowy poziom.

W wygłoszonym 10 lutego orędziu, prezydent Duda poinformował o skierowaniu nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym do Trybunału Konstytucyjnego w trybie prewencyjnym, przed jej podpisaniem. Ustawa nie będzie obowiązywała, dopóki TK nie wypowie się na temat jej zgodności z konstytucją. Jeżeli uzna, że brak jest sprzeczności z ustawą zasadniczą, wówczas prezydent nie będzie mógł odmówić podpisu.

- Zależy mi na jak najszybszym uruchomieniu środków z Krajowego Planu Odbudowy, które są potrzebne do rozwoju polskiej gospodarki (…). Dlatego nie zdecydowałem się na zawetowanie nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, którą w ostatnich dniach uchwalił polski parlament – poinformował Prezydent w orędziu.

W praktyce ta decyzja ponownie odsunie na dłuższy czas perspektywę uzyskania unijnych środków z KPO. Nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym miała bowiem być kluczowym "kamieniem milowym" na drodze do nich. Dlaczego należy podejrzewać, że na dłuższy czas?

Po pierwsze, o czym już pisał wielokrotnie DGP, Trybunał Konstytucyjny, nie należy do demonów szybkości i nie kojarzy się w ostatnich latach z synonimem ciężkiej pracy. Wystarczy spojrzeć na wokandę. Liczbę spraw w najbliższych miesiącach da się policzyć na palcach jednej ręki. I to takiej po wybuchu granatu. Żeby daleko nie szukać: w lutym i marcu TK ma się zająć, aż… dwiema. W dodatku nie oznacza to jeszcze, że zakończą się one wyrokami. Trybunał lubi wszak odraczać sprawy pod byle pretekstem. Ustalenie zgodności z konstytucją środków tymczasowych i kar nakładanych przez TSUE przekładane było kilkukrotnie.

O załamaniu w TK pisała w DGP już w 2021 roku Małgorzata Kryszkiewicz w tekście „TK na równi pochyłej. Wydano mniej wyroków niż w 2018”

W 2015 r. trybunał wydał łącznie 173 orzeczenia, ale w 2016 już tylko 99. Potem z roku na rok było tylko gorzej: w 2017 – 89, w 2018 – 72, a w 2019 r. zaledwie 70. Nawet w ważnej dla partii rządzącej sprawie, dotyczącej sporu kompetencyjnego między TK a SN na wyrok trzeba było poczekać kilka miesięcy. Tym razem może być podobnie. Trudno mi sobie wyobrazić, że Trybunał będzie w stanie zająć się sprawą w ciągu najbliższych tygodni.

Po drugie, Trybunał będzie się też zajmować sprawą, która jeszcze bardziej może zaostrzyć konflikt z Komisją Europejską. Chodzi o wspomnianą wyżej ocenę zgodności z ustawą zasadniczą unijnych przepisów, na podstawie których Trybunał Sprawiedliwości UE nałożył kary na Polskę ws. kopalni Turów i Izby Dyscyplinarnej SN. Licznik kar wciąż bije. Wyrok po myśli wnioskodawcy, czyli ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, niewątpliwie doprowadziłby do pogorszenia, już i tak nie najlepszych, relacji z KE i na tapet wróciłby znowu temat praworządności w Polsce. Taki klimat zdecydowanie nie byłoby korzystny dla dalszych rozmów o pieniądzach z KPO.

To nie byłby oczywiście pierwszy raz kiedy Trybunał Konstytucyjny wydaje orzeczenie kwestionujące unijne regulacje. W 2021 r. TK odpowiadając na wniosek premiera orzekł, że przepisy europejskie uprawniające sądy krajowe do pomijania przepisów konstytucji lub orzekania na podstawie uchylonych norm są niezgodne z konstytucją.

I tak wracamy do gorącego kartofla, czyli nowelizacji ustawy o SN. Na barkach TK spoczywa teraz odpowiedzialność za to, czy Polska dostanie wreszcie pieniądze z KPO.

Z jednej strony ma zatem orzec w sprawie zgodności z konstytucją ustawy, która może przybliżyć nas do miliardów ze środków unijnych, z drugiej zaś zdecydować o wspomnianych regulacjach dotyczących kar nakładanych przez TSUE, wywracając tym samym stolik. To jak pogodzenie wody z ogniem. I to wszystko, zapewne, w niedalekich odstępach.

Przy tym wszystkim nie można pominąć konfliktu, który panuje w Trybunale Konstytucyjnym. Przypomnijmy, że na początku tego roku sześciu sędziów TK skierowało do Julii Przyłębskiej pismo, w którym zażądało zwołania Zgromadzenia Ogólnego w celu wyłonienia kandydatów na prezesa. Ich zdaniem kadencja Przyłębskiej na tym stanowisku wygasała 20 grudnia ub.r., a więc po upływie sześciu lat. Na piśmie jednak nie poprzestano. Wiceprezes TK Mariusz Muszyński w zdaniu odrębnym do jednego z postanowień (sygn. akt SK 15/22) skrytykował Julię Przyłębską, zarzucając m.in. że pod jej rządami TK „nie tyle orzeka, co tworzy tego publiczne złudzenie”.

Konflikt w TK wszedł w nową fazę. Muszyński stawia ostre zarzuty Przyłębskiej

Końca tych niesnasek nie widać, a to może mieć niebagatelne znaczenie w kontekście sprawy, którą trybunał dostał właśnie od prezydenta do rozpoznania. Zerknijmy do przepisów. Niezwykle ważny jest art. 37 ustawy z dnia 30 listopada 2016 r. o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym (Dz.U.2019.2393). Zgodnie z nim TK orzeka w pełnym składzie m.in. w sprawach zgodności ustawy z Konstytucją przed jej podpisaniem lub umowy międzynarodowej z Konstytucją przed jej ratyfikacją. Rozpoznanie sprawy w pełnym składzie wymaga udziału co najmniej jedenastu sędziów Trybunału.

Jak trafnie zauważył Patryk Słowik z Wirtualnej Polski, trudno sobie wyobrazić, że ci, którzy kwestionują status Przyłębskiej, zechcą obradować pod jej przewodnictwem. Może to więc spowodować możliwość sparaliżowania rozpoznania sprawy z wniosku Andrzeja Dudy.

Gorący kartofel poparzyć może najmocniej Zjednoczoną Prawicę. Brak środków z Krajowego Planu Odbudowy przed wyborami może pogrzebać jej szansę na trzecie zwycięstwo z rzędu.