Zapoczątkowana kilka lat temu tendencja do pisania przepisów procedury karnej pod jedną ze stron procesu przybiera na sile. Apetyt owej strony na zawłaszczanie coraz to nowych obszarów, które winny być domeną bezstronnego arbitra, a więc sądu, jest nieposkromiony. Mnożą się zatem wiążące sprzeciwy oskarżyciela publicznego od decyzji sądu, obecnie w systemie jest ich już kilka. Teraz prokurator zapragnął uzyskać wpływ na to, który sąd nie będzie prowadził sprawy.

Możliwość przełamania obiektywnej, bo wyznaczanej najczęściej miejscem popełnienia przestępstwa przesłanki właściwości miejscowej sądu do prowadzenia danej sprawy jest uwarunkowana – po myśli art 37. kodeksu postępowania karnego – „dobrem wymiaru sprawiedliwości”. Słusznie zauważają komentatorzy w artykule Piotra Szymaniaka „Kolejne wzmocnienie prokuratora” (DGP nr 100 z 25 maja 2022 r.), że orzecznictwo Sądu Najwyższego jest mocno zróżnicowane w sprawie wypełniania normatywną treścią tego pojęcia i jednolitości w nim nie ma. Wyjątkowa nieostrość tak ogólnikowo sformułowanej klauzuli generalnej niejako ex definitione grozi ryzykiem podejmowania arbitralnych – a co istotne – niezaskarżalnych decyzji o przekazaniu sprawy innemu sądowi.
W obecnej sytuacji nie pomagają również wątpliwości związane ze statusem sędziów SN rekomendowanych przez Krajową Radę Sądownictwa (KRS) po 2018 r. Wszak z wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) z 3 lutego 2022 r. (sprawa Advance Pharma przeciwko Polsce, skarga nr 1469/20) wynika, że sąd w składzie z sędziami rekomendowanymi do SN przez KRS ukształtowaną po kwietniu 2018 r. nie spełnia wymogów sądu ustanowionego ustawą, o którym mowa w art 6 konwencji z wszystkimi tego konsekwencjami, głównie odszkodowawczymi.
Naruszenie zasady równości broni
Obecność art. 37 k.p.k. w systemie prawa procesowego jest faktem. Decyzja o tym, czy wystąpić w okolicznościach konkretnej sprawy do SN o przekazanie sprawy innemu sądowi z uwagi na „dobro wymiaru sprawiedliwości”, zawsze należała do sądu właściwego do jej rozpoznania. Sąd ten mógł to uczynić z urzędu, ale każda ze stron była władna złożyć stosowny wniosek i tak się po wielokroć działo. Powszechnie w praktyce przyjmuje się bowiem, że o dokonanie czynności z urzędu może również wnioskować strona. Tymczasem projektodawca chce przyznać wiążące sąd prawo do złożenia przedmiotowego wniosku wyłącznie jednej stronie – prokuratorowi.
Takie ukształtowanie przewagi procesowej prokuratora nad innymi stronami postępowania stanowi ewidentne naruszenie zasady równości broni, a przede wszystkim godzi w regułę sprawiedliwości proceduralnej. Kompletnie nie przekonuje uzasadnienie projektu w tej części, w którym stwierdza się, że: „racje celowościowe oraz względy pragmatyczne (nie wiadomo jakie – przyp. autora) przemawiają za tym, aby z wnioskiem do SN (...) mógł występować także prokurator, który w tym przypadku nie realizowałby partykularnego interesu z własnym udziałem w postępowaniu sądowym w charakterze strony (...)”.
Zacytowany passus świadczy o nieprzystającej do tego poziomu aktywności legislacyjnej praktyce zaklinania rzeczywistości przez projektodawcę. Otóż prokuratorowi – tak jak każdej z pozostałych stron procesu karnego – zależy na osiągnięciu celu procesowego, czyli wygraniu sprawy. Działając w kierunku osiągnięcia tego celu, prokurator wykorzysta – a nawet ma taki obowiązek – wszystkie przyznane mu uprawnienia procesowe. Oczywiste jest, że każda strona procesu powinna być wyposażona w podobny zestaw praw ułatwiających udowodnienie w warunkach przewodu sądowego swojej racji. Tymczasem projektodawca chce dać do ręki oskarżyciela publicznego istotny instrument umożliwiający mu wyprowadzenie sprawy z sądu właściwego do jej rozpoznania przy założeniu, że prawa tego nie będzie miał ani oskarżony, ani oskarżyciel posiłkowy.
Oskarżyciel subsydiarny za burtą
Co ze sprawami inicjowanymi przez subsydiarne akty oskarżenia? Do postępowań tych rzadko wstępują prokuratorzy, chyba że dotyczą spraw interesujących z takich czy innych względów prokuratora generalnego, którym w naszych warunkach ustrojowych jest czynny polityk o – nazwijmy to eufemistycznie – dość wyrazistych poglądach.
Dlaczego w projekcie nie przewidziano analogicznego do prokuratorskiego uprawnienia po stronie oskarżyciela subsydiarnego? Przecież ten ostatni również może mieć wątpliwości, czy z uwagi na uwarunkowania służbowe, towarzyskie, lokalne (wszystkie te przesłanki składają się w orzecznictwie SN na pojęcie „dobra wymiaru sprawiedliwości”) sąd właściwy miejscowo powinien sprawę rozpoznać. Pominięcie to stanowi klasyczny przypadek niesprawiedliwości proceduralnej, bo prowadzi do nierównego traktowania stron w takich samych sytuacjach procesowych. Należy zaznaczyć, że wiara projektodawcy (wyrażona w cytowanym wyżej uzasadnieniu do projektu) w determinację prokuratora realizującego ogólnie pojęty interes publiczny, a nie swój, czyli strony procesowej, będącego jednocześnie hierarchicznie podporządkowanym politykowi i mającego świadomość możliwości delegacji do odległej o kilkaset kilometrów jednostki, grzeszy nadmiernym optymizmem.
Wymierne przesłanki, a nie arbitralne decyzje
W komentarzu do artykułu redaktora Szymaniaka Tomasz Szafrański z Prokuratury Krajowej stwierdza m.in., że kodeks postępowania karnego zna również inne przypadki odstępstwa od właściwości miejscowej sądu, np. art. 36 k.p.k. Istotnie przepis ten pozwala na zwrócenie się do sądu wyższej instancji o rozważenie przekazania sprawy do innego sądu, jeżeli większość osób mających być wezwane na rozprawę mieszka z dala od sądu właściwego. Przedstawiciel Prokuratury Krajowej dziwi się, że jakoś nikt nie zgłasza protestów odnośnie do treści tego przepisu.
Po pierwsze pan prokurator – zapewne z uwagi na brak własnego referatu, który wymusiłby obecność na sali rozpraw – zapomniał już, jaka jest praktyka w rozpoznawaniu tego rodzaju wniosków. Pozwolę sobie zatem ją przypomnieć. O przekazaniu sprawy w trybie art. 36 k.p.k. decydują obiektywne, w pełni wymierne przesłanki związane z miejscem zamieszkania uczestników procesu (głównie chodzi o świadków) i odległości mierzone w kilometrach od siedziby sądu właściwego, a nie arbitralne rozumienie klauzuli „dobra wymiaru sprawiedliwości”. Po wtóre prawo zwrócenia się do sądu o rozważenie wystąpienia do sądu wyższej instancji w trybie art. 36 k.p.k. przysługuje na takiej samej zasadzie każdej stronie procesu, a sąd może tu działać również z urzędu.
Zwycięża opcja na skróty
Niezbyt fortunne jest powoływanie się przez prokuratora Szafrańskiego na zapisy kodeksu procedury karnej z 1969 r., chyba że chodzi o swoistą nostalgię za rozwiązaniami dającymi prokuratorowi uprawienia nie do pogodzenia z zasadami demokratycznego państwa prawa, np. w zakresie stosowania tymczasowego aresztowania nazywanego wówczas „sankcją prokuratorską”.
Nie sposób również zgodzić się z tezą, jakoby sądy ignorowały wnioski o zwrócenie się do SN w trybie art. 37 k.p.k., w ogóle ich nie procedując. Sąd ma obowiązek ustosunkowania się do każdego wniosku formalnego. I to od determinacji stron, w tym również prokuratora, zależy, czy tak się stanie. Pan prokurator skarży się, iż nie słyszał o przypadku uchylenia z tego powodu wyroku. Owszem, nie wystarczy powołanie zarzutu nierozpoznania wniosku o zastosowanie trybu z art. 37 k.p.k. Należy jeszcze wykazać, że ziszczenie się takowego zarzutu miało wpływ na treść rozstrzygnięcia. I tu prokurator ma pole do popisu. Jak widać jednak, zwycięża opcja „na skróty”, przez przyznanie oskarżycielowi publicznemu uprawnienia wiążącego sąd, którego odmawia się innym stronom.
Kiedyś już była taka sprawa…
I ostatnia ważna kwestia. W treści obowiązującego art. 37 k.p.k., a także tego projektowanego, mówi się o wniosku o przekazanie „sprawy” innemu sądowi. Pojęcie „sprawa karna” nie ma definicji ustawowej. Sprawą karną jest każde zagadnienie procesowe zainicjowane stosowną skargą lub wnioskiem, a także to podjęte przez sąd z urzędu. A więc chodzi tu nie tylko o sprawy przekazane z aktem oskarżenia do sądu, sprawy o zastosowanie środków zabezpieczających, ale też sprawy o zastosowanie np. tymczasowego aresztowania.
Te ostatnie są uwarunkowane pewnymi ograniczeniami temporalnymi. Sprawa o zastosowanie tymczasowego aresztowania w trybie procesowego zatrzymania musi być rozpoznana przed upływem 72 godz. Trudno więc wyobrazić sobie zastosowanie w tych wąskich ramach czasowych procedury, o której mowa w omawianym art. 37 k.p.k. Są jednak sprawy o zastosowanie tymczasowego aresztowania, w których reżim czasu na ich rozpoznanie nie jest tak restrykcyjny. Wyobraźmy sobie zatem sprawę o zastosowanie tymczasowego aresztowania w tym trybie wobec – powiedzmy – znanego adwokata, kiedyś prominentnego polityka, a dzisiaj krytyka władzy, w szczególności ministra sprawiedliwości. Po przeprowadzeniu nowelizacji art. 37 k.p.k. prokurator będzie mógł wyrazić votum nieufności wobec sądu właściwego do rozpoznania takowego wniosku, żądając skutecznie przekazania akt z wnioskiem do SN w celu wyznaczenia innego sądu. Zdaje się nawet, że była taka sprawa... Jeśli mnie pamięć nie myli – przegrana dotkliwie przez prokuraturę.©℗
Przewaga procesowa prokuratora nad innymi stronami to naruszenie zasady równości broni, które godzi w regułę sprawiedliwości proceduralnej